Znaczek FSM zardzewiał

Znaczek FSM  zardzewiał

Teraz widzą, że tylko Dziopak uratowałby ich fabrykę przed Włochami Jeszcze na cmentarzu Andrzej Strykowski szepnął im, aby spotkali się w jego domu. Nie wyszło ze wspólnym wieńcem, to przynajmniej stawia kielicha. Podjechali pod willę swymi drogimi samochodami. Nawet żałobne szarości garniturów od Bossa i stonowanych kostiumów małżonek nie mogły zmylić przechodniów, że to ludzie sukcesu. Na tarasie domu Strykowskich powiedzieli sobie tyle, ile uznali za stosowne o własnych przedsiębiorstwach. Żadne nie kulało, nie było więc potrzeby wyrzekania na system podatkowy i inne hamulce gospodarki rynkowej. Mimochodem wspomnieli, gdzie który ostatnio bywał w interesach za granicą. Panie wymieniły się opiniami na temat masażystów w “Bryzie”, modnym hotelu w Juracie. Od kilku lat jeżdżą tam na odnowę biologiczną. Jeszcze obgadali uczestników pogrzebu. Tłumów nie było. Przyszli wszyscy jego dawni i najbliżsi współpracownicy. I ci bezimienni mieszkańcy Bielska-Białej, którzy zakotwiczyli się w tym mieście za sprawą Ryszarda Dziopaka, jawiącego się im niczym olbrzym, wyrwidąb, skaczący po górach. Stworzył fabrykę, zrył buldożerami miasto, doprowadził z Tychów czteropasmówkę, która – wbrew pierwotnym planom – tam się urywała, łącząc Śląsk z Warszawą. Poza tym – zapewnił kiedyś pracę, a często i mieszkanie kilkudziesięciu tysiącom ludzi. Wielu więc towarzyszyło mu w ostatniej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 01/2001, 2001

Kategorie: Reportaż