Joe Biden zapowiada walkę z oszustwami fiskalnymi, ale sam jej nie wygra Podatki, tak jak śmierć, nie omijają nikogo – to jedno z najbardziej wyświechtanych powiedzeń o ludzkim losie. Ale coraz częściej okazuje się, że ta mądrość nie ma nic wspólnego z prawdą. Podatki wcale nie są uniwersalnym elementem życia społecznego. Na poziomie jednostki być może nieco trudniej ich uniknąć, lecz wielkie korporacje nierzadko mogą funkcjonować w świecie bez obciążeń podatkowych. Niemal zerowe daniny od przychodu, rezydencje prawne na egzotycznych wyspach lub w państwach konkurujących ze sobą w neoliberalizmie, armia doradców dbających, by bogaci nie musieli dzielić się niczym. W pakiecie bonusy – od możliwości zatrudniania najlepszych specjalistów po kosztach, przez paszporty bananowych republik, po eksponowane stanowiska dyplomatyczne. Unikanie podatków może na dobrą sprawę skutkować życiem bez problemów. Jak w raju. Małe podatki dla dużych O tym, że globalne podatkowe równanie w dół, rozpoczęte niemal pół wieku temu przez proroków wolnego rynku i końca historii, jest krwawiącą raną światowej gospodarki, wiadomo nie od dziś. Praktycznie co roku śmiech i konsternację wywołują doniesienia prasowe o wysokości podatków płaconych w Europie przez amerykańskie korporacje technologiczne. W 2019 r. Facebook oddał brytyjskiemu fiskusowi 26 mln funtów – grosze, jeśli weźmiemy pod uwagę, że przychody spółki na Wyspach wyniosły w tym samym czasie 1,6 mld funtów. Oznacza to stawkę podatkową na poziomie nieco ponad 1,5%. O takim traktowaniu przez skarbówkę jakikolwiek obywatel Wielkiej Brytanii mógłby co najwyżej pomarzyć. To i tak nie najgorszy wynik, bo od kilku lat gigant technologiczny podnosi swój wkład podatkowy na Starym Kontynencie. Innymi słowy, cieszmy się, bo niedawno było znacznie gorzej. W poprzednich latach zdarzało się, że firmy z Doliny Krzemowej tak dobrze ukrywały przychody, że ich obciążenia fiskalne wynosiły zaledwie kilkanaście tysięcy funtów rocznie. Swoboda brytyjska jest i tak niczym przy dziurach, jakie ma w swojej ordynacji podatkowej Irlandia. Tam CIT dla spółek technologicznych wynosi 12,5%, a więc o 7,5 pkt proc. mniej niż u sąsiadów. Daje to jeszcze większą szansę na zatrzymanie zysków w kieszeni – co globalne korporacje skrzętnie robią. Używając tego samego przykładu: Facebook w Irlandii zarobił 4,83 mld euro, podatku zapłacił 3,4 mln – 0,7%. Patrząc na te dane, widzimy, że określenie raj podatkowy jest naprawdę trafne. Sposoby na unikanie płacenia podatków są bardzo zróżnicowane i wyrafinowane. Tak samo jak owe raje, spośród których nie wszystkie oferują usługi w takiej samej formie. Jedne mają po prostu niskie stawki podatkowe. Ale na świecie istnieje aż 10 rezydencji podatkowych (bo nie wszystkie są suwerennymi państwami) oferujących zerową stawkę daniny dla spółek. Na tej liście najwięcej jest wyspiarskich terytoriów na Karaibach, które na modelu bezpodatkowym opierają nie tylko całą swoją gospodarkę, ale często w ogóle niezależne istnienie. Nic ze swoich przychodów nie muszą też oddawać chociażby podmioty zarejestrowane na wyspie Man. A to już nie bananowe Karaiby, ale Europa z krwi i kości. Man leży praktycznie na środku Morza Irlandzkiego, 260 km od brzegów Irlandii i niecałe 150 km od Wielkiej Brytanii, i jest tzw. dependencją korony brytyjskiej, czyli terytorium zależnym. Nie jest niepodległym państwem, lecz autonomię w granicach Zjednoczonego Królestwa ma imponującą. Nie obowiązuje tu brytyjskie prawo, a więc i brytyjska ordynacja podatkowa. Parlament w Westminsterze nie sprawuje żadnego nadzoru, a piecza królowej jest czysto symboliczna. Jednocześnie dolecieć tu można w trzy kwadranse z Dublina bądź Liverpoolu. Łatwo więc nie tylko mieć tu biuro, ale nawet bywać w nim czasami (co w rajach podatkowych nie jest przez nikogo wymagane do rejestracji i prowadzenia biznesu). Dziury na Wyspach Czym innym jest jednak budowanie całego ustroju niewielkich wysepek lub archipelagów na idei zerowego podatku dla firm, a czym innym oferowanie podatkowych przywilejów w prezencie, po to by zagraniczny inwestor łaskawie spojrzał w naszą stronę. To przypadek nie samej Irlandii, ale też Wielkiej Brytanii, Holandii, Grecji i wielu innych rozwiniętych gospodarek. Tam problemem jest ślepa, niepohamowana wiara w niewidzialną rękę rynku. Przekonanie, że wysokie stawki podatkowe odstraszyłyby pracodawców, a to, czego te podmioty fiskusowi nie oddadzą, i tak trafi do społeczeństwa, tylko pod inną postacią, najczęściej pensji. Ponieważ w zglobalizowanym świecie globalna jest również konkurencja, wygrać rywalizację o miano kraju najatrakcyjniejszego dla inwestorów