Wyszarpywanie Wilanowa – rozmowa z Pawłem Jaskanisem

Wyszarpywanie Wilanowa – rozmowa z Pawłem Jaskanisem

Spadkobiercy Branickich najpierw twierdzili, że chcą zwrotu pamiątek rodzinnych, potem zażądali niemal wszystkich muzealiów, wreszcie pałacu i parku PAWEŁ JASKANIS – dyrektor Muzeum Pałacu w Wilanowie Rozmawia Liliana Śnieg-Czaplewska Od niemal 10 lat jest pan dyrektorem wilanowskiego muzeum – obok Wawelu, Łazienek Królewskich i Zamku Królewskiego w Warszawie – najwspanialszego zespołu zabytkowego w kraju. Mówił pan otwarcie o finansach Wilanowa, choć spadkobiercy usiłowali zmusić pana do milczenia. Dzięki temu stał się pan dla jednych wrogiem, dla drugich – obrońcą, lwem stojącym na straży kulturowego dziedzictwa wszystkich Polaków. – Lew, mówi pani… To byłaby bardzo smutna konstatacja, że dziś trzeba znaleźć w sobie aż męstwo, by reprezentować wartości publiczne. Aczkolwiek wpisywałoby się to w tradycję miejsca… Bo dziedzictwo wilanowskie w tradycji polskiej, obywatelskiej, patriotycznej utożsamiane jest z najwyższymi dobrami, na straży których stali albo pierwsi obywatele Rzeczypospolitej, albo państwo, które ich w tym wspierało bądź wypełniało ich obowiązki. ZABYTKI ODDANE POD ZASTAW Co chciano osiągnąć, wytaczając panu kolejne sprawy sądowe? To miał być kaganiec? – Spadkobiercy Adama Branickiego najpierw twierdzili, że chcą zwrotu pamiątek rodzinnych, potem okazało się, że złożyli pozew o wydanie niemal wszystkich muzealiów wilanowskich, łącznie ponad 6 tys. obiektów (w tym takich, które zakupiliśmy w ostatnich latach, lub takich, które zaraz po wojnie zwieziono z innych muzeów). Następnie zażądali księgozbioru, potem ogromnego archiwum Potockich, kolejnych właścicieli Wilanowa, z bezcennymi dokumentami dotyczącymi historii Polski, np. Konstytucją 3 maja, wreszcie samego pałacu i zespołu parkowego. Na końcu przyszła kolej na moją osobę – w 2005 r. pozwano mnie za rzekome naruszenie dóbr osobistych spadkobierców w „Tygodniku Powszechnym” i pomówienie ich nieżyjących przodków. Potem próbowano oskarżyć mnie, jakobym zaniedbywał zabytki w Morysinie; teraz jest kolejna sprawa – za zwrócenie uwagi komisji sejmowej na bezczynność ABW w 2005 r., która mało skutecznie prowadziła dochodzenie w sprawie zniszczenia w ostatnich czasach przedwojennych dokumentów, dotyczących m.in. zadłużenia Wilanowa. We wszystkich tych sprawach toczą się postępowania sądowe. Zakończyły się jedynie te wytoczone mnie – z pozytywnym dla mnie skutkiem. Sprawa karna przeciwko panu skończyła się… – Umorzeniem. Udowodniliśmy, że nie zniszczyłem ruin XIX-wiecznego pałacyku w Morysinie. Wpisany został kiedyś do rejestru zabytków już jako ruina, a my zabezpieczyliśmy ją przed dalszą degradacją. W przyszłości planujemy – jeśli konserwator się zgodzi – zagospodarować to miejsce tak, aby można tam było prowadzić lekcje przyrody we współpracy z instytutami naukowymi. To przecież także rezerwat przyrody. Rozumiem, że w sprawie cywilnej orzeczono, że nie naruszył pan dóbr osobistych spadkobierców? – W listopadzie ubiegłego roku sąd apelacyjny wydał wyrok. W 50-stronicowym uzasadnieniu nie zostawił suchej nitki na pozwie spadkobierców. Wyrok był bezprecedensowy, bo po raz pierwszy sąd miał badać prawdziwość faktów historycznych sprzed kilku pokoleń. Spadkobiercy żądali, abym przedstawił świadków z 1919 r. albo umowy sprzedaży wilanowskich zabytków, których nielegalny wywóz za granicę przedwojenna prasa zarzucała Ksaweremu Branickiemu. Dziwnym trafem – którego nie umiała wyjaśnić ABW zawiadomiona przez nas o tym fakcie – wypłynęły wtedy na rynek antykwaryczny państwowe dokumenty sprzed wojny, w których znalazły się raporty na ten temat polskich oficerów kontrwywiadu z 1919 r. i policji z lat 20. Zagadkowy zbieg okoliczności. A może i nie, skoro na ślady po zaginionej wilanowskiej dokumentacji natknęliśmy się w zasobach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Warszawie… Nie rozumiem tych meandrów… – Część dokumentów, które wypłynęły w 2005 r., wykupili spadkobiercy, ale udało nam się zdobyć kserokopie! Stały się koronnym dowodem broniącym prawdziwości faktów, które opisywano przed wojną i które przywołaliśmy w „Tygodniku Powszechnym”. Drugim wątkiem była kwestia spłat gigantycznego zadłużenia Branickiego w Państwowym Banku Rolnym w czasie okupacji. Po sprawdzeniu wszystkich tomów ksiąg hipotecznych Wilanowa wyszło na jaw, że część hipotek pozostała niewykreślona, a zaświadczenia wieczystoksięgowe wystawiane kilkanaście lat temu na dowód spłaty długu stwierdzają nieprawdę. Przede wszystkim jednak wykazaliśmy, że tej spłaty dokonywano nie do uprawnionego polskiego Państwowego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 32/2012

Kategorie: Wywiady