Wymiar niesprawiedliwości?

Wymiar niesprawiedliwości?

Czy sędziowie i prokuratorzy są bezstronni

Sędziowie i prokuratorzy bardzo się oburzają, gdy stawia się pytania o ich bezstronność. Czy sędziów gdańskich, którzy z góry ustalali z adwokatem wysokość wyroku, i zamieszanych w to prokuratorów też nie można tknąć słowem?
A przecież oprócz spraw kryminalnych są sprawy, wokół których aż się gotuje od politycznych emocji. W tych przypadkach też nie wolno pytać, czy prokuratorzy i sędziowie potrafią zachować obiektywizm? Bo że naciskom są poddawani, to ujawnił publicznie sędzia Marek Celej, przewodniczący składu sądzącego w pierwszej instancji Lwa Rywina. Rywina uznano wtedy za oszusta. Druga instancja, uciekając się do czwartej interpretacji tego samego przypadku, orzekła jednak, że Rywin nie oszukał, tylko dopuścił się płatnej protekcji, i za to wlepiła mu dwa lata. Tym razem prawomocnie, co zaspokajało pragnienie prasy, liderów sejmowej Komisji Śledczej i najwyższych organów prokuratorskich. Rywin więc siedzi, choć ani pieniędzy nie wziął, ani nie ustalono „grupy trzymającej władzę”.
Mec. Wojciech Tomczyk, obrońca Rywina: – Gdybym miał mówić o wrażeniach … no cóż – przyjęta konstrukcja zarzutu: pomoc Rywina dla grupy trzymającej władzę, której nie spersonifikowano, której więc nie ma, i która (nie istniejąc) postanowiła wykonać czyn płatnej protekcji, czyli za pieniądze ulepić ustawę wedle obstalunku – to wygląda dosyć karkołomnie. Nie znając osób tworzących grupę, nie można nawet ocenić, co było jej zamiarem, czy rzeczywiście czyn płatnej protekcji. W tej sprawie było co najmniej kilka wątków wymagających rozstrzygnięcia po wcześniejszym uzupełnieniu dowodów. Ot, choćby spór pomiędzy sądami obu instancji o to, czy grupa w ogóle istniała. Nie było potrzeby pośpiechu. Jeśli jednak od tego wyroku miało zależeć, czy prokuratura podejmie postępowanie ustalające, czy istniała „grupa trzymająca władzę” w sytuacji, gdy sąd pierwszej instancji absolutnie i jednoznacznie wykluczył jej istnienie, to moim zdaniem, sąd apelacyjny, torując drogę do nowego postępowania prokuratorskiego, podjął ogromne ryzyko. Poprawiony został kontrolowany wyrok po uprzednim zmienieniu ustaleń. To rażące naruszenie prawa dostrzegła również Prokuratura Apelacyjna w Warszawie.
W tej sprawie trwa obecnie postępowanie wykonawcze w związku z dobrowolnym stawieniem się Lwa Rywina do zakładu karnego na wezwanie sądu. Każdy, kto zapozna się na przykład z przebiegiem posiedzenia Sądu Penitencjarnego w sprawie udzielenia przerwy w odbywaniu kary w celu przeprowadzenia niezbędnych zabiegów i leczenia, posiedzenia, które bez rozstrzygnięcia było pięciokrotnie przerywane, łatwo uzna, że z przyczyn pozaprawnych pan Lew Rywin jest traktowany jak obywatel drugiej kategorii. Moim zdaniem, tylko z powodu obawy, jak decyzję sądu odbiorą media. Wydaje mi się, że nie doceniamy groźnych implikacji zjawiska wpływu mediów na wymierzanie sprawiedliwości. W związku z głośną ostatnio sprawą wyłączenia sędziów mających rozpoznawać odwołanie Józefa Oleksego od orzeczenia lustracyjnego pod wpływem serii artykułów w „Życiu Warszawy” rzecznik praw obywatelskich, Andrzej Zoll, profesor, ale i wybitny praktyk, wypowiedział znamienne słowa: – Oburza mnie kampania prasowa, ale zarazem dziwi brak odporności sędziów na medialne wydarzenia.

Ten zabawny Anczykowski

Przekonanie, że sądy i prokuratura biorą udział w grach politycznych, podsyciła sprawa kielecka. Tamtejszy sąd w osobie przewodniczącego składu sędziowskiego, sędziego Anczykowskiego, skazał Zbigniewa Sobotkę nie za to, iż przekazał tajną informację – bo tego nie był w stanie Sobotce wprost udowodnić – ale za to, że mógł przekazać, bo Sobotka miał odpowiedni po temu aparat telefoniczny.
– Pan jest także obrońcą Sobotki…
Mec. Wojciech Tomczyk: – Argument, którego użył sąd, był jednym z wielu pokazujących słabości dowodowe w tym procesie. Jeżeli nie mamy dowodu na to, że Sobotka poszukiwał Długosza w celu uzyskania z nim kontaktu po to, by poprzez niego kogoś ostrzec, bo nie ma żadnego śladu choćby próby takich starań Sobotki, to przyjęcie rozwiązania, że wprawdzie dowodu nie ma, ale być może użyto odpowiedniego środka technicznego, który nie pozwala na uzyskanie potwierdzających ten fakt billingów, jest podwójnym błędem, który skandalizuje rezultat, czyli wyrok. Po pierwsze, sąd wbrew procedurze nawet nie podjął próby sprawdzenia, czy przypisywane temu aparatowi telefonicznemu właściwości są prawdziwe. Popełniwszy ten oczywisty grzech zaniechania wyjaśnienia wątpliwości, uznał następnie, że wątpliwość może być rozstrzygnięta na niekorzyść oskarżonego, choć reguła procesowa jest wręcz odwrotna. Sąd świadomie ją naruszył. Do tego jeszcze okazało się, że ten rzekomo czarodziejski telefon poddaje się takiej samej kontroli jak każdy inny. Czyli ta poszlaka rwie cały łańcuch. Co robi sąd? – ratuje się i łata łańcuch poszlak domniemaniem. Aż się prosi, żeby zapytać, dlaczego to robi?

Jakość klasy

Sędzia Marek Celej, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, zdaje sobie sprawę, że sędziowie nie cieszą się przesadnie dobrą opinią. I on jest zdania, że ma na to wpływ polityka. Początków nieszczęścia upatruje jednak w latach 80. Wiele wówczas osądzonych osób dziś przekonuje, że ponieśli niezasłużoną karę, podyktowaną presją polityczną czy wręcz orzeczoną na zamówienie władz.
Marek Celej: – Dziś bardzo trudno osądzić, czy zachowanie sprzeczne z dekretami stanu wojennego rzeczywiście automatycznie powodowało u sędziów poczucie, iż mogą odrzucić pojęcie własnej niezawisłości. Przypomnę jednak, że w latach 90. obowiązywała specjalna ustawa, na podstawie której badano, czy w stanie wojennym i potem – do końca lat 80. sędziowie sprzeniewierzali się idei niezawisłości. Mówię o słynnej weryfikacji, czyli o ustawie obowiązującej od 1998 do 2002 r., a więc cztery lata. Okazało się, że z tej wielkiej armaty, która miała wystrzelić w kierunku sędziów, wyszło kilka niewielkich pocisków. Jednakże pokłosie moralne i społeczne skutki tej ustawy, zbudowanej przecież na niechęci do sędziów w ogóle, są do dziś niedobre. Dla wielu polityków, którzy nie spodziewali się tak mizernych efektów weryfikacji, bo nie mają pojęcia o prawie i procedurach, pozytywna weryfikacja jakiegoś sędziego, to wystarczający powód do nieskrępowanego i na ogół demagogicznego ataku na sędziów in corpore. Niestety, było przyzwolenie i sankcjonowanie takich postaw w najwyższych kręgach wymiaru sprawiedliwości. Myślę tu o byłym prezesie Sądu Najwyższego i byłym przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa, prof. Strzemboszu, który ciągle mówił o sędziach – „czarnych owcach”. Spełniając swoją idée fixe szukania „winnych”, dawał tym samym przyzwolenie dla mniej znaczących harcowników.
Po obradach Okrągłego Stołu na scenę wkroczyła Krajowa Rada Sądownictwa, nowy organ konstytucyjny, który miał stać na straży niezależności i niezawisłości sądów. No ale jak to u nas – teoria sobie, życie sobie. Bardzo ważnym dla środowiska sygnałem, że za fasadą nowych słów nadal są te same zwyczaje, była postawa Hanny Suchockiej, minister sprawiedliwości, która ostentacyjnie, kilka minut po kolejnym wyroku uniewinniającym oskarżonych w sprawie kopalni Wujek, wyrok ten skrytykowała i zapowiedziała kroki prawne w kierunku jego podważenia.
Marek Celej: – Pani minister podważała bardzo ważny element pracy sędziego – jego niezawisłość. Ale właśnie tak politycy postępowali. To podniecało do następnych oskarżeń – o stronniczość, że wyroki są niesprawiedliwe itp. Powodowało, że dziennikarze relacjonując takie wypowiedzi przesyłali społeczeństwu taki właśnie sygnał – sądy są stronnicze i niesprawiedliwe. To bardzo źle odbija się na prestiżu sądów i sędziów. Ciągle nas politycznie się szufladkuje. A przecież niezależnie od wszelkich postępowań weryfikacyjnych i od burz politycznych trwa wymiana kadr. Różne są tego przyczyny – na przykład rynek, który oferuje wykształconym prawnikom inne, atrakcyjniejsze oferty pracy. W każdym razie w tej chwili na liczący ok. 10 tys. osób korpus sędziowski 8,5 tys. to ludzie nowi i młodzi. Owszem, oni mogą popełniać jeszcze błędy, mogą tu i ówdzie się zagubić, ale to są na ogół rzadkie przypadki. Do takich zaliczam ten w ostatnich dniach głośny przypadek nieformalnych układów z sądu gdańskiego. Zdecydowana większość, w ogóle nieporównywalna, jest dobrym nabytkiem wymiaru sprawiedliwości. Już orzekają, nabierają niezbędnego szlifu, już są nową jakością, mimo wszystko. Jak w każdym zawodzie i w tym także nie tylko teoria, ale i trening czyni mistrza. Co mnie najbardziej boli – to, że jeśli w tak licznej zbiorowości zdarzy się jakiś przypadek postępowania niegodnego, patologicznego, to od razu odżywają opinie, że w ogóle wszyscy są źli.
– Czy to znaczy, panie sędzio, że chce pan powiedzieć, iż Temida zawsze ma szczelnie zasłonięte oczy i nie używa fałszowanych odważników?
Marek Celej: – Tego nie twierdzę. Ja tylko mówię, że wszelkie uogólnianie, z którym niestety ciągle mamy do czynienia, jest niesprawiedliwe i niegodne. A przecież sędziowie też są ludźmi. Czytają, oglądają. I jeśli nie są pewni swojej pozycji, jeśli nie mają pewności, że stoi za nimi państwo, to wtedy tak, wtedy rozglądają się wokół siebie. Chcę powiedzieć wprost – jeśli klasa polityczna nie przyjmie do wiadomości, że niezawisłość sądów jest także w jej interesie, to nie uczynimy poważniejszego kroku ku światowym standardom. Politycy mają aż nadto dowodów, że i oni w każdej chwili mogą zmienić się z recenzentów w recenzowanych. A wtedy też chcieliby być ocenieni sprawiedliwie, a nie pod kątem potrzeb ich politycznych przeciwników.
– Zatem nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe?
Marek Celej: – Właśnie tak. Tylko tyle i aż tyle.
Czy niezależni, niepracujący „pod media” i „pod polityków” sędziowie, w ogóle występują w przyrodzie?
Mec. Wojciech Tomczyk: – Nie mam najmniejszych wątpliwości. W sprawach może mniej głośnych sędziowie potrafią podejmować decyzje skutecznie hamujące, pojawiające się w sali sądowej wraz z tą czy inną sprawą, intencje polityczne. Tak jest w 95% spraw, które prowadzi moja kancelaria.
– 95% to jednak nie sto. Czy więc pańskim zdaniem są takie sytuacje, że Temida unosi nieco opaskę znad jednego przynajmniej oka, popatrując czujnie dookoła?
Mec. Wojciech Tomczyk: – Dotyczy to wąskiego kręgu spraw, ale chyba jednak tak, chyba jednak tak.

Samoobrona

Obserwując wydarzenia polityczno-procesowe, dochodzę do wniosku, że w sprawach mających polityczny posmak, prokuratura wyda każde pieniądze na przesłuchania, na ekspertyzy, telemosty, podróże, opinie i co kto chce, byle tylko zgromadzony materiał zapewniał jej samej bezpieczeństwo. Jej celem głównym jest takie postępowanie, żeby zawsze, przed każdą ekipą polityczną – czy z prawa, czy z lewa, mogła wykazać się „starannością” i „dogłębnym” sprawdzeniem wszystkich wątków. W tym dążeniu zdrowy rozsądek często schodzi na dalszy plan. Bywa, że także prawda.
Prokurator krajowy, Karol Napierski: – Owszem pewne sprawy wywołują emocje. Jako prokurator, który pracuje ponad 40 lat w służbie czynnej, od prokuratury rejonowej poczynając, jestem jednak przekonany, że posądzenia o wybiórcze traktowanie przez prokuratorów spraw, którymi się zajmują, nie ma żadnego uzasadnienia. To są niesprawiedliwe oskarżenia, niemające podstaw, żadnego odniesienia do rzeczywistości. Wiem, że moje zdanie może być niewiarygodne, bo bronię prokuratorów i własnego życiorysu przy okazji. Trudno. Nic na to nie poradzę – ale jest tak, jak powiedziałem. Jeśli chodzi o szczerość i uczciwość prokuratury, jestem do tych jej walorów przekonany do końca. Nawet gdy dochodzi do błędów, co się zdarza, to są to kwestie indywidualne, zdarzające się w każdym środowisku.
– Ale pan sam przecież jest poddawany regularniej obróbce politycznej, w której uczestniczą m.in. byli prokuratorzy. Mam na myśli sprawę Edwarda Mazura, oskarżanego dziś o udział w zaplanowaniu zabójstwa byłego komendanta głównego policji, Marka Papały. M.in. pańscy koledzy po fachu konsekwentnie zarzucają panu, że to właśnie pan spowodował zwolnienie Mazura z aresztu, a tym samym umożliwił mu wyjazd z kraju.
Karol Napierski: – Do zatrzymania Mazura doszło w lutym 2002 r. Prokurator apelacyjny w Warszawie, Zygmunt Kapusta, wystąpił wówczas z inicjatywą, aby skonsultować się na szczeblu Prokuratury Krajowej, co dalej robić – czy postawić mu zarzut i jaki, czy też nie. Przy czym „nie” oznaczało automatycznie jego zwolnienie. Taka konsultacja odbyła się tu, w moim gabinecie, z udziałem siedmiu prokuratorów. Doszliśmy do wniosku, że ówczesny materiał dowodowy nie pozwalał na postawienie Mazurowi zarzutów. Wypracowaliśmy w tej sprawie wspólne zdanie. Nie było tak, że ktoś miał zdanie odrębne, moje przeważyło i ja kazałem jakąkolwiek decyzję podjąć. Nie było też żadnego dalszego ciągu podjętej tu wspólnie decyzji, to znaczy prokurator prowadzący nie odmówił jej wykonania, a także nie sprzeciwił się jej jako prawnik, czego wyrazem byłoby żądanie wydania mu takiego polecenia na piśmie. Wracanie do tej sprawy przez określone osoby jest w świetle faktów metodą na prowadzenie walki opozycji z rządzącym obecnie układem politycznym. I do tej walki wciąga się prokuraturę. Nie sposób temu zapobiec, bo racjonalne argumenty nie są w ogóle brane pod uwagę.

– Jednak i prokuratorzy nie są bez winy. Poseł Wassermann też jest prokuratorem i budzący prawdziwą grozę w środowisku prawniczym pan Zbigniew Ziobro również. Prokurator Kapusta wyraźnie chce mieć pośród nich jakąś ważność. Przy czym nie bez znaczenia jest, że pan minister Kurczuk obiecał prokuratorowi Kapuście dożywotnią godność prokuratora krajowego i obietnicy nie dotrzymał. Między innymi przez pana.
Karol Napierski: – Rzeczywiście byłem przeciwny powołaniu Zygmunta Kapusty na prokuratora krajowego w tej atmosferze, w jakiej odchodził on ze stanowiska szefa Prokuratury Apelacyjnej. Przypomnę, że w sądzie rozsypały się właśnie, w okolicznościach dla urzędu prokuratorskiego kompromitujących, dowody przeciwko Grzegorzowi Wieczerzakowi. Prasa nie zostawiała na Kapuście, a więc i na prokuraturze, suchej nitki. Ta nominacja nie była uzasadniona merytorycznie. Mimo to nie wierzę, że teraz prokurator Kapusta mści się.
Po 15 latach demokratycznych przemian zwykły obywatel z sarkazmem odnosi się do zapewnień, że żyje w państwie prawa. Gołym okiem widzi przecież, że stare naciski zastąpiły nowe – w postaci układów personalnych, mediów czy nawet pieniędzy. Tym bardziej więc prokuratury i sądy – zwłaszcza w sprawach, które budzą emocje i przez to stają się niejako automatycznie szyldem „trzeciej władzy”, powinny być jak kryształ czyste i nieskalane żadnym innym pragnieniem poza sprawiedliwością… Powinny być.

 

Wydanie: 2005, 21/2005

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy