Zabójcy z boiska

Zabójcy z boiska

W lidze futbolu amerykańskiego grają rabusie, gwałciciele i brutalni awanturnicy Od dawna wiedziano, że liga futbolu amerykańskiego to nie miejsce dla aniołów. Tylko niezwykle agresywni gracze mogą osiągnąć sukces na boisku. Amerykanie nie dziwili się więc zbytnio, gdy kolejni zawodnicy wchodzili w konflikt z prawem. Teraz jednak przebrała się miarka. Oto dwóch czołowych asów NFL zostało oskarżonych o morderstwo. Ray Lewis osiągnął w swym 24-letnim życiu wiele. Lubił paradować po ulicach w białym płaszczu z futer. Wraz z gronem uwielbiających go kompanów szalał w ekskluzywnych lokalach, szastając studolarówkami. Na specjalne okazje wynajmował 12-metrową limuzynę wraz z szoferem. Czarnoskóry młodzieniec mógł sobie na to pozwolić. Jako zawodowy gracz, obrońca drużyny Baltimore Ravens, miał kontrakt, który przyniesie mu do 2002 roku 26 milionów dolarów. Wątpliwe jednak, aby Ray Lewis tak długo pozostawał na wolności. Prokuratura oskarża go o udział w zabójstwie dwóch mężczyzn 31 stycznia br. Jeśli w procesie, który rozpocznie się 15 maja, zapadnie wyrok skazujący, gwiazdor ligi, idol tysięcy amerykańskich dziewcząt, spędzi resztę swych dni w więziennej celi. Do krwawej walki ulicznej, po której zostały dwa zmasakrowane trupy, doszło w Atlancie. Media mówią o “morderstwie Super Bowl”. 30 stycznia odbyło się bowiem coroczne święto amerykańskiego futbolu – Super Bowl, czyli finałowy mecz o tytuł mistrza, w którym zmierzyły się drużyny St. Louis Rams i Tennessee Titans. Ostrą, brutalną grę, która szokuje wielu Europejczyków, obserwowało z zapartym tchem 130 milionów zasiadających przed telewizorami amerykańskich kibiców. Ray Lewis znalazł się na trybunie stadionu jako jeden z honorowych gości. Kiedy mecz dobiegł końca, stadion rozświetliły fajerwerki, wielka armata wystrzeliła ku niebu masę błyszczących konfetti. Lewis wraz z grupą około 10 przyjaciół podążył do nocnego klubu “Cobalt Lounge”, ulubionego miejsca spotkań Afroamerykanów z zasobnym portfelem. Obrońca Baltimore Ravens pragnął hucznie uczcić zakończenie rozgrywek. Atmosfera w lokalu była napięta. Odurzeni dziesięcioletnią irlandzką whisky goście najwyraźniej szukali zwady. W powietrzu zaczęły śmigać butelki i krzesła. “Z trudem udało mi się uspokoić rozrabiaków. Towarzystwo siedziało jednak, czekając na wielką zadymę”, opowiedział później policji właściciel klubu, Anthony Friel. 31 stycznia około 3 nad ranem Lewis wraz z orszakiem opuścił lokal i zmierzał do swej limuzyny. Zdaniem prokuratury, bójka wybuchła przypadkowo. Z klubu wyszła równocześnie grupa podpitych osiłków z Ohio. Okazało się jednak, że samochód, który miał na nich czekać, już odjechał. Jeden z gości z Ohio zaczął złorzeczyć na “przeklętych, leniwych czarnuchów”, mając na myśli swego szofera. Reginald Oakley, jeden z towarzyszy Lewisa, myślał jednak, że te obelgi odnoszą się do zawodnika Baltimore Ravens. Władze tego klubu od dawna uważały, że Ray Lewis źle dobiera sobie przyjaciół. “To byli wyjątkowo twardzi faceci. Gdy tylko ktoś spojrzał krzywo na Lewisa, natychmiast brali go w obroty i lała się krew”, opowiadał jeden z graczy Ravensów. I tym razem Oakley natychmiast wszczął awanturę. Podczas bijatyki 24-letni Jacinth Baker z Ohio uderzył go butelką szampana w skroń. Na odsiecz druhowi wyskoczyli z limuzyny Lewis i jego towarzysz, Joseph Sweeting. Gwiazdor NFL zdjął swój wielki, platynowy naszyjnik na znak, że jest gotowy do walki. Baker i 21-letni Richard Lollar z Ohio zorientowali się, że ich przeciwnicy mają noże i rzucili się do ucieczki. Nie pobiegli daleko. Po kilkudziesięciu sekundach leżeli już zalani krwią na Buckhead Street, a limuzyna odjeżdżała z piskiem opon. Później we wnętrzu luksusowego samochodu znaleziono ślady krwi obu ofiar. Baker i Lollar zostali podziurawieni jak sito. “Jeszcze nie widziałam tak rozległych ran kłutych – całkowicie rozciętych brzuchów”, opowiadała lekarka Victoria Puckett, wezwana na miejsce tragedii. Sanitariusze z karetki pogotowia, widząc masę krwi, od razu przykryli ciała płachtami, nie sprawdzając pulsu. Zbadali ofiary dopiero wtedy, gdy ktoś z tłumu krzyknął: “Ależ nasi bracia jeszcze żyją!”. Jacinth Baker rzeczywiście wciąż oddychał, lecz gdy przewieziono go do szpitala, był już martwy. Policja nie miała kłopotów z wytropieniem pasażerów czarnej limuzyny. Ray Lewis został

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2000, 2000

Kategorie: Świat