Czy zostawią nas na peronie?

Czy zostawią nas na peronie?

Warszawa 24.11.2016 r. Wlodzimierz Cimoszewicz. fot.Krzysztof Zuczkowski

Zamiast być jednym z liderów w Europie, liczymy na to, że jakiś Orbán obroni nas przed sankcjami Wyrzucą nas z Unii? – Unia ma dzisiaj bardzo dużo na głowie, więc kłopot z Polską jest absolutnie nadprogramowy i przez nikogo niechciany. Z drugiej strony Unia nie może nie reagować. Właśnie ze względu na to, że jest trudna sytuacja, trzeba się zdyscyplinować, wziąć w garść, inaczej wszystko się rozleci. Dlatego wszelkie nadzieje, że zostanie nam odpuszczone, powiedzmy, nierespektowanie zaleceń Komisji Europejskiej, są płonne. Sankcji na nas nie nałożą… – Niech pan się zastanowi, o czym rozmawiamy! Zastanawiamy się, czy nas ukarzą, czy nie ukarzą! Przecież to żenujące… Nasze nadzieje wiążą się z tym, że pan Orbán nas obroni, że postawi weto. To pokazuje, jak nisko upadliśmy. Zamiast być jednym z liderów w Europie, liczymy na to, że jakiś Orbán obroni nas przed sankcjami. Nałożonymi za łamanie zasad, zobowiązań państwa członkowskiego itd. Więc OK, sankcji nie będzie. Ale jesteśmy odpychani. Znajdujemy się nie w głównym nurcie UE, tylko na poboczu… Czy ten pociąg odjedzie? Może tak chce rząd? – Między innymi z powodu kryzysowej sytuacji oraz naszego zachowania bardzo gwałtownie rośnie w Unii prawdopodobieństwo spełnienia się scenariuszy, o których mówiono i myślano od dawna. Czyli różnicowania tempa i zasięgu integracji. Chodzi o tzw. różne prędkości, różne kręgi itd.? – Po prostu kiedy są problemy i gdy jedni rozumieją, że trzeba energicznie wziąć się do ich rozwiązywania, a drudzy podstawiają nogę, ci pierwsi w pewnym momencie uznają, że nie ma sensu zawracać sobie głowy hamulcowymi – lepiej robić swoje. To znaczy? – We współczesnym świecie, w warunkach narastającej konkurencji gospodarczej, liczy się działanie wielkich potencjałów. Jeśli ktoś nie ma zaplecza w postaci bardzo silnej gospodarki, to się nie liczy. I jeżeli państwa europejskie, będące krajami średniej wielkości, łącznie z Niemcami, chcą zachować pozycję w gospodarce światowej, muszą działać wspólnie. Nie ma wyjścia! W związku z tym, jeżeli część Europy nie będzie chciała wzmacniać integracji, ci pozostali powiedzą wprost: pociąg odjeżdża, my wsiadamy, a jeżeli wy chcecie zostać na peronie, to wasza sprawa. Dodatkowo jeszcze trzeba sobie uświadomić, że chodzi w tej chwili nie tylko o nowe wymiary integracji gospodarczej, ale też o wzmocnienie tzw. wymiaru politycznego Unii Europejskiej, co się przekłada m.in. na rozwijanie wspólnej polityki zagranicznej. Czy to potrzebne Unii? – Wszystkie zagrożenia, albo ogromna ich większość, przychodzą z zewnątrz. Na przykład kryzysy imigracyjne. W związku z tym łatwiej dzisiaj zrozumieć, że kontynuowanie dotychczasowego stanu rzeczy, narodowych polityk zagranicznych, bez silnego wspólnego mianownika, jest niekorzystne. To samo dotyczy polityki bezpieczeństwa i obrony. Zwłaszcza w tej chwili, po wyborach amerykańskich. Kiedy rozmawiamy, wciąż wielki znak zapytania stanowi zachowanie się nowej administracji i nowego prezydenta. Ale wiedząc, co Trump mówił, co deklarował, można niestety się spodziewać, że będzie następowało rozluźnienie współpracy transatlantyckiej. Dlatego Europa musi zacząć rozwijać własne siły obronne? – Z tego wynika dla Europy konieczność wzmocnienia zdolności obronnej. Zwłaszcza że zagrożenie bezpieczeństwa europejskiego jest dzisiaj większe niż 10 czy 20 lat temu. To z kolei prowadzi do wniosku, że trzeba rozwijać politykę bezpieczeństwa i obrony także w takich formach, które 10 lat temu byśmy odrzucili, uważając, że są ryzykowną konkurencją w stosunku do NATO. Ale jeżeli NATO będzie się rozszczelniało politycznie, potrzebne będą inne instrumenty. Polska ich szuka? – W Europie rozwijanie wspólnej polityki bezpieczeństwa oznacza także rozwijanie wspólnej produkcji obronnej. Polska, jak widzimy, nie chce w tym uczestniczyć. Świadczy o tym decyzja o odrzuceniu francuskiej oferty na helikoptery, czyli de facto na produkcję helikopterów przez fabrykę zbudowaną przez Francuzów w Polsce, wraz z biurem rozwojowym, które by wnosiło polską myśl do tego wszystkiego. Polska to odrzuciła, co stwierdzili ministrowie obrony Francji i Niemiec w liście do ministra obrony. A mieliśmy okazję wejść do europejskiego przemysłu obronnego, do elitarnego grona. Nonszalancko to odrzuciliśmy. I poniesiemy konsekwencje, zarówno ekonomiczne, jak i polityczne. Bo znajdziemy się poza gronem, które będzie rozwijało wspólną politykę bezpieczeństwa. Czy Polska potrafi się postawić? Pada argument, że do tej pory w Unii decydowały Niemcy i Francja, więc Polska musi im się postawić. Żeby uwzględniano także nasz punkt widzenia. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 52/2016

Kategorie: Wywiady