Zapomniana choroba – rozmowa z Gerry Elsdon

O gruźlicy w Europie po wojnie prawie zapomniano. Tymczasem każdego roku na świecie umiera na nią 2 mln osób

Była jedną z największych gwiazd afrykańskiej telewizji. Nie schodziła z okładek czasopism i z billboardów. Właśnie wtedy dowiedziała się, że jest chora na gruźlicę. Było to dla niej jak wyrok. Dziś Gerry Elsdon propaguje walkę z gruźlicą, uświadamiając, że ta choroba nadal jest niebezpieczna, a zarazić się nią może każdy.

Chorobę zdiagnozowano u ciebie 10 lat temu.
Tak, byłam wówczas u szczytu kariery. Zaczęłam prowadzić „Big Brothera”. To była pierwsza edycja tego programu na kontynencie afrykańskim. Nieco wcześniej zostałam twarzą międzynarodowego koncernu kosmetycznego. Reklamy, w których brałam udział, pojawiały się we wszystkich stacjach telewizyjnych w 52 krajach Afryki. Wtedy też przeprowadziliśmy się z mężem do ekskluzywnej dzielnicy Johannesburga.
 Ale twoja rodzina nie była bogata? Jak w ogóle zostałaś gwiazdą telewizyjną?
To chyba dzięki mamie. Była naprawdę silną kobietą. Wychowała cztery córki. Starała się każdą z nas popychać do przodu, abyśmy stały się w czymś bardzo dobre, oczywiście na miarę naszych sił. Zawsze nam powtarzała: „Starajcie się same osiągnąć jak najwięcej”.
Ja cały czas nie mogłam się pogodzić z tym, że czarni w RPA byli traktowani jak ludzie gorszej kategorii. Gdy tylko skończyłam szkołę średnią, stwierdziłam, że będę realizować swoje polityczne marzenia. Był początek lat 90., zaraz po wyjściu Nelsona Mandeli z więzienia. Wtedy zrozumiałam, że jeśli nie wyjadę z Kapsztadu, nie dam rady osiągnąć więcej.
 I wyjechałaś do Johannesburga?
Tak, wsiadłam do autobusu z 200 randami, czyli około 20 euro, w kieszeni. Podróż trwała 12 godzin. Przyjechałam i wkrótce zaczęłam pracę w Ruchu Wyzwolenia. Byłam też sekretarką późniejszego prezydenta Thabo Mbeki. Właśnie tam, w Afrykańskim Kongresie Narodowym, zauważono moje umiejętności dobrego wysławiania się i zwracania do ludzi. Kiedy policja zastrzeliła dużą grupę protestujących w miasteczku niedaleko Johannesburga, nasze biuro przygotowało materiał, który mieliśmy wysłać do zagranicznych mediów. Wtedy po raz pierwszy poproszono mnie o przeczytanie komentarza do materiału telewizyjnego i tak zaczęła się moja kariera.
 Kariera, która rozwijała się bardzo szybko aż do 2001 r., gdy dowiedziałaś się o chorobie. Nie byłaś zdziwiona, skąd się wzięły u ciebie prątki gruźlicy?
Prawdę mówiąc, byłam przerażona. Nikt mi wtedy nie powiedział, że gruźlica jest uleczalna. Kiedy zadzwoniłam do mamy, żeby powiedzieć jej o chorobie, zaczęła rozpaczać. Wiedziałam, że ludzie od dawna chorowali na gruźlicę i że mama na pewno wiele słyszała o tej chorobie. Skoro ona była załamana, to znaczyło, że najprawdopodobniej wkrótce umrę. Te przeżycia były tym bardziej traumatyczne, że prątki gruźlicy znaleziono u mnie w macicy, co oznaczało, że nawet gdybym wyzdrowiała, nie będę mogła mieć dzieci. Postanowiłam jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego o chorobie i o tym, jak mogłam się nią zarazić. Zaczęłam szukać informacji w internecie i natychmiast zdecydowałam się na leczenie.
 Udało ci się dowiedzieć, skąd się wzięła u ciebie gruźlica?
Niestety nie. Nikt z najbliższej rodziny nigdy nie umarł ani nawet nie chorował na gruźlicę. Ostatnio jeden z lekarzy z uniwersytetu w Nowym Jorku powiedział mi, że nie jest wykluczone, że zaraziłam się jeszcze jako małe dziecko, kiedy mój system odpornościowy był dość słaby. Wiem, że miałam zapalenie płuc, byłam wtedy w szpitalu. Mogło się to zdarzyć właśnie wtedy, prątki gruźlicy jakimś sposobem przetrwały i ujawniły się dopiero po latach.
 Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi każdemu do głowy, to gruźlica w płucach.
Tak, ale jest wiele przypadków tzw. gruźlicy pozapłucnej. Nie chcę nikogo straszyć, jednak ludzie powinni zrozumieć, że prątki gruźlicy można znaleźć np. w układzie nerwowym lub w naczyniach krwionośnych. Mogą też powodować ślepotę. Ostatnio w RPA mężczyźnie amputowano nogę, bo wirus gruźlicy dostał się do stawu kolanowego. W takich przypadkach diagnoza nie jest oczywista i bardzo często jest już za późno na leczenie. U mnie było podobnie. Przeszłam mnóstwo różnych terapii i badań, które miały określić powód mojej bezpłodności, aż jeden z lekarzy zrobił biopsję i okazało się, że mam gruźlicę.
 Co zrobiłaś, kiedy się tego dowiedziałaś?
Ponieważ prywatni lekarze nie mieli pojęcia o leczeniu gruźlicy, od razu poszłam do przychodni rejonowej. Pamiętam, jak czekałam w kolejce z numerkiem 169. Nie zbadał mnie żaden lekarz. Spotkałam się tylko z pielęgniarką, która wręczyła mi leki na cały miesiąc i po 10 minutach było po wszystkim. Przez pierwsze dwa miesiące co rano połykałam dziewięć tabletek. Potem przez kolejne siedem miesięcy – sześć.
 Wróćmy jeszcze na chwilę do twojego życia zawodowego sprzed 10 lat. Byłaś gwiazdą telewizyjną. Jak reagowali ludzie, opinia publiczna, media brukowe? Snuli przypuszczenia, jak zaraziłaś się gruźlicą? Nie pytali, czy przypadkiem nie masz też wirusa HIV? Przecież w Afryce bardzo często gruźlica jest łączona z HIV.
Zaraz na początku stwierdziłam, że zamiast ukrywać się z chorobą, muszę o niej powiedzieć publicznie. Nie czekałam, aż tabloidy zaczną się mną żywić. Poszłam do nich sama. Mimo to pojawiło się kilka artykułów o tym, że używałam choroby, żeby zrobić wokół siebie więcej szumu. Inne mówiły, że skoro mam gruźlicę, to z pewnością mam też HIV. Rzecz jasna to nie było przyjemne, ale dało mi jeszcze większą siłę. Sprawiło, że chciałam powiedzieć, jak naprawdę było z moją chorobą.
 Czy to właśnie wtedy zostałaś ambasadorką walki z gruźlicą?
Tak. Po tym, jak w prasie pojawił się duży artykuł ze mną na okładce, skontaktowali się ze mną przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia. Później artykułów było coraz więcej, szczególnie w internecie. Ludzie zaczęli czytać o moim przypadku. Dzwoniły do mnie różne firmy i zapraszały na spotkania z pracownikami. Nawet kiedy rząd przestał już na mnie zwracać uwagę, ja cały czas mówiłam o tej chorobie. W 2007 r., podczas konferencji w Kapsztadzie, moje działania zauważyli ludzie reprezentujący międzynarodową organizację walczącą z gruźlicą Stop TB. I tak zostałam światową ambasadorką. Mimo to priorytetem dla mnie jest pomoc cierpiącym kobietom i dzieciom w Afryce. To naprawdę straszne dla kobiety, która myśli, że przez gruźlicę jest po prostu skazana na śmierć.
 Czy dużo się zmieniło w ciągu ostatnich lat w kwestii wiedzy o gruźlicy i jej leczeniu?
Na pewno tak. W RPA resort zdrowia zdołał naprawdę dużo zrobić w tej sprawie. O gruźlicy mówi się przy okazji kampanii dotyczących AIDS. Ludzie wiedzą teraz znacznie więcej, a statystyki pokazują, że zdecydowanie liczniej poddają się leczeniu. Problemem pozostaje pewnego rodzaju piętno związane z gruźlicą, które wynika z naszej kultury. Kobiety boją się otwarcie powiedzieć rodzinie o tym, że są chore, ze strachu przed mężem, który gotów wyrzucić je z domu i jeszcze odebrać im dzieci. Poza tym często kobiety są jedynymi żywicielkami, bo mężczyźni albo je zostawili, albo są w więzieniu, albo zmarli. Trudno tym kobietom znaleźć pracę, szkołę dla dzieci i wreszcie zająć się własną chorobą.
 Według Światowej Organizacji Zdrowia w 2009 r. na gruźlicę zachorowało prawie tysiąc na 100 tys. osób, czyli niemal co setny mieszkaniec RPA.
Statystycznie jest to bardzo dużo. Duża zachorowalność jest też w Rosji, Chinach i Indiach, ale te kraje są znacznie większe niż RPA. U nas gruźlica jest bezpośrednio związana z zakażeniem wirusem HIV. U wielu zmarłych na AIDS śmierć nastąpiła z powodu powikłań związanych z gruźlicą.
 Teraz problemem nie jest tylko zwykła gruźlica, ale także gruźlica z szeroką odpornością na leki.
W związku z brakiem personelu w przychodniach i szpitalach nasi lekarze i pielęgniarki nie są w stanie poświęcić pacjentowi tyle czasu, ile potrzeba. W efekcie wiele osób przerywa leczenie. Przez to stają się odporne na stosowane wcześniej leki.
 W Polsce sytuacja wygląda znacznie lepiej. Dwa lata temu na gruźlicę zachorowały średnio 24 na 100 tys. osób. To niewiele, ale czy twoim zdaniem naprawdę jesteśmy bezpieczni?
Oczywiście, że nie. Wiem, że to może zabrzmieć niepokojąco, ale jest to problem globalny. To, że obecnie w Polsce czy w innych krajach Europy odsetek chorych na gruźlicę jest niski, nic nie znaczy. W czasie II wojny światowej wiele osób w Europie zapadało na gruźlicę, potem udało się tę chorobę opanować. Teraz wydaje się, że Europejczycy ignorują gruźlicę.
 Jakie jest prawdopodobieństwo, że np. ja zachoruję na gruźlicę?
Być może nie ogromne, ale jest. Po pierwsze, prątki gruźlicy mogą się znajdować w powietrzu. Po drugie, często sami osłabiamy nasz system odpornościowy alkoholem, paleniem, złym odżywianiem, nieracjonalnym odchudzaniem. Wystarczy, że obok nas pojawi się ktoś, kto prątkuje, zacznie kasłać lub kichać. Poza tym podróżujemy coraz częściej. Wystarczy, że pojedziemy do takich krajów jak Chiny, Indie, Rosja czy RPA, gdzie zachorowalność jest bardzo wysoka.
 Powiedziałaś, że sporo czasu zajęło lekarzom wykrycie przyczyny twojej bezpłodności. U przyjaciółki, która gruźlicą zaraziła się w Indiach, stwierdzono chorobę po dwóch tygodniach. Czy nie jest tak, że sami lekarze zapominają, że ludzie wciąż chorują na gruźlicę?
Znam takich, u których gruźlicę zdiagnozowano dopiero po dwóch latach. Stracili sporo na wadze. Byli już niemal martwi, w dodatku leczyli się w prywatnych klinikach. Rzeczywiście, to prawda, że lekarze, szczególnie prywatni, nie poszerzają swojej wiedzy na temat gruźlicy, bo uważa się ją za chorobę biednych, ale świat jest trochę za mały, żebyśmy myśleli nadal o różnicach klasowych.
 Co, twoim zdaniem, każdy z nas powinien robić, aby wiedza o gruźlicy była szersza?
Czytać, dowiadywać się, dyskutować. Najważniejsza jest wiedza. Jeśli masz suchy kaszel przez ponad dwa tygodnie, jeśli masz symptomy grypy i bierzesz antybiotyki, które nie pomagają, jeśli pocisz się, tracisz apetyt i wagę, idź do lekarza i poproś, żeby sprawdził, czy nie masz gruźlicy.

Autor jest dziennikarzem Telewizji Polskiej


Gerry Elsdon, gwiazda afrykańskiej telewizji, ambasadorka Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń Czerwonego Krzyża

Wydanie: 13/2011, 2011

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy