Na Warmii i Mazurach kolej dojechała do końcowej stacji Upadek – Chyba pani nie powie, że to śmierdzące to jest toaleta – wścieka się jakiś podróżny w Szczytnie, na darmo usiłujący znaleźć na dworcu wc. Kasjerka rozkłada ręce w geście niemocy, ale mężczyzna nie daje za wygraną. – Co ta kolej wyrabia, wszystko w ruinie. Przecież mamy do Unii wejść! Podobnie jest w Czerwonce. Stary dworzec wieje pustką. Ściany poczekalni obdrapane, szare, pokryte graffiti, które odzwierciedla chyba wszystkie narodowe frustracje. W Korszach tylko pozornie jest lepiej. Przed dworcem rabata z kwiatami, wewnątrz czynne są kasy, toalety, sklepik. Jednak przejście podziemne cuchnie moczem. Peron piąty cały w chaszczach. Nocą ta ważna, węzłowa stacja w warmińsko-mazurskim województwie tonie w półmroku, bo kolej oszczędza na energii elektrycznej. Niektóre boczne linie z Korsz, np. do Skandawy, zamknięte na głucho. Zawieszone do odwołania Lidia Tołłoczko, pracownica olsztyńskiego Zakładu Przewozów Pasażerskich, rozkłada setki ankiet, które mają wykazać rentowność bądź nierentowność pewnych linii. – Północ nas chyba zastanie przy tej robocie – mówi zniecierpliwiona. Tymczasem ktoś przynosi ankiety z Tolkmicka, zupełnie na opak powypełniane. – Co oni sobie tam, do licha, myślą – wściekają się współpracownicy pani Lidii. Na pierwszy ogień badań idą linie: Czerwonka-Ełk, Korsze-Bartoszyce, Olsztyn-Braniewo przez Ornetę, Pieniężno, Wielbark-Ostrołęka. Przeważnie nie zamyka się od razu całej linii, tylko jej najbardziej nierentowny odcinek. Tak więc 29 z ponad 200 pociągów regionalnych znajduje się w wykazie przewidzianym do zawieszenia. Linia zawieszona, w przeciwieństwie do zamkniętej, jest konserwowana. W każdej chwili jakiś lokalny sponsor czy samorząd może zamówić na niej pociąg. W ogóle istotą restrukturyzacji ma być udział gmin w finansowaniu pociągów regionalnych. Tylko że biedne tutejsze gminy nie mogą przyjąć takiego ciężaru. A ludzie przecież jakoś muszą dojechać do pracy, szkół, urzędów. Pasażerowie twierdzą też, że kolej celowo źle komunikuje niektóre pociągi, by następnie wykazać ich nierentowność. – Na przykład – mówią – wieczorny pociąg z Olsztyna przez Ornetę do Braniewa przyjeżdża do stacji docelowej w dwadzieścia parę minut po odjeździe dwóch osobówek do Elbląga. A przecież wielu podróżnych przesiadało się na nie. Teraz pewnie wszystkie trzy pociągi okażą się nierentowne. Podobne przykłady można by mnożyć. Najgorsze jednak jest to upokarzające uczucie odcięcia, które przy wciąż wzrastającym bezrobociu czyni z warmińsko-mazurskiej prowincji smutny rezerwat. Rezerwat obywateli drugiej kategorii. – Kiedyś jeszcze można było stąd wyskoczyć do Olsztyna o każdej porze, na zakupy, do urzędu, do kina – mówi pani Basia, urzędniczka z Korsz. – Dziś pozostaje jedynie lokalny sklepik, a w nim „Wisienki”, „Byki”, „Arizony”. Emerytury nie wystarczy Ten, kto tylko może, zmyka z Czerwonki, Korsz, Szczytna. Pozostają ludzie w średnim wieku i starsi, na emeryturach, rentach, zasiłkach. Niektórzy przyjechali tu zaraz po wojnie. Otrzymali zakładowe mieszkania, zagospodarowali się. To im kolej na wiosnę tego roku drastycznie podniosła czynsze – średnio o 200 złotych. Przeciętny czynsz waha się teraz w granicach 600 złotych, a w skrajnych wypadkach dochodzi nawet do 800. Ewa z Czerwonki ma płacić 700 złotych za mieszkanie bez ciepłej wody. Akurat tyle zarabia jej mąż, kolejarz. – A z czego utrzymać dom i dzieci? – pyta. Sama pracuje jako opiekunka społeczna. Za 300 złotych miesięcznie tłucze się rowerem po okolicznych wioskach, doglądając staruszków. Lecz i ta praca może rychło się skończyć, bo podopiecznych coraz to mniej. Pan Fiołek z trudnością porusza się o kulach. Kiedyś pracował na kolei, dziś jako rencista pierwszej grupy trzęsie się nad każdą wydaną złotówką. Czynsz płaci wedle swego uznania, po starych stawkach (jak większość), bo na nowe opłaty nie starczyłoby mu renty. Sadowska mieszka sama. Nie chce nawet rozmawiać, bo zaraz serce jej wysiada. Serafinowie jakoś ciągną, bo ona pracuje w olsztyńskim ZUS-ie. Wszystko, co zarobi, powinna wydać na czynsz. Mąż, rencista, od lat ma kłopoty z krążeniem, a leki takie drogie, że aż strach wejść do apteki. Latem rodzinny budżet ratują zbiory z działki, ale zimą to naprawdę będzie ciężko. Iwaszkiewiczowie z Korsz dobiegają osiemdziesiątki. On 32 lata przepracował na kolei,
Tagi:
Helena Leman









