Jak zostałem wrogiem ludu

Jak zostałem wrogiem ludu

Awantura o zakłócenia w emisji sygnału TVP Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany. (Franz Kafka, „Proces”) Wrogiem ludu zostałem dokładnie 19 grudnia 2016 r. Jechałem tramwajem, odebrać wnuka z przedszkola, gdy zadzwonił telefon: – Przeczytaj – mówił kolega – piszą o tobie. Trochę mnie to zdziwiło, bo przed kilkoma miesiącami skończyłem kadencję w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji i nie uczestniczyłem w żadnych politycznych ani publicznych imprezach, nie wypowiadałem się na żaden temat, nie rozmawiałem z dziennikarzami. Zawodowo byłem bezczynny. Co prawda, jeden z portali we wrześniu podał, że „do niedawna wiceprzewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, wraca do pracy w firmie EmiTel”, ale nie wróciłem! Co więcej, nie byłem tam od sześciu lat i kilku miesięcy. Wieczorem otworzyłem portal wPolityce.pl, by zobaczyć moje kolorowe zdjęcie sprzed kilku lat, oficjalne, „prezesowskie”. Tytuł zaczynał się sensacyjnie: „UJAWNIAMY”! A dalej: „Kluczowym rozgrywającym w spółce EMITEL, która (nie) nadaje sygnał TVP, jest Witold Graboś, człowiek bliski SLD i PO. (…) Jak informuje TVP Info, od momentu rozpoczęcia siłowej próby przejęcia władzy przez opozycję do milionów Polaków nie dociera, albo dociera z zakłóceniami, sygnał Telewizji Polskiej”. Potem następowało wskazanie winnego: „Nasi rozmówcy podkreślają, że wedle ich opinii i doświadczenia słowo Grabosia jest w Emitelu i wokół niego rozstrzygające”. Utrzymując się w konwencji publikacji, żartowałem w korespondencji mejlowej z kolegą inżynierem, że ponoć widziano mnie podczas telewizyjnego wystąpienia pani premier, jak biegałem po masztach nadawczych z obcęgami. On zrewanżował się informacją, że w tym czasie wycinał nożycami część fali nośnej. Ale sprawa wyglądała poważnie. Nic nie robiąc i nie wiedząc, stałem się sabotażystą! Nasza władza, o ile ją znam, a znam tylko najniższe służbowe stopnie, nie szuka winy wśród ludności, raczej wina sama przyciąga organa sądów, które je wówczas ścigają, jak mówi ustawa, i wysyłają nas, strażników. (…) Gdzie więc może tu zajść jakaś pomyłka?. (Franz Kafka, „Proces”) Dżin wypuszczony z butelki zaczął żyć własnym życiem. Prezes TVP Jacek Kurski poinformował, że zawiadomił o sprawie ABW i Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Zakłócenia sygnału telewizji publicznej zdarzyły się w dniach 17-19 grudnia 2016 r. Ale nieco wcześniej, 16 grudnia, miała miejsce awantura sejmowa połączona z blokowaniem mównicy. „To początek ataku zielonych ludzików. Zaatakowano krytyczną infrastrukturę i Sejm”, informował Tomasz Sakiewicz na Twitterze. Maciej Pawlicki na portalu wPolityce.pl donosił: „Awaria zdarzyła się akurat wtedy, gdy występowała premier Beata Szydło. Nadająca sygnał TVP amerykańska spółka EmiTel roi się od pracowników komunistycznych służb. Mamy nadzieję, że polskie służby już wkroczyły do akcji, bo wygląda to na klasyczną operację ataku na państwo”. Wątpliwości nie pozostawiał też dokument Ewy Świecińskiej „Pucz” wyemitowany w połowie stycznia w telewizji publicznej: zakłócanie sygnału podczas wystąpienia pani premier to jeden z elementów zaplanowanego ataku na państwo z zamiarem przejęcia władzy. Gdyby uparcie trzymać się tej logiki, to nie można wykluczyć mojego udziału w puczu. Nic nie robiąc i nie wiedząc, mogłem być puczystą? W powieści George’a Orwella „Rok 1984” funkcjonuje Policja Myśli – organ podporządkowany Ministerstwu Miłości. Kontroluje ona także „myślozbrodnie”. W zacietrzewieniu sporu politycznego nie ma miary. TVP Info publikuje skargę Tomasza z Podkarpacia, w istocie Rafała Madajczaka, szefa satyrycznego portalu ASZdziennik.pl, który wypomina, „że sygnał TVP zanika zawsze przy końcu wypowiedzi przedstawiciela rządu”. Jak wyjaśnia, testował, „jakie głupstwo telewizja Samuela Pereiry przyjmie”. Nowością w sporze jest publikacja Agnieszki Kublik „Pucz zaczął się na Woronicza 17” w „Gazecie Wyborczej”. Autorka przytacza wypowiedź członka Rady Mediów Narodowych Juliusza Brauna, który informuje, że już następnego dnia po wystąpieniu zakłóceń okazało się, że do awarii doszło w budynku TVP, w obiekcie, do którego dostęp mieli nie tylko pracownicy operatora, ale także telewizji publicznej! W tej wersji to nie ja uszkodziłem urządzenia nadawcze, ale prezes Kurski lub jego ludzie. Po to, by ujawnić wraże siły zagrażające porządkowi państwa, który w ogóle nie jest możliwy bez telewizji publicznej pod jego kierownictwem. Na tym nie koniec. Andrzej Gajcy na Onecie w publikacji „Oni stoją za narracją

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2017, 2017

Kategorie: Opinie
Tagi: TVP