Zapomniana choroba

Zapomniana choroba

– To chorzy leczeni lekami immunosupresyjnymi, czyli zmniejszającymi odporność – wyjaśnia dr Zielonka. Stosuje się je w wielu chorobach, np. w schorzeniach autoimmunologicznych, czyli takich, w których organizm atakuje sam siebie. Do takich schorzeń należą choroby reumatyczne, choroby krwi, skóry, np. łuszczyca, a także nowotwory. Leki immunosupresyjne zmniejszają odporność w celach terapeutycznych, ale to sprzyja ujawnieniu się gruźlicy. Takie leki stosuje się także przy przeszczepach. – Lekarze zapominają, że powstaje wtedy duże niebezpieczeństwo pojawienia się gruźlicy – mówi dr Tadeusz Zielonka. Dlatego wszyscy pacjenci stosujący leki zmniejszające odporność powinni być zbadani w kierunku gruźlicy, a dopiero potem leczeni. Co temu stoi na przeszkodzie? – Nieprzestrzeganie standardów, co wynika z braku wiedzy, ponieważ dziś jest tak duża specjalizacja, że lekarze niewiele wiedzą o innych dziedzinach medycyny. Problemem jest także brak refundacji badań profilaktycznych w tym zakresie – tłumaczy dr Zielonka. Do oceny zakażenia gruźlicą służą testy. Niestety, są odpłatne. Jak więc lekarze mają je stosować? A normalnie w przypadku stwierdzenia zakażenia wystarczyłoby zrobić takiej osobie tzw. chemioprofilaktykę, czyli podać leki przeciwprątkowe.

Badań profilaktycznych i konsultacji chorych z podejrzeniem gruźlicy jatrogennej nie ma też gdzie przeprowadzać. Przychodnie specjalistyczne znikają bowiem jedna po drugiej. Niedawno zamknięto Poradnię Zakażeń Układu Oddechowego przy ul. Wolskiej w Warszawie. Wcześniej zlikwidowano Wojewódzką Przychodnię Przeciwgruźliczą przy ul. Pasteura, a w 2002 r. Wojskowy Szpital Gruźlicy i Chorób Płuc w Otwocku. Były komendant tego szpitala, dr Jan Oleksy, żałuje zwłaszcza przychodni wojewódzkiej. – Przecież problem gruźlicy nadal istnieje, a chorób płuc jest coraz więcej – mówi. Sam nie nadąża z przyjmowaniem chorych, ma za mały kontrakt, lista przyjęć na ten rok w jego przychodni została prawie zamknięta. – W czerwcu kończą mi się punkty za usługi medyczne i w tym momencie mogę już tylko iść na urlop – wzdycha. Chorzy z gruźlicą nie będą mieli do kogo się zgłosić. Tu trzeba dodać, że przychodnia przy Dąbrowszczaków jest świetnie wyposażona, m.in. w olbrzymie monitory do oglądania zdjęć, a dr Oleksy ma za sobą 34-letnią praktykę w otwockim szpitalu.

Brak zainteresowania wstydliwą chorobą wyraża się także w problemach ze szczepieniem najmłodszych. Chodzi o dzieci, które urodziły się poza Polską, np. w Wielkiej Brytanii, gdzie odstąpiono od obowiązkowych szczepień przeciw gruźlicy. W Polsce szczepi się obowiązkowo tylko noworodki. – Żaden ordynator nie zaszczepi na oddziale starszych dzieci. A innego miejsca zwyczajnie nie ma – zgłasza problem dr Oleksy. Co prawda gruźlica w pokoleniu rodziców tych dzieci jest rzadkością, ale mogą one się zarazić od dziadków albo przypadkowych ludzi.

Kto rozpozna chorobę

Zdaniem ekspertów, dzisiejsi lekarze nie są też przygotowani do wykrywania gruźlicy. Nie potrafią jej rozpoznawać, bo nie spotkali się z nią w szpitalach klinicznych. Dlaczego? – Studenci mają praktyki w szpitalach, w których nie ma chorych na gruźlicę. Na przykład wszyscy pacjenci z gruźlicą z województwa mazowieckiego są umieszczani w Mazowieckim Centrum Leczenia Chorób Płuc i Gruźlicy w Otwocku, a tam studenci nie mają zajęć. Podobna sytuacja jest w Łodzi – mówi dr Tadeusz Zielonka, który jest także wykładowcą na Uniwersytecie Medycznym w Warszawie.

Podobny kłopot jest z radiologami. Wielu z nich nie potrafi opisywać zdjęć i identyfikować zmian gruźliczych w płucach. Dr Zielonka dziwi się, że nawet typowy obraz choroby nie zostaje rozpoznany. – Często spotykam się z tym, konsultując chorych z innymi schorzeniami, zażywających leki immunosupresyjne. Na przykład ostatnio miałem pacjenta z reumatoidalnym zapaleniem stawów. Na zdjęciu były wyraźne zmiany gruźlicze, ale opis radiologa tego nie uwzględniał – mówi ze smutkiem dr Zielonka. Te braki w wiedzy wynikają też z braków kadrowych – radiologów w Polsce jest za mało. Wielu wyjechało za granicę, a ci, którzy zostali, często nie potrafią rozpoznać gruźlicy. Problem ten znają Amerykanie, którzy w przypadku Polaków starających się o wizę pobytową w USA wymagają od nich dostarczenia zdjęcia płuc z opisem zrobionym przez radiologa ze wskazanej wąskiej grupy specjalistów, którym ufają. Opisy innych lekarzy nie są honorowane.


Na wzór Davos
Zbudowany w 1936 r. ze składek żołnierskich budynek późniejszego szpitala przeciwgruźliczego przed wojną służył jako sanatorium. Jego projektant, prof. Edgar Norwerth, oparł się na najlepszych wzorcach tego typu obiektów w szwajcarskim Davos. – Otwockie sanatorium miało najwyższy światowy standard, wszystko tam zostało przemyślane: poczynając od balkonów, tak skonstruowanych, by dało się wysunąć na zewnątrz łóżko, gdzie wystawiało się chorego na świeże powietrze, poprzez specjalne werandy do leżakowania – jedne przed południem, drugie po południu, a kończąc na tzw. wytwórni górskiego powietrza, czyli zamontowanym w piwnicy urządzeniu do wytwarzania ozonu, który kanałami wentylacyjnymi trafiał na sale operacyjne. Sanatorium miało też własną oczyszczalnię ścieków i ujęcie wody oraz zsyp do brudnej bielizny… – opowiada były komendant szpitala dr Jan Oleksy.

Foto: Fotolia

Strony: 1 2

Wydanie: 2015, 22/2015

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy