Jeśli się uwierzy, że nasz organizm nie jest bezbronny w walce z nowotworem, choroba przebiega łagodniej Dr Mariusz Wirga – psychiatra i psychoonkolog z Kalifornii Kiedy pierwszy raz przeczytałam „Triumf życia” Carla Simontona, byłam zachwycona stwierdzeniem, że dzięki treningowi psychiki można wpływać na procesy samoleczenia organizmu. To było w 1992 r., minęło 28 lat i nie słyszę, aby ludzie w ten sposób pomagali sobie w wyzdrowieniu. Nadal najważniejsze są leki, o wpływie psychiki na ciało niewiele się mówi. Czy to koniec psychoonkologii, którą zapoczątkował Simonton? Pytam, bo byłeś jego bliskim współpracownikiem. – Napisałem nawet wstęp do „Triumfu życia”. Wiem, pracowałam w wydawnictwie, które go wydało. Pamiętam, że z wypiekami czytaliśmy tę książkę, i wspominam wywiad, jakiego Simonton nam udzielił. Miał tytuł „Uwierzyłem, że pokonam raka”. Jak to naprawdę jest z tym wpływem naszej psychiki na zdrowie i zdrowienie. – Psychoonkologia ma się jak najlepiej i pomaga wielu ludziom. Tyle że trochę inaczej rozumie się rolę wyobraźni. Bardziej chodzi tu o ćwiczenie zdrowego myślenia. Czy psychika wpływa na naszą fizjologię? Oczywiście, że tak. Przypomnij sobie znane doświadczenie z cytryną – na samą myśl o niej poczujemy w ustach kwaśny smak i wydzieli się ślina. Terapia simontonowska jest terapią poznawczo-behawioralną i opiera się na tym, że nasze emocje są konsekwencją naszych myśli, przekonań i postaw. A emocje mają wpływ na procesy fizjologiczne. Wyobraź sobie, że wyszłaś z domu i nagle przychodzi ci do głowy: „Ojej, nie wyłączyłam żelazka”. A jesteś już daleko. Co by się z tobą działo? Wyobraziłabym sobie pożar i poczułabym lęk. A ten lęk mógłby wywołać przyśpieszenie akcji serca, poty itp. Czyli zgadza się – od pomyślenia do emocji i reakcji organizmu jest niedaleko. Ale co z Simontonem, który pisał, że za pomocą wyobraźni możemy „zobaczyć”, jak nasze komórki zwalczają komórki rakowe, i w ten sposób powodować proces samoleczenia. – Ależ komórki człowieka rzeczywiście potrafią niszczyć te nowotworowe i to cały czas się dzieje. Są na ten temat badania, nakręcono filmy, które można znaleźć także na mojej stronie (www.beat-the-odds.org/video). Bo w naszym organizmie cały czas powstają komórki rakowe, które są naturalnie usuwane. I wszystko jest OK, jesteśmy zdrowi. Ale do pewnego momentu, bo nagle z jakiegoś powodu tych komórek przybywa więcej, niż się usuwa, i wtedy zaczynamy chorować. Nie możemy z użyciem psychiki, wyobraźni pomóc organizmowi w walce, bardziej go zmobilizować? – Trudno powiedzieć… Ale dziś wiem, że poprawa jakości życia i myślenia wpływa na układ odpornościowy i jeśli się uwierzy, że nasz organizm nie jest bezbronny w walce z nowotworem, zamiast się bać i wyobrażać sobie, że nasz koniec jest bliski, to wtedy choroba nowotworowa przebiega łagodniej. W terapii simontonowskiej, owszem, jest mowa o ćwiczeniu wyobraźni, by zobaczyć, jak organizm walczy z rakiem, ale ma to jedynie wspierać proces leczenia. Natomiast mówienie, że wystarczy uruchomić wyobraźnię, jest uproszczeniem, a nawet wypaczeniem terapii simontonowskiej. Jak zatem wygląda dziś twoja pomoc? Przychodzi do ciebie pacjent i… – Głównym celem mojej terapii jest poprawa jakości jego życia. Uczymy konkretnych, praktycznych umiejętności, które ją podnoszą. Dlatego na pierwszym spotkaniu proszę, aby pacjent podał co najmniej pięć czynności, które przynoszą mu radość. A następnie zalecam, aby codziennie się w nie angażował. Tylko zaznaczam, że radość to co innego niż prosta przyjemność. Te radosne czynności muszą być zgodne z naszymi wartościami, służyć naszemu zdrowiu i związkom z innymi, a nie ostatecznie powodować ból głowy czy wyrzuty sumienia. Dobrze, a teraz konkretnie. Pacjent, który do ciebie przyszedł, ma raka drobnokomórkowego płuca i mówi, że zostały mu dwa miesiące życia. – Trochę to upraszczasz. W rokowaniu wszystko zależy od zaawansowania choroby, stanu ogólnego itp. A we wczesnym stadium raka drobnokomórkowego płuca dzięki leczeniu można osiągnąć ponad 30% pięcioletnich przeżyć. Jednak celem terapii simontonowskiej jest nie przedłużanie życia, tylko poprawa jego jakości. Czyli co, zaproponowałbyś mu, aby nabył marihuanę i wyjechał na Hawaje? – Niekoniecznie. Zresztą terapię simontonowską stosujemy jako uzupełnienie leczenia konwencjonalnego, a nie zamiast niego. Ale szanujemy wybory pacjenta i jego bliskich i jeśli wybiorą, że ma się nie leczyć w sposób konwencjonalny, to najpierw pomagamy mu stwierdzić, czy ta decyzja jest dla









