Za nami tylko Wyspy Owcze

Za nami tylko Wyspy Owcze

Fot. Beata Zawadzka/East News, 20.06.2023 Kiszyniow. Mecz eliminacji UEFA EURO 2024 Moldawia - Polska. n/z: Jan Bednarek

Polscy piłkarze pokazali, że można zarabiać pokaźne kwoty i mieć absolutnie luźne podejście do wykonywanego zawodu   Polska we wrześniu zagra z Wyspami Owczymi u siebie i z Albanią na wyjeździe; następnie w listopadzie z Wyspami Owczymi na wyjeździe oraz z Mołdawią i Czechami u siebie.   Jeżeli do minionego wtorku byli tacy, którzy nie wierzyli, że niemożliwe jest możliwe, to po spotkaniu piłkarskich reprezentacji Mołdawii i Polski przekonali się, że owszem, jest możliwe. Jedenastka biało-czerwonych dokonała na stadionie w Kiszyniowie nie lada wyczynu, by dominując i prowadząc po pierwszej połowie 2:0, po przerwie dać się kompletnie sponiewierać i zakończyć mecz przegraną 2:3! Początek eliminacji mistrzostw Europy beznadziejny. Najpierw porażka z Czechami 1:3 w Pradze, potem skromne 1:0 z Albanią w Warszawie i teraz totalny blamaż w starciu ze 171. zespołem rankingu FIFA. W tabeli grupy E wyprzedzamy jedynie Wyspy Owcze. Ręce opadają. Bo jak po spotkaniu Fernando Santos przyznał: „Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem i nie mam dla tego wytłumaczenia”.   Mecz sam się nie wygra   O tym, że Mołdawianie u siebie potrafią zaskoczyć rywali, przekonali się Czesi, zaledwie remisując bezbramkowo z podopiecznymi Sergheia Cleşcenco. Wydawało się więc, że nie ma mowy o jakimkolwiek deprecjonowaniu rywali, co podkreślali na przedmeczowej konferencji prasowej selekcjoner Santos oraz bramkarz Szczęsny. A jednak stało się inaczej. Kolejny raz przychodzi się zastanawiać, jak złożona z piłkarzy najlepszych lig świata reprezentacja Polski przegrywa z kadrą wartą tyle, co jeden z naszych reprezentantów średniej klasy. Była to bowiem istna deklasacja. Ulubieniec tifosich z Neapolu Piotr Zieliński popełnił poważny błąd przy pierwszym golu dla gospodarzy. – To jest ciężkie, biorę to na siebie. Zaczęło się ode mnie – fatalna strata. Podpaliliśmy Mołdawię. Nabrali wiatru w żagle i przegraliśmy. To, co było w drugiej połowie, było fatalne. Jestem zmiażdżony – mówił po meczu. Gospodarzom udało się wyrównać po akcji Iona Nicoălescu, który po podbiegnięciu pod pole karne Polaków okiwał Jana Bednarka i uderzeniem w kierunku dalszego słupka doprowadził do remisu. Nasz obrońca zdobył się na szczere wyznanie: – Myśleliśmy, że mecz sam się wygra i pojedziemy na wakacje. Niestety, tak się nie stało. Zasłużyliśmy na wszystkie słowa krytyki, które na nas spadają, to jest nasza wina. Każdy z nas musi być szczery przed samym sobą. Mam nadzieję, że nikt nie będzie zaklinał rzeczywistości. To, co się stało, nie może się powtórzyć, to jest nie do zaakceptowania. Szczerość polskiego obrońcy grającego w Southampton jest porażająca. Jak się okazuje, można zarabiać pokaźne kwoty i mieć absolutnie luźne podejście do wykonywanego zawodu. Czyżby to – jak mawia klasyk – syndrom tłustych kotów? O godnym traktowaniu barw narodowych już nie wspomnę. Jak to powinno wyglądać, nie trzeba daleko szukać. Kiedy Jan Bednarek i jego kompani z kadry będą wypoczywać na wakacjach, niech od czasu do czasu odtworzą sobie drugą połowę meczu w Kiszyniowie. I niech przypatrzą się, na czym polegała całkowicie zasłużona wygrana Mołdawian. Byli zdeterminowani, nie bronili się rozpaczliwie, tylko szukali szans na strzelenie gola, byli ruchliwi i wykorzystywali indolencję naszych zawodników, jak choćby Piotra Zielińskiego czy Tomasza Kędziory, którzy popełnili karygodne błędy, skutkujące stratą bramek.   Kuba, dziękujemy!   W 16. dniu czerwca, po 16 minutach towarzyskiego spotkania piłkarskich reprezentacji Polski i Niemiec, gracz w biało-czerwonym stroju z numerem 16 na koszulce na środku boiska ukłonił się na cztery strony świata i owacyjnie uhonorowany zszedł z murawy. Posiadacz Orderu Uśmiechu i Medalu Św. Brata Alberta, tytułu Honorowego Obywatela Opola oraz Człowieka Pojednania i Pokoju 2017; kawaler Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski zakończył reprezentacyjną karierę na 109 występach i 21 zdobytych bramkach. Wystarczy powiedzieć Kuba, by każdy kibic wiedział, że chodzi o Jakuba Błaszczykowskiego. Spełniał się on bowiem i spełnia nie tylko – jak ktoś określił – jako „sportowiec pełnowymiarowy”, ale i pełnowymiarowy człowiek. Zanim Błaszczykowski opuścił murawę, przekazał Robertowi Lewandowskiemu kapitańską opaskę. Cała Polska widziała spektakularny braterski uścisk dwóch wybitnych piłkarzy, których nie łączyła nawet tzw. szorstka przyjaźń. Z całą pewnością przyczynił się do tego fakt, że kiedy w 2014 r. pozbawiono

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 26/2023

Kategorie: Sport