Żółwiki i obietnice

Żółwiki i obietnice

A handout picture released by the Saudi Royal Palace on July 15, 2022, shows Saudi Crown Prince Mohammed bin Salman (R) bumps fists with US President Joe Biden at Al-Salam Palace in the Red Sea port of Jeddah. (Photo by Bandar AL-JALOUD / Saudi Royal Palace / AFP) / RESTRICTED TO EDITORIAL USE - MANDATORY CREDIT "AFP PHOTO / MEDIA OFFICE OF MOHAMMED BIN SALMAN /BANDAR ALGALOUD" - NO MARKETING NO ADVERTISING CAMPAIGNS - DISTRIBUTED AS A SERVICE TO CLIENTS

Na Bliskim Wschodzie Joe Biden wraca do strategii wytyczonej przez Donalda Trumpa Jeśli świat miałby zapamiętać coś z wizyty Joego Bidena na Bliskim Wschodzie, z pewnością będzie to żółwik przybity przez amerykańskiego przywódcę z saudyjskim księciem koronnym Muhammadem ibn Salmanem. Temu właśnie wydarzeniu media poświęciły najwięcej uwagi, podkreślając kontrowersyjność tego gestu i to, co symbolizował. W końcu relacje między liderami obu państw były napięte przynajmniej od czasu ostatniej kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych, podczas której Biden wiele obiecywał w kwestii wymuszenia na Arabii Saudyjskiej przestrzegania praw człowieka i pociągnięcia księcia do odpowiedzialności za śmierć Dżamala Chaszukdżiego. Dzisiaj wygląda na to, że Waszyngton nie chce – lub nie może – przyjmować ostrego kursu wobec Rijadu czy innych istotnych sojuszników w regionie. Właśnie o okazanie wsparcia sojusznikom chodziło w wizycie, która rozpoczynała się od Izraela. Gdy Biden wysiadał z Air Force One w Tel Awiwie, przywitał go świeżo upieczony premier Jair Lapid. Już wówczas mężczyźni nie wymienili uścisku dłoni, tylko przybili żółwika, choć ten gest zdecydowanie nie przykuł uwagi dziennikarzy tak bardzo jak późniejsze przywitanie z Muhammadem ibn Salmanem. Na dwa fronty Pobyt amerykańskiego prezydenta w Izraelu nie przyniósł może nowych deklaracji i rozwiązań politycznych, ale potwierdził dotychczasową politykę Waszyngtonu wobec najbliższego bliskowschodniego sojusznika. Dla izraelskich polityków wizyta Bidena miała niebagatelne znaczenie. Lapid nazwał ją historyczną, a prezydent Icchak Herzog porównał amerykańskiego prezydenta do jego biblijnego imiennika, Józefa, syna patriarchy Jakuba i Racheli, podkreślając, że tak jak on Biden jest wizjonerem i przywódcą i właśnie trwa pokojowa podróż z Izraela do Arabii Saudyjskiej, z Ziemi Świętej do Hidżazu (jak nazywa się region, w którym znajduje się Dżudda, do której udał się Biden po spotkaniach z Izraelczykami i Palestyńczykami). Tym samym Izraelczycy podkreślili swoje nadzieje na rozszerzenie porozumień abrahamowych, czyli wynegocjowanych jeszcze przez administrację Donalda Trumpa umów normalizujących relacje państwa żydowskiego ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem, co zaowocowało także umowami z Sudanem i Marokiem. Te nadzieje zostały podkreślone także w uroczyście podpisanej przez Lapida i Bidena deklaracji, którą izraelski premier osobiście zawiesił na ścianie gabinetu, gdzie odbywają się posiedzenia rządu. Według Lapida dokument potwierdzał „wyjątkową naturę” relacji między obydwoma państwami, choć trudno w nim się doszukać nowych deklaracji. To jedynie kolejne potwierdzenie kwestii, w których Tel Awiw i Waszyngton będą współpracować, od powstrzymania Iranu przed zbudowaniem broni jądrowej, przez walkę z antysemityzmem, aż po dalszy dialog dotyczący relacji izraelsko-palestyńskich i właśnie starania na rzecz rozszerzenia porozumień abrahamowych o kolejne państwa arabskie. Nic nowego, lecz Jair Lapid, piastujący stanowisko szefa rządu do czasu rozpisania wyborów w listopadzie i zbudowania po nich koalicji, musi korzystać z wszelkich okazji do potwierdzenia swojej skuteczności, jeśli chce zapewnić sobie zwycięstwo nad Beniaminem Netanjahu. Waszyngton dostrzega jednak, że Lapid może być szefem rządu jedynie tymczasowo, i nie stawia wszystkiego na jedną kartę. Dlatego Biden spotkał się również z Bibim, z którym rozmawiał przede wszystkim na temat Iranu, postrzeganego dziś w Izraelu jako główne zagrożenie dla regionalnej stabilności. Netanjahu miał podczas krótkiego spotkania przekazać amerykańskiemu prezydentowi, że tzw. porozumienie nuklearne z Iranem z 2015 r. (Joint Comprehensive Plan of Action, JCPOA), z którego Stany Zjednoczone wycofał Donald Trump, było nieskuteczne w powstrzymywaniu atomowych ambicji Teheranu. Biden prowadzi z Irańczykami rozmowy, które miałyby poskutkować wskrzeszeniem JCPOA, choć wiodąca do tego wyboista droga nie daje nadziei na szybkie rozwiązanie kryzysu. Netanjahu, podobnie jak inni izraelscy politycy, jest przekonany, że jedyną skuteczną metodą walki z rozwojem programu nuklearnego Iranu są działania wojskowe i sabotaż. Izraelski wywiad często oskarża się o akty sabotażu w ośrodkach nuklearnych czy o likwidowanie irańskich naukowców, a politycy Tel Awiwu zazwyczaj nie zaprzeczają tym doniesieniom ani ich nie potwierdzają. Wygląda na to, że Joe Biden także nie jest już przekonany do rozmów z Irańczykami. Teheran domaga się zdjęcia Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, jednej z formacji irańskich sił zbrojnych, z listy zagranicznych organizacji terrorystycznych, na którą jednostka ta została wpisana za prezydentury Trumpa. W wywiadzie z Kanałem 12 izraelskiej telewizji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 31/2022

Kategorie: Kraj