Im bliżej będzie wyborów, tym bardziej kwestie moralno-obyczajowe będą schodziły na margines Czy Platforma Oburzonych i wcześniejsza inicjatywa Europa Plus to rozstrzygające znaki, że wkroczyliśmy w okres kampanii wyborczych? – Nikt rozsądny nie będzie mówił, co się stanie za rok, ale już dziś można stwierdzić, że poziom frustracji Polaków i niezdolności głównego podmiotu politycznego w państwie – Platformy Obywatelskiej – do absorpcji tej frustracji jest znaczny. Absorpcji, która brzmiałaby konstruktywnie i pokazywałaby, przynajmniej w niektórych palących kwestiach społecznych, że jest szansa na zmianę. To, czy te nowe ruchy na prawicy i lewicy zaistnieją dłużej, jest kwestią otwartą. Aczkolwiek wyłom dokonany przez Palikota, niemal jednoosobowo i dzięki dość enigmatycznemu programowi, przyczynił się do naruszenia „betonowej” czteropartyjnej struktury. Nie ma pan odczucia, że Ruch Palikota to twór jednorazowy, jednokadencyjny? – Trudno sądzić, że ten ruch się utrzyma w takim kształcie przez dłuższy czas. Ruch Palikota nie spełnia bowiem ważnych kryteriów partii politycznej. Dlatego wydaje mi się, że po lewej stronie paradoksalnie to SLD ma dużą szansę na poprawienie swojej pozycji w przyszłym parlamencie. Również po prawej stronie trudno będzie zaproponować taki twór polityczny, który naruszyłby pozycję PiS i chyba Solidarnej Polski. Platforma Oburzonych być może jest początkiem czegoś nowego. Na razie mamy heterogeniczność i spoiwo, jakim jest niechęć do PO czy do Tuska. Taką heterogeniczność na poziomie populizmu. Czy Platforma Oburzonych przekształci się w twór na tyle jednorodny, że będzie w stanie wystąpić w wyborach jako jedno ugrupowanie i zbierze sensowną liczbę głosów? To możliwe. TRWAŁE ELEKTORATY Ale nie będzie w stanie opracować szeroko zakrojonego programu. – Obecnie tak to może wyglądać. Wiele jednak zależy od mądrości liderów, czy będą potrafili to wszystko powiązać i ustalić priorytety. PiS być może zaproponuje niektórym działaczom Platformy Oburzonych lub czemuś, co będzie z niej kiełkowało, miejsca na listach wyborczych i może nawet podpisze z nią jakiś rodzaj porozumienia przed wyborami. Nie da się jednak wykluczyć, że to PiS będzie klientem czegoś, co się wyłoni z Platformy Oburzonych. Dla kogo Platforma Oburzonych jest większym zagrożeniem, dla PO czy dla PiS? – Jeśli nie będzie prób kooptacji Platformy Oburzonych do PiS, może ona być zagrożeniem dla partii Kaczyńskiego, która zamiast 26-27% będzie miała 16-17%, a nowe ugrupowanie co najmniej 6-7%. Już same te szacunki mówią o problemie dla PiS. W tej chwili Oburzeni nie są większym zagrożeniem dla PO, ponieważ jej elektorat to ludzie, którzy bardzo często indywidualnym wysiłkiem stworzyli sobie w miarę stabilną sytuację życiową w Polsce i dla których największym zagrożeniem jest jakakolwiek destabilizacja polityczna. Byłaby ona jeszcze jednym czynnikiem utrudniającym im życie. Czyli są zachowawczy. Wychodzi więc na to, że PO ma bardziej żelazny elektorat niż PiS. – Może nie żelazny, ale trwały, oparty na poczuciu pewnego braku alternatywy i na nieufności do innych ugrupowań. Wśród sztandarowych haseł podnoszonych stale przez Oburzonych są jednomandatowe okręgi wyborcze. PiS przełknie ten postulat? – Zastanawiam się, co się kryje za tym postulatem, uznawanym za jeden z głównych punktów zmian proponowanych przez Oburzonych. Wyciągają Tuskowi, że parę lat temu był gorącym orędownikiem takich okręgów, telewizje przypominają, jak niósł pudełka z listami poparcia dla tej inicjatywy. – To prawda i jest to niewygodne dla Tuska. W tym miejscu, patrząc na ów postulat Oburzonych, warto zwrócić uwagę na Senat jako na poligon doświadczalny jednomandatowych okręgów wyborczych. Dowiódł on, że zamiast wzmocnienia identyfikacji wyborców, odpowiedzialności tych senatorów przed wyborcami mamy prawie absolutne upartyjnienie Senatu. Przenosząc to na Sejm, będziemy mieli podobnie. Do tego dochodzi argument, że nie jesteśmy kulturowo przygotowani do jednomandatowych okręgów wyborczych, bo te sprawdzają się w ustabilizowanej demokracji, w której jest wysoki poziom kultury politycznej i ludzie nie dają się uwieść różnego rodzaju manipulacjom. I bardziej współuczestniczą, współdecydują w procesie rządzenia. – Dlatego taki reprezentant jest dobrym rozwiązaniem. Czymś w rodzaju łącznika? – Właśnie, on cały czas musi mieć kontakt z wyborcami, nie może sobie pozwolić na ukrycie się za szyldem partyjnym. A u nas, choć partie tego nie głoszą, dzisiejszy układ jest dla nich wygodny, bo obecne wybory do Sejmu gwarantują powtarzanie tego systemu. Można też
Tagi:
Paweł Dybicz