Dla jednych właścicielka spożywczaka, dająca na kreskę. Dla innych gangsterka, spec od narkotykowych interesów Nie wygląda na taką, która wydaje rozkaz: zabić tego człowieka. Nawet na ławie oskarżonych z jej twarzy o delikatnych rysach nie schodzi łagodny uśmiech. Czasem zasłania go fala blond włosów, którą odgarnia kokieteryjnym ruchem. Ma 35 lat i dba o wygląd. Przed pierwszą rozprawą w sądzie zgłosiła tylko jedną prośbę – aby dostarczyć jej do celi kosmetyki i farbę do włosów. Starsi mieszkańcy uliczki na warszawskiej Pradze, gdzie Agnieszka Raszek* miała sklep spożywczo-monopolowy, do dziś nie mogą uwierzyć w to, o co została oskarżona. – Pani Agnieszka? Taka dobra kobieta! Stałym klientom pod koniec miesiąca dawała na kreskę chleb czy mleko. Jednak policyjny wywiad rzucił na oskarżoną inne światło. Urodzona w podwarszawskim Wołominie i często tam jeżdżąca swoim mercedesem w interesach, nie poczuwa się do obowiązku odwiedzenia matki, której ciężko żyje się ze skromnej renty po mężu. Rodzicielka nawet nie zna warszawskiego adresu jedynej córki. O zięciu wie tyle, że ma na imię Adam. Z wnuczką Dorotką babcia nie ma kontaktu. Gdzie on jest? Tragiczne wydarzenia, które doprowadziły Agnieszkę Raszek przed prokuratora, zaczęły się w sobotnią letnią noc 2004 r. Mąż nie wrócił do domu. Jeszcze wieczorem rozmawiała z nim przez telefon. – Zaraz będę – powiedział – jestem pod marketem, czekam na „Głowę” i „Zwierza”. To ksywy Krzysztofa Skarżyńskiego i Grzegorza Kubali z Wołomina. Raszkowie ilekroć mówili o interesach, nie używali nazwisk wspólników. Odczekała jeszcze godzinę i zła jak diabli wykręciła numer komórki męża. Telefon był wyłączony. Wysłała SMS-a, żeby do niej zadzwonił. Zamiast męża odezwał się Paweł Zawada, ksywa „Stary”, z informacją, że Adam trochę wypił i zmorzył go sen. Leży na materacu w ich drugim mieszkaniu przy ul. Orląt. Czekała do północy, w końcu poszła spać. Dręczyły ją koszmary. Rano zadzwoniła do „Głowy” – twierdził, że nie doczekał się Adama pod marketem i potem nie szukał z nim kontaktu. – Nie mieszaj mnie w wasze sprawy – zastrzegł się nieoczekiwanie. Pojechała do swego sklepu. Sąsiadował z kolekturą wyścigów konnych, którą prowadziło małżeństwo Borowickich. Bardzo dobrze się znali. Pożaliła się Grażynie Borowickiej, że Adam nie wrócił na noc. A jej Wiesiek w domu? Może on coś wie? Często razem pili. – Jeszcze nie wytrzeźwiał po wczorajszym. Śpi – usłyszała. Raszkowa decyduje się zajrzeć do mieszkania przy ul. Orląt. Nie znajduje tam nikogo. Zwraca uwagę na uszkodzone, wyrwane z zawiasów drzwi do małego pokoju. Zniknęły paczki z towarem. Nazajutrz jedzie na policję. W czasie spisywania danych, w torbie kobiety dzwoni komórka. To kumpel Adama; mówi, że zaraz podjedzie pod komendę, żeby poczekała. Razem wracają do sklepu Raszków, idą na zaplecze. A tam już siedzi Wiesław Borowicki. Słyszał od żony, że Agnieszka szuka męża, i przyszedł ją uspokoić. Adam na pewno zaszył się u jakiegoś spotkanego znajomka, popili i teraz odsypia. No, chyba – Borowicki robi oko do siedzącego obok innego znajomego Agnieszki, Wiesława Stroszka – że za tym kryje się kobita. Raszkowej nie jest do śmiechu. Jeszcze raz pyta Borowickiego, czy pił z Adamem w mieszkaniu przy Orląt. – Tak, ale mnie się film urwał. Nie wiem, jak wróciłem w nocy do domu. Rano zauważyłem, że nie mam komórki ani zegarka. – A była z wami Beta Zych? – chce wiedzieć Agnieszka. – Była. Raszkowa wykręca numer komórki Bety, konkubiny kumpla Adama. – Dlaczego cyganiłaś, że nie widziałaś mojego wczoraj?! Jeśli coś mu się stało, to ci łeb rozj… Wam wszystkim pospadają łby, zapłacicie mi za to! – krzyczy do słuchawki. Ucieczka z piwnicy Borowicki wraca do siebie. Po południu jeszcze raz przychodzi do Raszkowej. W sklepie jest kilku klientów, obsługuje ich ekspedientka Krystyna Misiak. Nie może się skupić, cały czas nasłuchuje rozmów na zapleczu. Co trochę dociera stamtąd skoczna melodyjka w komórce Agnieszki. Właśnie dzwoni „Głowa”, chce, aby przyjechała na wskazaną stację CPN. Raszkowa natychmiast wsiada do mercedesa. Razem z nią siostra Adama, Maria. Później zezna przed prokuratorem: – Na bratową czekałam w samochodzie. Ona weszła do baru na stacji paliw. Gdy wróciła,
Tagi:
Elżbieta Adamska









