Zawirowanie

Zawirowanie

Ten rząd upadnie. I dobrze. Osobiście wolałbym, żeby trwał. Do jego całkowitej kompromitacji. Ale dla kraju – dobrze, że upadnie

Kiedy to piszę, nie znam wyników obrad kierownictwa PiS. Jakikolwiek będzie, nie widzę już perspektywy dla koalicji, w której pan Lepper decyduje o przetrwaniu rządu pana Kaczyńskiego. Obok interesów są w polityce charaktery.
Andrzej Lepper wypowiedział słowa, szereg słów, których Jarosław Kaczyński nie zniesie. Słowa go dotykające zawsze były jego słabym punktem.
Przytomni czytelnicy znają mój stosunek do PiS i jego lidera.
Jeśli ktoś czyta mnie po raz pierwszy – Jarosława Kaczyńskiego mam za znakomitego, bo wnikliwego, poinformowanego i uczciwego analityka polskiej (tylko polskiej, niestety) polityki. I mam go za okrągłe zero, jeśli chodzi o realizację. To dramat. Właściwie obsadzony w roli byłby królem. Źle obsadzony jest porażką.
Jak mówił wielokroć Lech Wałęsa – Kaczyński, Jarosław, to destruktor.

Niczego trwałego nie zbudował

i nie zbuduje. To ponad jego siły. Nie rozumie demokracji. Nie ma pojęcia o gospodarce. Żyje w zaprzeszłej epoce. Uprawia wielką politykę, a gospodarką niech się zajmują mali kupcy. Ale nie prywatyzuje. Sam obsadza. Rządzi. Wszystkim. Nie mając zielonego pojęcia o przedmiocie swoich rządów. O PZU. O Orlenie. O bankowości.
Trochę jak Piłsudski. Ale czasy są inne. Dziś premier w Europie musi rozumieć mechanizmy gospodarki, nie tylko regulacyjne, ale i realne. On ani o jednych, ani o drugich pojęcia nie ma. Dlatego ministrem skarbu jest Jasiński. Pan o twarzy przypominającej nikogo. Tylko przy człowieku nic niewiedzącym ktoś taki jak Wojciech Jasiński mógł otrzymać tekę ministra skarbu. Dlatego co kwartał zmieniany jest minister finansów. Ciekawe, że już nawet mało kto to zauważa.
Cokolwiek obelżywego miałbym do powiedzenia o talentach Jarosława Kaczyńskiego do twórczego rządzenia (pamiętając o odmiennej ocenie jego zdolności analitycznych), jest on jednak człowiekiem odpowiedzialnym.
Pytano mnie kiedyś, w głębokich latach 80. o patriotyzm gen. Jaruzelskiego. Ściemniałem. Jarosław Kaczyński z pewnością jest patriotą. Myśli, jak potrafi, ale zarzucić mu brak patriotyzmu to coś głupszego od prezydenta Wenezueli.
Mógł sobie folgować w kampanii. Obiecywać złote góry. Wie wszak, że kampania i rządzenie to odmienne światy.
W sporze w „ich” koalicji, pomiędzy Kaczyńskim a Lepperem (cudzysłów stąd, że antynomia pomiędzy „ONYMI” a „NAMI” charakteryzowała PRL; dziś, za sprawą Kaczyńskich, Wassermanna – zresztą PRL-owskiego prokuratora – Jasińskiego

i innych PiS-owskich „orłów”

ten podział znów stał się aktualny) jestem po stronie Jarosława Kaczyńskiego.
Lepper nie ma poczucia odpowiedzialności. To ludowy trybun. Wykrzyczy, co boli. Bez żadnej koncepcji usunięcia przyczyn. Po prostu nie ma o nich pojęcia.
Ma mandat. Warto o tym mandacie pamiętać. W demokracji to rzecz konstytutywna. PC nie pamiętało o tym wobec SLD swego czasu. Dlatego stawiało się poza obrębem demokracji. Jak dziś zresztą, „cywilizując” Samoobronę.
Demokracja potrzebuje ludzi, wielu wyborców, większości, rozumiejących możliwości. Demokracja potrzebuje w Polsce milionów ludzi akceptujących wybraną władzę jako swoją, a nie okupacyjną. Ludzi zakładających, że władza chce dobra, a nie tylko złupić swój kraj.
Z różnych przyczyn, pośród których doświadczenie kolejnych ekip łupiących raczej niż twórczych, ale głównie dla dominujących w Polsce wzorów kultury, my, Polacy, naszą władzę, poza momentami będącymi błyskiem światła wobec historii, mamy za „ONYCH”.
Prawda, ona nie pomaga w innym jej traktowaniu. Czy lewicowa, czy prawicowa, zawsze i wciąż pozostaje zaborcza. To najważniejszy temat publicznej debaty! Jak odzaborczyć polską władzę. Kiedy nie ma zaborców. Kiedy sami sobą rządzimy.
Ten rząd upadnie. I dobrze. Osobiście wolałbym, żeby trwał. Do jego całkowitej kompromitacji. Ale dla kraju – dobrze, że upadnie.
Obawiam się, że kolejny rząd niekoniecznie będzie lepszy od tego rządu. Może?
Mamy w Polsce kompletnie zafałszowane linie podziału. Kłócimy się przeważnie o historię, o biografie, o rzeczy dla przyszłości Polski i Polaków bez większego znaczenia.
To są, w wymiarze edukacyjnym, kłótnie istotne, ale w polityce mało twórcze. Ich wynik

zawsze pozostaje nierozstrzygnięty.

Strony pozostają przy swoich racjach.
Jesteśmy tragicznie podzieleni, rozproszkowani.
Po wyborach Samoobrona Andrzeja Leppera stanie się języczkiem u wagi. Żadna koalicja zdolna rządzić bez niej nie powstanie. I co wówczas? Ja, mimo tego, co napisałem, byłbym za! Oczywiście „wszystko zależy”.
Chyba że koalicja PiS z PO. Ta, która miała powstać w 2005 r. To wariant prawdopodobny, kto wie, czy nie jedyny możliwy.
To wariant dla kraju korzystny, pod warunkiem obecności w polityce silnej, socjaldemokratycznej opozycji. Warunek trudny do spełnienia. Właściwie nierealny.
Lewica nie odnajduje miejsca dla siebie. Niestety, przepraszam za skojarzenia, jest łże-lewicą. Nie stanie się, w ciągu kilku miesięcy, nową jakością.
Ze wszystkimi aparatczykami minionego reżimu wiarygodności nie zdobędzie. Nie umiejąc dać miejsca młodym (wiekiem, ale niekoniecznie tylko wiekiem, także rozumieniem świata, wartościami), błąkać się będzie na peryferiach polskiej polityki.
Polska swoje dobre lata już miała. Nie docenialiśmy rzeczywistych zdobyczy. Tych, które możliwe były do osiągnięcia. Specjalistów od niemożliwego świat zawsze miał bez liku. Nie różnimy się.
Zgodziliśmy się na obrzucenie błotem najnowszej historii, naszych autorytetów.
Realizujemy złe scenariusze. Lustracja dowodem. Dopóki nie dotknęła swoim smrodem Kościoła, mimo jawnej sprzeczności jej misji z misją Kościoła znajdowała jego silne wsparcie.
To największa porażka polskich biskupów. Mieli być mądrzy. Okazali się głupcami. Małymi, na dodatek, ludźmi. Zareagowali, kiedy sprawa zaczęła ich dotyczyć. Nie poprowadzili narodu. Ulegli tłuszczy. Sprzeniewierzyli się swojej własnej historii. Prymas Tysiąclecia potrafił wybaczyć słabym charakterom. Przecież jego Episkopat go zdradził. I co? Rozliczał? Ci unurzali się w lustracyjnym łajnie po uszy.
Lewica kiedyś odnajdzie może swoje miejsce. Ale, przykro to powiedzieć, raczej

bez starych towarzyszy.

Bo większość z nich nie na lewicy była, lecz w partii władzy. Dlatego nic nie rozumieją.
Lewicowość to miłość człowieka. Tolerancja. Miękkość. Troska o sponiewieranych. Nie w słowach, lecz w instytucjach. Lewica to bezwzględność wyłącznie dla łajdaków. Dla wykorzystujących dobro wspólne do własnych interesów.
Gdzie tu miejsce dla Pęczaka? I wielu innych. Część z nich wciąż jest na naszych listach. Lewicowość to świeckość państwa. Szacunek dla ludzkich wyborów, także w sferze wiary.
PZPR ateizowała, gdzie szacunek dla ludzkich wyborów? SLD wobec sutanny zachowywał się bardziej uniżenie niż PiS. Gdzie świeckość?
Naszym dramatem, polskim dramatem jest brak lewicy! Nie chodzi o rządzenie. Chodzi o alternatywny koncept świata. Z kim? Z kim tę alternatywę budować? Z ludźmi, dla których Jan Józef Lipski, Jan Kielanowski, Edward Lipiński, Jan Strzelecki, Ludwik Cohn, Aniela Steinsbergowa, Wacław Zawadzki, Adam Szczypiorski – by pozostać tylko w kręgu nazwisk KOR – to nic niemówiące dźwięki?

 

Wydanie: 2006, 39/2006

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy