Zachód palcem by nie kiwnął – rozmowa z prof. Janem Ciechanowskim

Na gen. Jaruzelskiego trzeba patrzeć całościowo, a nie tylko poprzez decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego Panie profesorze, jak pan, Polacy w Londynie i tamtejsze środowisko naukowe patrzyli na wydarzenia w Polsce w latach 1980-1981? – Dość jednoznacznie. Nie spotkałem nikogo, kto by nie sympatyzował z „Solidarnością”, z tamtym narodowym poruszeniem. Ale też nie spotkałem nikogo, kto nie był zatroskany sytuacją w kraju, nie rozumiał, że ta społeczna rewolta rodzi międzynarodowe implikacje i musi wywołać reakcję Moskwy. Poza tym dobrze wiedzieliśmy, że tzw. Zachód nie kiwnie nawet palcem, gdyby ona interweniowała w Polsce. Nie wierzył pan w siłę 10 mln ludzi, którzy mieli należeć do „Solidarności”? – To nie była sprawa wiary, ale znajomości historii najnowszej – tego, czym był Związek Sowiecki za Breżniewa, a także znajomości geografii. Ja i znakomita większość środowiska naukowego, Polaków i Brytyjczyków, doskonale wiedzieliśmy, że Moskwa nie pozwoli Polsce oderwać się. Z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze, usamodzielnienie się Polski diametralnie zmieniłoby sytuację w bloku wschodnim, w którym Polska była drugim po Rosji, najważniejszym i największym ogniwem. Układ Warszawski może by istniał bez Polski, ale jego znaczenie byłoby o wiele mniejsze, żeby nie powiedzieć znikome. Moskwa nie mogła sobie pozwolić na utratę takiego sojusznika, do tego usytuowanego w centralnym miejscu na mapie Europy. I tu przechodzimy do drugiego powodu. Żaden generał sowiecki nigdy by się nie zgodził na odcięcie bazy, tj. ZSRR, od NRD, gdzie stacjonowało ponad 300 tys. ich żołnierzy. Przecież przez Polskę przebiegały główne szlaki komunikacyjne z Rosji do wschodnich Niemiec. Geopolityka jest nieubłagana i nie można jej lekceważyć. Czyli spodziewał się pan wprowadzenia stanu wojennego? – O tym, że dojdzie do jakiejś reakcji władz polskich lub Moskwy, byłem absolutnie przekonany. Utwierdziłem się w tym, będąc w Polsce wczesną jesienią 1981 r. Obserwowałem zachowanie ludzi na ulicach, dostrzegałem zmęczenie panującą sytuacją. Rozmawiałem z wieloma kolegami, także z tymi, z którymi znałem się jeszcze z powstania warszawskiego. Prawie wszyscy podzielali moje przeświadczenie. Pytanie: „Wejdą, nie wejdą?” stale się przewijało w rozmowach. Moi rozmówcy generalnie twierdzili, że wejdą, tylko niewielu wyrażało przypuszczenie, że ekipa gen. Jaruzelskiego sama ujarzmi „Solidarność”. POLSKA JAK FINLANDIA? Pan też był bardziej przekonany o interwencji Moskwy niż o akcji gen. Wojciecha Jaruzelskiego? – Mnie i moim kolegom z ośrodków naukowych w Londynie z analizy sytuacji wychodziło, że uwikłana w wojnę w Afganistanie Moskwa wolałaby, żeby to gen. Jaruzelski rozprawił się z „Solidarnością”. Więcej, wolałem, by jej ujarzmienie dokonało się rękoma polskimi, a nie w drodze interwencji, bo wiedziałem, że wtedy będzie miało łagodniejsze konsekwencje, przyniesie mniejsze ofiary. Stan wojenny mógł się nie udać. – Owszem i dla mnie nie ulegało też wątpliwości, że gdyby gen. Jaruzelskiemu nie udało się opanować sytuacji w kraju po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r., to natychmiast do Polski weszłaby Armia Czerwona i ewentualnie czechosłowacka oraz enerdowska – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Łącznie z tym, że byłyby liczne ofiary i aresztowania, w tym gen. Jaruzelskiego i innych ówczesnych polskich liderów. Moskwa z góry zakładała taki scenariusz, który miał być realizowany przez specjalnie do tego wyznaczonych sowieckich oficerów. Dziś wielu historyków z kręgów IPN autorytatywnie twierdzi, że jesienią 1981 r. Związek Radziecki nie był zainteresowany interwencją, a Moskwa z „Solidarnością” mogłaby się dogadać na zasadzie finlandyzacji Polski. – Prawdą jest, że Rosjanie traktowali wejście Armii Czerwonej do Polski jako ostateczne zło ze względu na istniejącą wówczas sytuację międzynarodową. Co więcej, według obliczeń sowieckich specjalistów, żeby spacyfikować „Solidarność”, do Polski musiałoby wkroczyć 30 dywizji sowieckich, a gdyby Wojsko Polskie stawiało opór, 45 dywizji. Jak twierdzi sowiecki analityk, Armia Czerwona nie dysponowała takimi siłami. Dlatego gen. Jaruzelski był pod stałym naciskiem politycznym, militarnym i psychologicznym ekipy Breżniewa, aby wprowadził stan wojenny. Ale zaręczam panu, że gdyby akcja gen. Jaruzelskiego się nie powiodła, Rosjanie weszliby wspierani przez armię czechosłowacką i enerdowską, z uwagi – o czym już wspominałem – na położenie geograficzne i znaczenie Polski w Układzie Warszawskim. I z tych powodów finlandyzacja Polski nie wchodziła w rachubę. Wystarczy popatrzeć na mapę Europy i porównać, gdzie leży Finlandia, a gdzie Polska. Jak pan reagował na doniesienia z Polski