„Zdrajca” McClellan oskarża

„Zdrajca” McClellan oskarża

Wspomnienia byłego rzecznika prezydenta Busha wywołały furię w Białym Domu Biały Dom manipulował mediami i opinią publiczną. Administracji Stanów Zjednoczonych zabrakło otwartości i szczerości. Prezydent Bush i jego doradcy już latem 2002 r. rozpoczęli „polityczną kampanię propagandową”, aby „agresywnie sprzedać” społeczeństwu wojnę w Iraku. Wojnę, która okazała się poważnym błędem politycznym i była całkowicie niepotrzebna. Powyższe zarzuty nie są nowe. Wielokrotnie wypowiadali je politycy i publicyści. Amerykę jednak zaskoczył fakt, że po raz pierwszy z takimi oskarżeniami wystąpił dygnitarz z „wewnętrznego kręgu władzy” Waszyngtonu, były sekretarz prasowy Białego Domu, czyli rzecznik prezydenta George’a W. Busha, 40-letni Scott McClellan. Zdumienie komentatorów było tym większe, że McClellan, człowiek układny i uważany za geniusza intelektu, był bliskim i wiernym współpracownikiem Busha już od 1999 r. McClellan najpierw pomagał Bushowi, gubernatorowi Teksasu, rzecznikiem prezydenta był od czerwca 2003 r. do kwietnia 2006 r. Podczas konferencji prasowych w Białym Domu umiejętnie i entuzjastycznie uzasadniał wszelkie decyzje pryncypała. Przywódca Stanów Zjednoczonych wysoko cenił te usługi. Kiedy sekretarz prasowy odchodził z urzędu, Bush zapowiedział: „Pewnego dnia usiądziemy w Teksasie w bujanych fotelach i porozmawiamy o starych, dobrych czasach, kiedy McClellan był moim rzecznikiem. I zapewniam was, że wtedy będę myślał tak samo, jak teraz: Dobra robota, Scott!”. Do pogawędki w fotelach zapewne nie dojdzie. Były sekretarz prasowy opublikował bowiem wspomnienia z Białego Domu. Obyczaj nakazuje, aby z wydaniem takiej książki były urzędnik administracji czekał do zakończenia kadencji prezydenta. McClellan nie zastosował się do tej reguły. Oczekuje się, że byli rzecznicy prasowi będą odnosić się do dawnego chlebodawcy (którego przecież wychwalali) z należnym szacunkiem. Dlatego ich wspomnienia nie spotykają się z wielkim zainteresowaniem. Książka McClellana znalazła się jednake od razu na pierwszym miejscu listy bestsellerów największej internetowej księgarni świata Amazon. Nowojorskie wydawnictwo PublicAffairs szybko zwiększyło nakład z planowanych 65 tys. do 130 tys. egzemplarzy. Wspomnienia noszą bowiem charakterystyczny tytuł: „What Happened: Inside the Bush White House and Washington’s Culture of Deception” („Co się stało: Biały Dom Busha i waszyngtońska kultura oszukiwania”). Ari Fleischer, który był sekretarzem prasowym Białego Domu przed McClellanem, stwierdził osłupiały: „Jednym z powodów, dlaczego ta książka wywołała szok, jest fakt, że napisała ją osoba, po której nikt się nie spodziewał, że może powiedzieć takie rzeczy”. Scott McClellan podkreśla, że nadal podziwia prezydenta Busha, który jest uczciwym człowiekiem. Wspomnienia są jednak miażdżącą krytyką obecnej prezydentury. Urzędnicy administracji Busha zapewniali, że jej styl będzie inny niż zespołu Billa Clintona, który prowadził nieustanną kampanię, swoisty show polityczno-medialny. Ale pod rządami Busha „Waszyngton stał się miejscem permanentnej kampanii, toczonej bez końca gry politycznej opartej na manipulacjach cieniami prawdy i półprawdami… Rządzenie stało się dodatkiem do polityki, a przecież powinno być odwrotnie (…), a zwycięstwo wyborcze i kontrola władzy były jedyną miarą sukcesu (…). Odrzucono przyzwoitość i uczciwość w bitwie o zwycięstwo w najnowszym cyklu medialnym”, pisze Scott McClellan. George W. Bush okazał się człowiekiem upartym, żyjącym jak na odizolowanej wyspie. Jest wprawdzie wystarczająco inteligentny, aby być prezydentem, brakuje mu jednak zdolności do refleksji oraz przyznawania się do błędów. W swych decyzjach Bush kierował się politycznym instynktem, a nie informacjami zebranymi przez wywiad czy analizami sytuacji politycznej. Otaczał go cały orszak doradców, którzy oddawali gospodarzowi Białego Domu wyjątkowo złe usługi. Wiceprezydent Dick Cheney odgrywał bezprecedensową rolę zarówno w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej, działał przebiegle za kulisami, jak czarodziej, który nigdy nie zostawia swoich odcisków palców. Doradczyni do spraw bezpieczeństwa narodowego, obecnie sekretarz stanu, mająca ogromną wiedzę o świecie, Condoleezza Rice, zamiast uświadamiać i kształcić prezydenta, popierała wszelkie jego zamysły. Intrygowała też za plecami kolegów. Kiedy coś nie wyszło, zawsze potrafiła uniknąć odpowiedzialności, „a przy tym umiała wyglądać jak gwiazda”. Nie ostrzegła prezydenta przed konsekwencjami wyprawy irackiej. „Historia osądzi ją surowo”, przewiduje były rzecznik prasowy administracji Busha. Karl Rove, czołowy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 24/2008

Kategorie: Świat