Za nami tylko Wyspy Owcze

Za nami tylko Wyspy Owcze

Polscy piłkarze pokazali, że można zarabiać pokaźne kwoty i mieć absolutnie luźne podejście do wykonywanego zawodu

 

Polska we wrześniu zagra z Wyspami Owczymi u siebie i z Albanią na wyjeździe; następnie w listopadzie z Wyspami Owczymi na wyjeździe oraz z Mołdawią i Czechami u siebie.

 

Jeżeli do minionego wtorku byli tacy, którzy nie wierzyli, że niemożliwe jest możliwe, to po spotkaniu piłkarskich reprezentacji Mołdawii i Polski przekonali się, że owszem, jest możliwe. Jedenastka biało-czerwonych dokonała na stadionie w Kiszyniowie nie lada wyczynu, by dominując i prowadząc po pierwszej połowie 2:0, po przerwie dać się kompletnie sponiewierać i zakończyć mecz przegraną 2:3! Początek eliminacji mistrzostw Europy beznadziejny. Najpierw porażka z Czechami 1:3 w Pradze, potem skromne 1:0 z Albanią w Warszawie i teraz totalny blamaż w starciu ze 171. zespołem rankingu FIFA. W tabeli grupy E wyprzedzamy jedynie Wyspy Owcze. Ręce opadają. Bo jak po spotkaniu Fernando Santos przyznał: „Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem i nie mam dla tego wytłumaczenia”.

 

Mecz sam się nie wygra

 

O tym, że Mołdawianie u siebie potrafią zaskoczyć rywali, przekonali się Czesi, zaledwie remisując bezbramkowo z podopiecznymi Sergheia Cleşcenco. Wydawało się więc, że nie ma mowy o jakimkolwiek deprecjonowaniu rywali, co podkreślali na przedmeczowej konferencji prasowej selekcjoner Santos oraz bramkarz Szczęsny. A jednak stało się inaczej.

Kolejny raz przychodzi się zastanawiać, jak złożona z piłkarzy najlepszych lig świata reprezentacja Polski przegrywa z kadrą wartą tyle, co jeden z naszych reprezentantów średniej klasy. Była to bowiem istna deklasacja.

Ulubieniec tifosich z Neapolu Piotr Zieliński popełnił poważny błąd przy pierwszym golu dla gospodarzy. – To jest ciężkie, biorę to na siebie. Zaczęło się ode mnie – fatalna strata. Podpaliliśmy Mołdawię. Nabrali wiatru w żagle i przegraliśmy. To, co było w drugiej połowie, było fatalne. Jestem zmiażdżony – mówił po meczu.

Gospodarzom udało się wyrównać po akcji Iona Nicoălescu, który po podbiegnięciu pod pole karne Polaków okiwał Jana Bednarka i uderzeniem w kierunku dalszego słupka doprowadził do remisu. Nasz obrońca zdobył się na szczere wyznanie:

– Myśleliśmy, że mecz sam się wygra i pojedziemy na wakacje. Niestety, tak się nie stało. Zasłużyliśmy na wszystkie słowa krytyki, które na nas spadają, to jest nasza wina. Każdy z nas musi być szczery przed samym sobą. Mam nadzieję, że nikt nie będzie zaklinał rzeczywistości. To, co się stało, nie może się powtórzyć, to jest nie do zaakceptowania.

Szczerość polskiego obrońcy grającego w Southampton jest porażająca. Jak się okazuje, można zarabiać pokaźne kwoty i mieć absolutnie luźne podejście do wykonywanego zawodu. Czyżby to – jak mawia klasyk – syndrom tłustych kotów? O godnym traktowaniu barw narodowych już nie wspomnę. Jak to powinno wyglądać, nie trzeba daleko szukać.

Kiedy Jan Bednarek i jego kompani z kadry będą wypoczywać na wakacjach, niech od czasu do czasu odtworzą sobie drugą połowę meczu w Kiszyniowie. I niech przypatrzą się, na czym polegała całkowicie zasłużona wygrana Mołdawian. Byli zdeterminowani, nie bronili się rozpaczliwie, tylko szukali szans na strzelenie gola, byli ruchliwi i wykorzystywali indolencję naszych zawodników, jak choćby Piotra Zielińskiego czy Tomasza Kędziory, którzy popełnili karygodne błędy, skutkujące stratą bramek.

 

Kuba, dziękujemy!

 

W 16. dniu czerwca, po 16 minutach towarzyskiego spotkania piłkarskich reprezentacji Polski i Niemiec, gracz w biało-czerwonym stroju z numerem 16 na koszulce na środku boiska ukłonił się na cztery strony świata i owacyjnie uhonorowany zszedł z murawy. Posiadacz Orderu Uśmiechu i Medalu Św. Brata Alberta, tytułu Honorowego Obywatela Opola oraz Człowieka Pojednania i Pokoju 2017; kawaler Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski zakończył reprezentacyjną karierę na 109 występach i 21 zdobytych bramkach. Wystarczy powiedzieć Kuba, by każdy kibic wiedział, że chodzi o Jakuba Błaszczykowskiego. Spełniał się on bowiem i spełnia nie tylko – jak ktoś określił – jako „sportowiec pełnowymiarowy”, ale i pełnowymiarowy człowiek.

Zanim Błaszczykowski opuścił murawę, przekazał Robertowi Lewandowskiemu kapitańską opaskę. Cała Polska widziała spektakularny braterski uścisk dwóch wybitnych piłkarzy, których nie łączyła nawet tzw. szorstka przyjaźń. Z całą pewnością przyczynił się do tego fakt, że kiedy w 2014 r. pozbawiono Błaszczykowskiego funkcji kapitana, uczyniono to poniekąd cichaczem. Wówczas całą sprawę „wziął na klatę” selekcjoner Adam Nawałka, ale – jak się niedawno okazało – inicjatorem zmiany był Zbigniew Boniek, wybitny specjalista działania zza węgła. Doszło do tego w momencie, kiedy dobiegał końca okres wspólnych występów (2010- -2014) tercetu: Łukasz Piszczek – Jakub Błaszczykowski – Robert Lewandowski w Borussii Dortmund. Zgranych na boisku, ale poza nim niekoniecznie. Świadczy o tym chociażby niezaproszenie obu kolegów na ślub Lewandowskich czy pominięcie ich w niedawno zaprezentowanym filmie „Lewandowski nieznany”.

Po meczu w oficjalnych mediach społecznościowych Lewego pojawiły się dwa słowa: „Dzięki, Kuba!” – jak w żołnierskim meldunku, krótko i na temat.

 

Szczęsny – Niemcy 1:0

 

Po tym spotkaniu kapitan naszej narodowej powiedział (rozmowa w tvpsport.pl): „Jeśli mówimy o samym wyniku – cieszymy się. Fajnie wygrać z Niemcami. Nieważne, że był to mecz towarzyski – takie zwycięstwo buduje i cieszy. Z drugiej strony – jest jeszcze wiele rzeczy do poprawy. Dużo rzeczy mogłoby lepiej funkcjonować, ale takie zwycięstwo pomaga budować morale, pewność siebie”.

Lewandowski zagrał tylko w pierwszej połowie, w której wszystko wyglądało jako tako. W 31. minucie objęliśmy zwycięskie prowadzenie. Po rzucie rożnym Jakub Kiwior dobrze złożył się do uderzenia głową, piłka odbiła się po koźle i wpadła do bramki bezradnego Marca-André ter Stegena. W ten oto sposób – strzelając swojego pierwszego gola dla biało-czerwonych – obrońca Arsenalu stał się bohaterem numer 2 meczu.

Bezapelacyjnie prymat należał się Wojciechowi Szczęsnemu. To był kapitalny występ naszego goalkipera. Po jego kolejnych interwencjach Niemcy tylko łapali się za głowy. Szczęsny obronił aż 10 celnych strzałów rywali i zachował czyste konto.

 

Warto posłuchać Piechniczka

 

Kilkoma ciekawymi refleksjami po meczu z Mołdawią podzielił się były selekcjoner Antoni Piechniczek (Polsat Sport): – Jestem daleki od wylewania wiadra pomyj. Wszystko wymaga analizy. Jakbyśmy wygrali 3:0, to też byśmy taką analizę zrobili. Mówilibyśmy, że kadra jest na dobrej drodze, bo wcześniej było 1:0 z Niemcami. Jest jednak inaczej. (…) Od dawna wiadomo, że piłka uczy pokory, cierpliwości. Trzeba się teraz uderzyć w pierś, przyznać do błędu. Niektórzy domagają się, żeby piłkarze przeprosili kibiców, jakoś ich udobruchali. Jestem za. Trzeba posypać głowę popiołem, założyć kaptur pokutny na głowę i powiedzieć sobie, gdzie tkwi błąd. (…) Ten mecz przegraliśmy w przerwie. Po rozpoczęciu drugiej połowy szybko straciliśmy gola i to był sygnał, że wszystko jest na złej drodze. Jak można tak rozpocząć połowę? To była powtórka z Czechami. Tyle że Czesi załatwili nas na początku spotkania, a Mołdawia na początku drugiej połowy. Można powiedzieć, że po wygranej z Niemcami i wygranej pierwszej połowie z Mołdawią nastąpiło rozluźnienie. Każdy już zaczął myśleć o urlopie. I tu powinien wkroczyć do akcji trener. Powinien krzyknąć, szarpnąć, zapytać: „Panowie, a wiecie, jaki mamy wynik?”. Tego jednak zabrakło. Dostaliśmy gola i zapaliło się pulsujące czerwone światło. Był taki moment, że na chwilę narzuciliśmy swój styl, przeprowadziliśmy jedną akcję, ale to za mało. Puenta jest taka, że zdecydowało nastawienie psychiczne. Trochę mnie mimo wszystko dziwi, że ci doświadczeni zawodnicy nie złapali jeden drugiego za uzdę i nie postawili się do pionu. I jeszcze chciałbym na jedną rzecz zwrócić uwagę. Czasem jak się robi dużo zmian, to nie jest dobrze. Bo czasem te zmiany dają efekt, bo wchodzący strzela bramki, ale czasem to nie daje nic. A ja zawsze powtarzam, że lepsze jest wrogiem dobrego. Jak idzie, to nie rób zmiany dla zmiany, nie ściągaj wielkich. Jednak najważniejszym problemem pozostaje psychika. Santos ma olbrzymie doświadczenie, więc powinien sobie z tym poradzić.

 

Fot. Beata Zawadzka/East News

 

 

Wydanie: 2023, 26/2023

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy