Złapałam się na podglądaniu

Złapałam się na podglądaniu

Szybko zrozumiałam, że protestowanie przeciw programom typu reality show to jałowe działanie Rozmowa z Anną Dymną – Jaki jest pani ulubiony wiersz? – To zależy od nastroju. Od chwili. Od pory dnia i roku. Zawsze byłam bardzo blisko poezji i poezja była bardzo blisko mnie. W krakowskiej telewizji ze Stanisławem Zajączkowskim, Andrzejem Majem i wybitnymi aktorami – moimi wspaniałymi kolegami – przez lata realizowaliśmy bardzo wiele programów z poezją największych poetów. – Czy takie programy to już tylko historia? – Mam ciągle nadzieję, że nie. Ale z drugiej strony – ostatni poetycki program, jaki nagrałam, ze wspaniałą poezją Julii Hartwig, telewizja wyemitowała o pierwszej w nocy! A potem odpowiedzialni redaktorzy narzekali na niski wskaźnik oglądalności! Kto tu zwariował? – Może – jak wynika z badań statystycznych – we współczesnym świecie poezja nie jest potrzebna ludziom? Kulturą ponoć interesuje się niecałe 5% społeczeństwa. – Nie trzeba się kulturą specjalnie interesować, by w niej uczestniczyć! Ona powinna nas wszystkich otaczać jak powietrze. Poezja, muzyka, teatr, malarstwo to niezbędne elementy do zrozumienia tego świata. Do zrozumienia siebie. Poeci to wspaniali ludzie, którzy potrafią wszystkie problemy świata rozwiązać jednym słowem albo zbitką kilku słów. A jeśli nie rozwiązać, to przynajmniej opisać w taki sposób, że łatwiej nam je zrozumieć. Uwielbiam Twardowskiego, Szymborską, Miłosza. Wszystkich wielkich! Ostatnio Czesław Miłosz stał mi się szczególnie bliski, zaczęłam go rozumieć. Nie wiem, czy on się zmienił, czy ja? Poezja pozwala mi radośniej przejść przez życie! – Czy to manifest Krakowskiego Salonu Poezji? Czy to właśnie poczucie braku poezji w naszym życiu skłoniło panią do nowej formy aktywności artystycznej? – Nie o manifesty tu idzie. Jestem pedagogiem w krakowskiej PWST. Do pracy, jaką mam pisać, muszę udokumentować swe dokonania artystyczne. Sprawdziłam dokładnie, w każdym roku robiłam kilka programów poetyckich. Kiedyś wieczorem starałam się to wszystko jakoś usystematyzować. I nagle przypadkowo zaczęłam się przyglądać nadawanemu właśnie w telewizorze reality show. Jakaś kobita myła się, dłubała w uchu, potem się drapała, a ja ją podglądałam – pewnie wraz z milionem innych ludzi. To jakiś narkotyk! Kiedy wyrwałam się po chwili z takiego ogłupiającego zapatrzenie, pomyślałam: czas umierać! Najpierw chciałam przeciw takim programom protestować, ale szybko zrozumiałam, że to jałowe działanie, że to na nic się nie zda. W nocy przyśniło mi się wspaniałe wnętrze, kamera, aktor siedzący w pięknym fotelu i czytający wiersze ludziom. Choćby garstce… – Okazało się, że przyszły tłumy ludzi, aby posłuchać pani interpretacji. – Salon to foyer Teatru Słowackiego, a zgodę na bezinteresowną pracę – poczytajmy wiersze! – wyraziło wielu znakomitych artystów nie tylko z Krakowa: Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Anna Polony, Andrzej Seweryn, Jerzy Trela. Jest nas coraz więcej, odbyło się już 14 takich niedzielnych poranków z poezją. Dziękuję wszystkim serdecznie! Najważniejsza dla nas jest poezja – Herbert, Norwid, Różewicz, Eliot, Mickiewicz. My siedzimy i czytamy to, co lubimy najbardziej, a ludzie słuchają. I to jak! Tak pięknej ciszy dawno nie słyszałam w teatrze. Nasz salon dosłownie pęka w szwach, a więc jednak statystyki kłamią! – Ludzie słuchają poezji, a pani biega w poszukiwaniu sponsorów. – Nie da się wszystkiego zrobić za darmo – taki jeden poranek kosztuje nas około 1000 zł, muszę symbolicznie zapłacić wykonawcom, wtedy łatwiej rozliczać się z Zaiksem, opłacić obsługę. Salon, pomieszczenie otrzymuję od Teatru Słowackiego gratis, podobnie jak fachową pomoc księgową i organizacyjną. W naszym salonie zawsze jest mały poczęstunek, mała kawa i jakieś ciastko, żeby ludzie dobrze się czuli. Wszyscy są tu mile widziani. Mimo ciężkich czasów znajduję darczyńców, przyjaznych restauratorów, wielu życzliwych ludzi, którzy pomagają. Władze miasta też są nam przychylne i pomocne. Dzięki nim wszystkim co tydzień spotykamy się z najpiękniejszą poezją. Wstęp jest wolny. Trzeba tylko zdobyć w kasie wejściówkę. Taki Salon Poezji mógłby działać w każdym mieście. – Nasz kraj, nasz świat to zaprzeczenie poezji. Także w filmie i w teatrze zapanowała moda na tzw. nową brutalność, która przyciąga młodą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 22/2002

Kategorie: Kultura