Z Polakami mamy podobną mentalność. Ale bywało, że nie mogliśmy się porozumieć Rozmowa z Siergiejem Razowem, ambasadorem Federacji Rosyjskiej w Polsce – Kiedy po raz pierwszy osobiście zetknął się pan z Polską i Polakami? – To było wiele lat przed moim przyjazdem tutaj w roli ambasadora. Jeszcze w czasach PRL byłem w Polsce w ramach wymiany naukowej – jako specjalista od Chin. – A potem był pan m.in. ambasadorem w Mongolii, aż w końcu przyjechał pan tutaj już w roli oficjalnego przedstawiciela Rosji. Zdziwił się pan tą propozycją? Czy uznał ją może za ciekawe zrządzenie losu? – Zadanie było dla mnie rzeczywiście zupełnie nowe. Mówiąc szczerze, wcześniej nie zajmowałem się zawodowo nigdy ani Europą, ani tym bardziej regionem środkowoeuropejskim czy samą Polską. Jednak w dyplomacji, trochę tak jak w wojsku, nie wybiera się miejsca pracy, tylko jedzie się tam, gdzie uznają, że człowiek będzie potrzebny. Przyjąłem swoją misję w Polsce jako trudne, ale bardzo ciekawe zadanie. – O Polsce wiedział pan wtedy jeszcze bardzo mało? – To prawda. Trzeba czasu, żeby poznać każdy kraj, a w wypadku Polski ta praca jest nawet trudniejsza, bo i historyczne stosunki między naszymi państwami są bardziej skomplikowane. Ale po trzech latach pobytu tutaj mogę powiedzieć, że sporo już z polskich spraw rozumiem. – Co mówili panu koledzy w MSZ przed wyjazdem do Warszawy? – Wszyscy mieliśmy świadomość, że poziom i atmosfera kontaktów między Rosją i Polską są niezadowalające. Że trzeba to zmienić. Przyjechałem do Warszawy w kwietniu 1999 r., niemal dokładnie miesiąc po waszym wejściu do NATO. W Moskwie przyjmowano to nie najlepiej, z negatywnymi emocjami. Ale nawet wtedy – i chciałbym to mocno podkreślić – moi moskiewscy współpracownicy powtarzali, że – niezależnie od politycznej dekoniunktury między naszymi krajami – stosunki między narodami i między pojedynczymi ludźmi wcale nie są złe. Że z Polakami trzeba i warto współpracować. Że mamy podobną mentalność, wspólne korzenie kulturowe i historyczne. Szybko przekonałem się, że to prawda. – Mówi pan o wspólnych korzeniach. Tu się zgadzamy. Ale naszą wspólną przeszłość przykrywa także smuga wzajemnych krzywd. Czy słyszał pan wcześniej np. o Katyniu? Czy zdawał pan sobie sprawę z polskiej wrażliwości w odniesieniu do naszej wspólnej historii? – Nie raz i nie dwa przekonałem się, jak wielkie znaczenie dla Polaków ma ich historia, także jej dramatyczne i tragiczne karty. Nie wszystkie narody świata tak emocjonalnie traktują swoją przeszłość. Co do Katynia, oczywiście znałem i samo słowo Katyń, i to, że to wyjątkowo bolesna część naszych wspólnych dziejów. Z perspektywy trzech lat mojej pracy w Warszawie mogę powiedzieć, że sprawdziła się przyjęta przez władze Federacji Rosyjskiej zasada, że kwestie historyczne, zwłaszcza te najbardziej wrażliwe i drażliwe dla obu stron, trzeba wyjaśniać, trzeba o nich pamiętać, ale bieżącą politykę należy jednocześnie kierować przede wszystkim w stronę przyszłości. Myślę, że przynajmniej w sporej części udało się to nam w ostatnim czasie. I jeszcze słowo na temat Katynia – wspólnym, i rosyjskim, i polskim osiągnięciem było otwarcie w 2000 r. cmentarzy w Katyniu i Miednoje, gdzie pozostały groby pomordowanych przez NKWD waszych oficerów. – Polacy to doceniają… – I dobrze to słyszeć. Ale mam taką refleksję, że nie tylko po polskiej, ale i po rosyjskiej stronie, zwłaszcza w publicystyce czy bieżącej debacie o historii, zbyt często popełniamy jeszcze błąd wydzierania z całości naszych wspólnych dziejów tylko pojedynczych stron. Pamiętamy zło, zapominamy o dobrych momentach. Jako ambasador starałem się to zmienić, namawiać Polaków do bardziej wyważonego spojrzenia na naszą historię. – Ma pan tutaj poczucie sukcesu? – Nieskromnie powiem, że tak. W trakcie mojej pracy w Warszawie udało się przenieść historyczne debaty między Polską i Rosją z płaszczyzny czystej polityki na poziom dyskusji historyków, archiwistów, tych, którzy trochę chłodnym okiem naukowca oceniają całokształt historycznych spraw polsko-rosyjskich. – Jakie zadania postawił pan sobie na początku swojej misji w naszym kraju? – Najpierw starałem się jak najlepiej zrozumieć polskie sprawy, co wiązało się także z nauką języka polskiego. Od początku też wiedziałem, że trzeba na Polskę patrzeć obiektywnie, realnie podchodzić do zmian, jakie zachodzą w świecie, a więc i do waszego wstąpienia w NATO. Dla mnie









