Reforma emerytalna to kura znosząca złote jajka. Ale nie nam, lecz zarządom towarzystw Gdyby próbować ustalić najważniejszy punkt ciężkości, kluczowe sprawy, których bronią zwolennicy polskiej reformy emerytalnej, byłyby nimi z pewnością dochody powszechnych towarzystw emerytalnych oraz zarobki ich kierownictw. O stałe pomnażanie tych wartości walczy Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych, gazety, które ją wspierają, i naukowcy związani z funduszami emerytalnymi. Dlatego z nadzwyczaj gorącymi protestami spotykają się wszelkie propozycje zmierzające do racjonalizacji opłat ściąganych przez powszechne towarzystwa emerytalne, do powiązania poborów ich szefów z wynikami funduszy czy do przyznania obywatelom ograniczonego choćby prawa dysponowania własnymi składkami emerytalnymi. Już same próby ujawnienia dochodów menedżerów z towarzystw emerytalnych traktowane są przez broniące ich lobby jako zamach na swobodę działalności gospodarczej, podważanie sensu reformy emerytalnej, świadome wywoływanie strachu i wrogości Polaków wobec tych, którzy tę reformę realizują. Tak więc ten, kto godzi w dochody towarzystw emerytalnych, godzi w najlepiej pojęty interes kraju i jego obywateli. Enigmatyczna nazwa „towarzystwa emerytalne”, nadana ponad 10 lat temu prywatnym spółkom zarządzającym otwartymi funduszami emerytalnymi w Polsce, zyskała wreszcie właściwy sens: należymy do towarzystwa, więc trzeba bronić naszych posad i zarobków. Zrozumiałe zatem, że minister pracy Jolanta Fedak, proponująca wprowadzenie usprawnień w funkcjonowaniu OFE (np. wprowadzenie większej konkurencji między funduszami, danie obywatelom możliwości wyboru, czy chcą być w ZUS, czy OFE), oskarżana jest przez kierującą nimi ekipę z „towarzystwa” o niezachowanie „standardów elementarnej uczciwości”, „kolejne oparte na pomówieniach próby podważenia zaufania do OFE”, „oszczerstwa”, „dyskredytowanie całego środowiska PTE” i „atakowanie go za pomocą fałszywych informacji”, „nieuczciwe działania stosowane od dłuższego czasu”, „manipulowanie lękami” Polaków, tworzenie „atmosfery nagonki na powszechne towarzystwa emerytalne”. Te wszystkie sformułowania zawarte są w jednym tylko niedługim, oficjalnym dokumencie podpisanym przez Ewę Lewicką, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. A rozmaici naukowcy, tzw. niezależni eksperci, wzywają głośno do „zamordowania” jeszcze nie pary ministrów Fedak i Rostowski (wspierający ją szef resortu finansów), ale zgłaszanych przez nich projektów. Dr Robert Gwiazdowski z Centrum Adama Smitha trafnie więc używa stwierdzenia: „OFE przeprowadziły ostrzał artyleryjski”. Również „manipulowanie lękami Polaków” znacznie lepiej wychodzi ludziom z powszechnych towarzystw emerytalnych oraz ich sojusznikom niż stronie rządowej. – „Jeśli ministrowie finansów i pracy przeforsują obniżkę składek do OFE, nasze emerytury za kilka lat będą głodowe”, wynika z raportu firmy doradczej Deloitte, do którego „dotarła” „Gazeta Wyborcza”. Ciekawe, czy ten raport jest tajny, że trzeba było do niego „docierać”? Raport został przygotowany na zlecenie Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, do której należą OFE. Jak wiadomo, OFE są instytucjami non profit, prowadzącymi działalność charytatywną z troski o nasze bezpieczeństwo ekonomiczne na emeryturze, a firma Deloitte przygotowała swój raport także charytatywnie” – dodaje ironicznie Robert Gwiazdowski. O co walczymy? Jak wielkiej kasy bronią ludzie z „towarzystwa” i służący im lobbyści? Powszechne towarzystwa emerytalne nigdy nie chciały podawać konkretnych informacji na temat zarobków kadry kierowniczej. Tłumaczono, że to tajemnica służbowa, dane osobiste, których poufność należy do podstawowych reguł prowadzenia działalności gospodarczej itd. Takie wyjaśnienia są tyleż fałszywe, co niemoralne. Poufność zarobków mogą zachowywać prywatne firmy, które wypłacają pracownikom pobory z tego, co same wypracują – ale nie instytucje, do których obywatele muszą należeć, żyjące z pieniędzy przymusowo pobieranych od przyszłych emerytów, ściągające opłaty obowiązkowe, ustalane urzędowo. Żeby więc wyrazić się wystarczająco jasno – może nie jednoznacznym, prawnym, ale na pewno psim obowiązkiem zarządów powszechnych towarzystw emerytalnych jest konkretne podawanie pełnych sum zarabianych miesięcznie przez osoby na stanowiskach kierowniczych w PTE. Tego wymaga minimum wiarygodności, gdy gospodaruje się pieniędzmi publicznymi, których nie zarobiło się samemu, lecz dostało je z mocy ustawy. Zdaniem menedżerów zarządzających OFE taka jawność nie należy jednak do „standardów elementarnej uczciwości”, których wymagają oni od innych. Mur dyskrecji, wzniesiony przez ludzi z „towarzystwa” wokół swych dochodów, na szczęście zaczął się kruszyć. W 2008 r. średnie zarobki miesięczne członków zarządów powszechnych towarzystw emerytalnych wynosiły, jak zdołała wyliczyć gazeta giełdowa „Parkiet”, 42 tys. zł miesięcznie. Najwięcej – ponad
Tagi:
Andrzej Dryszel









