Zaakceptować siebie

Zaakceptować siebie

Stale aktualne przesłanie Karskiego brzmi: zaakceptujcie status średniego państwa Poruszyła mnie sztuka teatralna „Zapamiętaj. Świadectwo Jana Karskiego” z wybitną rolą Davida Strathairna. Moje studia teatrologiczne zakończyły się jednak zbyt szybko, bym mógł i chciał wchodzić w paradę fachowcom od teatru. Chcę mówić „po kompetencjach”, czyli o polityce. O Janie Karskim dużo się w Polsce pisało, pisze i, sądzę, będzie pisać. Przyklaskuję temu. Ale można odnieść wrażenie, że w tych wypowiedziach umyka sedno sprawy – jego najważniejszy przekaz wystosowany do Polaków. Stale aktualne przesłanie polityczne Karskiego brzmi: starajcie się patrzeć na siebie we właściwych proporcjach, zaakceptujcie siebie, zaakceptujcie status średniego państwa. Także średnie państwa mogą odgrywać istotną i pozytywną rolę w systemie międzynarodowym, o ile znajdą dla siebie adekwatne miejsce i pożyteczną funkcję. A przede wszystkim – o ile się nie wygłupiają, przybierając pozę wielkiego mocarstwa. O ile nie symulują siły, której nie mają. Symulowanie takie jest wyłącznie błazenadą. Pustą gestykulacją wywołującą równie pusty śmiech. Nie tylko zatem pojedynczy ludzie czasami popadają w próżność i wykazują skłonności do przeceniania siebie i własnej inteligencji, przypisywania sobie urojonego znaczenia. Podobnie rzecz może wyglądać w odniesieniu do całej zbiorowości, całego państwa. Tymczasem, jak przypomina Aleksander Bocheński, „w historii ludzkości było więcej narodów, które spotkała niewola i zacofanie, niż takich, które dosięgły potęgi o zasięgu światowym, względnie kontynentalnym”. Innymi słowy, tylko nielicznym państwom udało się osiągnąć status mocarstwowy. Zazwyczaj przy nie lada szczęściu i sprzyjającym położeniu geograficznym. Znakomita większość musiała i musi się kontentować znacznie skromniejszą kondycją. Warto o tym pamiętać i nie pozwolić się omamiać propagandowym frazesom, w stylu „razem jest nas 80 mln”. Lekkomyślność i brak czujności w tym względzie okazywały się dla nas w przeszłości bardzo kosztowne. Wiadomo, do jakiego stopnia w polskim społeczeństwie zostały rozbudzone fantasmagoryczne wyobrażenia na temat znaczenia i sprawczości Polski po 1918 r. Jak uderzenie obuchem muszą brzmieć w tym kontekście słowa Karskiego z jego studium „Wielkie mocarstwa wobec Polski 1919-1945”: „Od wskrzeszenia Polski pod koniec I wojny światowej aż po jej zgon w następstwie II wojny światowej raz tylko dane było Polakom zdecydować samodzielnie o własnym losie. Było to podczas wojny polsko-bolszewickiej lat 1919-1920. (…) We wszystkich innych wydarzeniach Polska nie zdołała odegrać niezawisłej i skutecznej roli na arenie międzynarodowej, bez względu na sukcesy i błędy swojej polityki. W istocie los jej zależał od wielkich mocarstw – ich krótko- czy długodystansowych celów i wzajemnych stosunków. Polacy nigdy nie byli na tyle silni, aby zmienić tę rzeczywistość”. To wielkie mocarstwa zdecydowały w Teheranie o powojennej przynależności Polski do strefy wpływów ZSRR. Dlatego w styczniu 1944 r. Karski stwierdził bez ogródek, że Polska przegrała II wojnę światową. Nie zalał się łzami, tylko wyprowadzał z tego faktu wniosek, że wszystko, co Polacy powinni w tej sytuacji zrobić, to przegrać wojnę inteligentnie. Czyli zastosować zasadę oszczędności w stosunku do ludzi i do kultury materialnej. Wiemy, że polscy decydenci polityczno-wojskowi postąpili dokładnie na odwrót. Jak rzecz ujął Stefan Kisielewski, po dwóch miesiącach prowadzenia „polityki” przez ludzi „prostolinijnych a honornych” nie było miasta. Kisiel miał na myśli Warszawę. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że ze wszystkich państw biorących udział w wojnie ponieśliśmy relatywnie największe straty osobowe. Jeśli chodzi o samą inteligencję, to utraciliśmy 39% lekarzy, 33% nauczycieli, 30% wykładowców uczelni, 28% księży, 26% prawników. W kontekście puszczonych mimo uszu przez polską klasę polityczną zaleceń Karskiego przychodzą do głowy słowa Władysława Studnickiego, który stwierdził kiedyś, że pośród Polaków zawsze byli ludzie roztropnie myślący o polityce. Ludzie, których wskazówki polityczne „zbawiłyby” naród, gdyby trwale osadziły się w zbiorowej świadomości. Tragizm dziejów Polski wyraża się w ignorowaniu uwag ludzi legitymujących się zmysłem rzeczywistości. Zaakceptowanie statusu państwa średniego nie jest tożsame z polityką bez ambicji. Z niezrozumieniem, że siła jest wartością przechodnią. Z zamykaniem oczu na fakt, że silni nie na zawsze są silni, a słabi nie są skazani na wieczną słabość. Stosunek sił można zmienić. Możliwość zmiany stosunku sił przesądza zresztą o dynamice sfery politycznej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2023, 2023

Kategorie: Opinie