22/2021

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Przebłyski Z dnia na dzień

Brednie historyczne

Więcej historii w szkole – to kolejny pomysł Czarnka i jego pomagierów na wciskanie młodym kitu. Tudzież obsesji, które lęgną się w głowach dojnej zmiany. Historia à la PiS to życzeniowe brednie i opis tego, jak niegdyś było pięknie. Próba z góry skazana na klęskę. Bo jej napędem są tak egzotyczni odkrywcy „prawdziwej historii” jak Tadeusz Płużański, Jerzy Bukowski czy Filip Frąckowiak. Specjaliści od wielkich zasług „Ognia”, „Burego”, szpiega Kuklińskiego itd. Jak słuchamy tego, co mówi minister Czarnek, to jakieś złośliwe echo dopowiada: „Czarna sotnia, czarna sotnia”. Eksperyment ideologiczny na uczniach czeka los religii w szkole. Uczniowie garną się do niej, że aż strach.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 22/2021

Truciciel z Polanicy-Zdroju Piszę do czytelników PRZEGLĄDU, a szczególnie do ministra Dworczyka, którego, choć pewnie czytelnikiem PRZEGLĄDU nie jest, sprawa dotyczy równie mocno jak wszystkich. Czyste powietrze! Jestem obecnie podopieczną Centrum Pielęgnacyjno-Opiekuńczego w Polanicy-Zdroju. Nie wiem, ile czasu mi zostało, ale chcę bronić świata i jego maleńkiego skrawka. Miejsce, które chcę panu ministrowi pokazać, to skrawek ziemi w Polanicy-Zdroju. Jest pan posłem z Dolnego Śląska. Proszę obejrzeć piękną posesję przy ul. Żeromskiego 24, ukrytą wśród zieleni. W tym sielankowym zakątku dobrze się ma zatruwalnia powietrza. Codziennie wieczorem z komina willi buchają kłęby duszących dymów. Właściciel domu, którym jest policjant, o czym wiedzą mieszkańcy Polanicy, spala jakieś zjadliwe, trujące odpady i śmieci. Wszyscy z okolicy znają truciciela. Ale po kilku próbach interwencji nikt już nie podejmie żadnych kroków w celu zlikwidowania małego „otwartego krematorium”. Polanica to niewielka miejscowość, a przestępcza działalność, o której piszę, trwa, bo tu – jak wszędzie w Polsce – ważniejsi są kumple niż prawo. Te małe spalarnie są posłańcami śmierci. Trzeba z nimi walczyć. Faktycznie, a nie tylko wystąpieniami, powoływaniem nowych instytucji, drukowaniem kolejnych plakatów. Ludzie, patrzcie, co palą wasi sąsiedzi, i pamiętajcie, że trucizny nie ulatują w nicość, ale pozostają w płucach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Złota, Źródlak i reszta

W Solcu Kujawskim pod Bydgoszczą pomoc znalazło prawie tysiąc jeży Choć to maj, jeżyca Złota jeszcze śpi w hibernatorze, czyli wielkim, drewnianym pudle z wydzieloną sypialnią i jadalnią. Trafiła do jeżowego schroniska w Solcu Kujawskim w lipcu zeszłego roku, po tym jak znaleziono ją w podbydgoskim Osielsku na poboczu drogi. Nie ruszała się już. Znalazła ją para ze Złotnik Kujawskich – stąd imię Złota. Namiar na solecki Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt „Azyl dla Jeży” znalazcy o dobrym sercu odszukali w internecie. Szybko okazało się, że jeżyca najprawdopodobniej nie tylko została potrącona przez samochód, ale i dwukrotnie zraniona podkaszarką. Cięcia od żyłki czy noża podkaszarki łatwo rozpoznać – są proste, bardzo głębokie, silnie uszkadzające. Złota przeszła wiele badań i trzymiesięczne leczenie. W listopadzie zasnęła, czyli przeszła w stan hibernacji, w którym spowolnione zostają procesy życiowe i obniża się temperatura ciała, pozwalając jeżom przetrwać niesprzyjające zimowe warunki: brak pokarmu i niską temperaturę. Obok Złotej, w swoim odrębnym hibernatorze, mieszka Źródlak Duży, znaleziony w kwietniu br. na ulicy Źródlanej w podtoruńskim Lubiczu. Był słaby, chwiejny, osowiały, okropnie zarobaczony. Ważył ledwo 354 g. Tak mały jeżyk w bardzo zimnym kwietniu nie miałby szans na przetrwanie bez ludzkiej pomocy. W Solcu został

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

500+ HIT czy KIT?

Z wypowiedzi matek: ratuje godność, daje poczucie bezpieczeństwa, a nierzadko dach nad głową. Mimo to poparcie dla programu spada 500 zł na każde dziecko – Beata Szydło, ówczesna kandydatka PiS na premierkę, w 2015 r. powtarzała tę frazę w bodaj każdej przedwyborczej obietnicy. Gdy po wygranych wyborach rząd ogłosił, że program ruszy w kwietniu 2016 r., ale świadczenie w wypadku rodzin przekraczających niski próg dochodowy (800 zł netto na członka rodziny, 1,2 tys. zł w przypadku dziecka z niepełnosprawnością) będzie się należało dopiero od drugiego dziecka, przez kraj, prócz dominujących okrzyków radości, przetoczyła się zauważalna fala krytyki. Zależność „im więcej dzieci, tym więcej pieniędzy” w połączeniu z faktem, że rodzice jedynaków najczęściej nie dostali nic, bardzo szybko zbudowała krzywdzący stereotyp: polskie rodziny sprzedały swoje głosy za socjal, a wielodzietność to świadectwo bycia łasym na państwową forsę. Mit 1 – wzrośnie patologia „Niestety, jak patrzę na patologię, co będzie dostawać po 3-4 tys. plus zasiłki i inne zapomogi, to ch… mnie strzela. Z etatem męża i działalnością gospodarczą, za którą odpowiada się całym swoim majątkiem, zamiast zbliżyć się do klasy średniej, zbliżamy się do patologii, która za nicnierobienie niedługo będzie miała tak samo jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Miejsce krytyków zajęli influencerzy

Łatwo z wolnego artysty stać się wykonawcą poleceń ludzi z pełnymi kieszeniami Pietro Marcello – włoski reżyser filmowy Krytycy nazwali cię nadzieją włoskiego kina. Czy podczas pracy nad „Martinem Edenem” czułeś w związku z tym szczególną presję? – Nie, w ogóle nie myślałem w ten sposób. Chcę z filmu na film się rozwijać i szukać nowych wyzwań. W związku z tym dążyłem do tego, aby „Martin Eden” był zdecydowanie najbardziej złożonym i skomplikowanym projektem w całej mojej dotychczasowej karierze. Jakie trudności towarzyszyły ci na planie? – Musieliśmy uwinąć się ze zdjęciami w ciągu trzech tygodni, a to bardzo mało czasu, zwłaszcza jak na film, który trwa 130 minut. Poza tym kręciliśmy w wielu miejscach, więc musieliśmy sprawnie przemieszczać duże grupy ludzi. Takie sytuacje uczą pokory i elastyczności. Gdyby nie to, że dysponuję odrobiną wiedzy na temat sztuki operatorskiej i parę razy sam stanąłem za kamerą w zastępstwie głównego operatora, nie ukończylibyśmy tego filmu w terminie. Takie podejście wymaga chyba grubej skóry i dużej dawki pewności siebie? – W moim przypadku to raczej kwestia doświadczenia. Przez wiele lat kręciłem filmy dokumentalne, a przy pracy nad nimi nie masz wyjścia, musisz umieć improwizować i być przygotowanym na wszystko. Poza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Mamy marzenia: batożenie, dożywocie, śmierć

Kiedy już Walter Lippmann odkrył do końca istnienie opinii publicznej (słynna książka pod tym tytułem wydana w 1922 r.), życie publicystów i polityków stało się łatwiejsze. Doskonalone wyniki badań dorzucały nowego paliwa do niekończącego się nigdy sporu o to, jacy chcemy być, co myślimy o sobie, a co – i to ważniejsze – myślimy o innych: ich życiu, wyborach, myśleniu, poglądach, ubiorze, fryzurze, domu, samochodzie, pracy, podatkach, wyborze szkoły dla pociech, Hitlerze i Stalinie, wojnie, złodziejach samochodów, odkurzaczach. Otworzyła się nowa epoka. Badania i zarazem kształtowania opinii. Dopytywania i wyciągania wniosków. Istnienie mediów społecznościowych jest ucieczką do przodu. Żadna próba badawcza, nawet najbardziej „reprezentatywna”, nie może się porównywać z niepoliczalnymi terabajtami danych, jakie zgromadził na temat miliardów mieszkańców Ziemi taki Facebook. Nikt nigdy nie wiedział tak wiele o wszystkich. Powstał nowy, globalny instrument zarządzania masami. Choć nie znamy jego struktury decyzyjnej, własnościowej, nie rozumiemy konsekwencji podpisania cyfrowego pergaminu, przy którym wysiłki faustowskiego Mefista to jakiś drobnicowy żarteluszek, nieświadomie jesteśmy wciągani w tryby udzielanych zgód za możliwość „darmowego” korzystania z cyfrowych przestrzeni. Ale nie o tym chciałem. Wciąż istnieją antyczne pracownie badań opinii publicznej, sondażownie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski Z dnia na dzień

Mamy jeszcze dużo zapału do rządzenia

Tego się nie spodziewaliśmy po tym polityku. Cóż, chwila słabości dopadła nawet tak cynicznego gracza jak Adam Bielan. W rozmowie z tygodnikiem „Sieci” dumnie ogłosił: „Mamy jeszcze dużo zapału do rządzenia”. Bielan ciągle jest samozwańczym p.o. prezesem Porozumienia Jarosława Gowina. I w związku z tą samonominacją bardzo zabawną figurą. Ale też politykiem wyjątkowo bezwzględnym w dążeniu do celu. Jeśli czegoś mu brak, to refleksu. Potrzebował trzech lat, by się zorientować, że w jego partii nie było wyborów prezesa. Znosił tego uzurpatora Gowina, bo „ma jeszcze dużo zapału do rządzenia”. Nie tylko on, bo do pisowskiej władzy butaprenem przykleili się jego stronnicy Gryglas i Żalek.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Dziewczyna szatana

Lokalne media obejmujące patronat nad wystawami w opolskiej Galerii Sztuki Współczesnej poprosiły, by ich nazwy nie było na plakatach Malwa, drobna, dziewczęca, właśnie zsiadła z roweru, swoistego dzieła sztuki. Przyjechała nim w butach na kilkunastocentymetrowych obcasach, one też są pokryte rysunkami. – Są idealne do jeżdżenia, chodzić w nich nie lubię – śmieje się Malv Miel. Siadam na burgundowym fotelu, który służy w performansach online, towarzyszących wystawie jej prac „Dziewczyna szatana”, otwartej w opolskiej Galerii Sztuki Współczesnej w połowie kwietnia, wtedy bez publiczności. Dzięki wielu pomysłom Malv Miel i kuratorki Natalii Krawczyk wystawa żyje w internecie. Krawczyk, badaczka sztuki, nauczycielka akademicka, feministka, współpracuje z ASP we Wrocławiu i Uniwersytetem Opolskim, jest kuratorką wielu wystaw, od przeszło 10 lat pracuje w GSW. – Zdecydowałam się na Malv, bo to wyjątkowa osoba, a prezentacja jej prac jest raczej „wystawą postawą”. Od lat przyglądam się jej z podziwem, potrafi włożyć kij w mrowisko w nonszalancki sposób, z odwagą, a przy tym jest subtelna i bezproblemowa. Jest prawdziwą pacyfistką, ale nie konformistką. Oprócz sztuki zajmuje się muzyką, jest kuratorką w prywatnej Galerii Panaceum, robi wiele innych rzeczy. Opowiada o sobie, o kobiecie, która się nie podporządkowuje – wyjaśnia.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Superżywność

Polacy szukają magicznych rozwiązań, które natychmiast poprawią samopoczucie czy pomogą schudnąć Hanna Stolińska – doktor nauk o zdrowiu, dietetyk kliniczny   Sproszkowany baobab, moringa, jagody camu camu lub acai – jakie są inne, ale równie oryginalne przykłady superżywności? – Owoc lucumy, guarana, surowe kakao czy babka płesznik. Superfoods, bo tak też się o nich mówi, jest faktycznie bardzo dużo. Zaliczyć można do nich także komosę ryżową, białko konopne czy macę uprawianą na wysokości 3,5 tys. m w Andach. Jagody goji, nasiona chia, miechunka peruwiańska – można by tak długo, bo Polacy kochają nowości. A co jest teraz na topie? – Algi morskie, wodorosty – chlorella i spirulina. A kimczi i kombucza? – Też, ale to nie nowość, bo moda na nie teraz wraca. Zresztą trudno się dziwić, skoro coraz więcej osób przekonuje się, że fermentowane produkty są bardzo korzystne dla jelit. A mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest to bardzo duży problem. W moim gabinecie co drugi pacjent ma dolegliwości żołądkowo-jelitowe – i nawet jeśli nie przychodzi z nimi bezpośrednio, to zapytany zawsze przyzna, że coś jest na rzeczy. Nic więc dziwnego, że Polacy szukają naturalnych prebiotyków i kiszą teraz także buraki czy rzodkiew. Tak na marginesie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Technologie

Powrót do lotów

W historii programu straciliśmy dwa promy kosmiczne z załogami. W 1986 r. przy starcie rozbił się Challenger, w 2003 r. podczas powrotu – Columbia Katastrofalne zdarzenia nigdy nie mają tylko jednej przyczyny. Ściślej mówiąc – taka pojedyncza przyczyna może istnieć, ale jest to nieistotny detal, który nie miałby znaczenia, gdyby nie szereg okoliczności prowadzących do tragedii. W metodologii badania wypadków bywa to nazywane łańcuchem błędów. Chcąc poznać faktyczną przyczynę zdarzenia, należy podążać jego tropem od zdarzenia partykularnego (przyczyny bezpośredniej) do przyczyny zasadniczej, czyli tego, co sprawiło, że małe zdarzenie mogło doprowadzić do katastrofy. Jeśli dochodzenie wykaże, że przyczyną wypadku samolotu była poluzowana śruba, to problem tak naprawdę nie zostaje wyjaśniony. Bliżej odpowiedzi będziemy, jeśli ustalimy na poziomie mechanicznym, dlaczego śruby się luzowały. Jeśli jednak ma nie dojść do podobnego wypadku, musimy ponawiać pytanie „dlaczego?” tak długo, aż poznamy zasadniczą przyczynę tego, że śruby były poluzowane. Zwykle na końcu kryje się ludzki błąd, któremu w jakiś sposób da się zapobiec. Na tym w skrócie polega badanie wypadków. Brzmi to nieskomplikowanie, ale jeśli przyczyny zdarzenia były złożone, może to zająć bardzo wiele czasu. W historii programu straciliśmy dwa promy kosmiczne wraz z załogami. W 1986 r. podczas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.