Urzędnicze decyzje blokują rozwój ośrodka pomocy dla dorosłych dotkniętych autyzmem W podkrakowskich Więckowicach stoi na wzgórzu pierwszy w Polsce i – jak dotąd – jedyny dom, w którym na stałe mieszkają dorośli z autyzmem. Jest ich troje, wkrótce będzie pięcioro. W planie są cztery następne budynki mieszkalne – 19 osób czeka, by się do nich wprowadzić. Chętnych jest wielu, z całej Polski. Dla dorosłych z autyzmem nie było dotąd miejsca, gdzie mogliby zamieszkać. Brakuje placówek opiekuńczych, w których uwzględniano by ich deficyty rozwojowe, specyficzne potrzeby, ale i możliwości oraz wyuczone umiejętności, toteż rodzice z upływem lat coraz bardziej zamartwiali się o ich przyszłość. Farma Życia w Więckowicach, gdzie stoi dom, powinna więc cieszyć i być powodem do satysfakcji. Tym bardziej że ci, którzy uczą się tu pracy i codziennych czynności, otrzymali pierwsze zlecenia i pieniądze. Tymczasem okazało się, że grozi jej utrata większości zagospodarowanej ziemi, co zniweczyłoby projekt rehabilitacji przez pracę, a właściwie podważyło sens jej istnienia. Cóż, ziemia stała się cenna, a ludzie chyba relatywnie mniej, zwłaszcza tak ciężko dotknięci przez los. Zabierz go stąd Farma Życia to siedmiohektarowe gospodarstwo, miejsce pracy, terapii i rehabilitacji. Służy nie tylko stałym mieszkańcom, ale też innym osobom z autyzmem. Jest dziełem Fundacji Wspólnota Nadziei, założonej w 1998 r. Alina Perzanowska, prezes zarządu fundacji, nie kryje, że wśród stałych mieszkańców jest jej syn Michał, który obchodzi 30. urodziny. Nim przyszedł na świat, pracowała jako psycholog, przygotowując się do obrony pracy doktorskiej. To dziecko zupełnie zmieniło jej życie. Niechętnie wspomina trudny poród, przedłużający się pobyt synka w szpitalu. W dzieciństwie często chorował i ciągle zaskakiwał nietypowymi zachowaniami, a kontakt z nim stawał się coraz bardziej utrudniony. Pediatrzy długo nie rozpoznawali autyzmu. Równocześnie chłopiec zdradzał dużą inteligencję i pewne zdolności. – Gdybym wcześniej wiedziała, że mój syn jest dzieckiem autystycznym, inaczej pokierowałabym jego wychowaniem i edukacją – wyznaje pani Alina. – Ale wtedy wiedza o autyzmie była jeszcze mała. Chodziła z nim do zerówki i pierwszej klasy. Chociaż inteligencją przewyższał rówieśników, był tak niezdarny, nadpobudliwy i zachowywał się na tyle dziwacznie, że stał się pośmiewiskiem innych dzieci. Nie umiał się z nimi kontaktować. Uznano, że nie nadaje się do szkolnej edukacji, przez pięć lat uczył się w domu. Buntował się, od świtu stał przy drzwiach z tornistrem. – Gdyby już były małe klasy integracyjne, może inaczej przebiegałaby jego edukacja i dalszy rozwój – przypuszcza pani Alina. Stan Michała się pogarszał, chłopak stawał się depresyjny i agresywny. Trafiał do szpitala psychiatrycznego. Nie powiodły się próby umieszczenia go w szkole specjalnej. Opieka nad nim robiła się coraz trudniejsza. Rozpad małżeństwa i problemy materialne pogarszały sytuację. Pani Alina wykonywała pracę chałupniczą, by zarabiać na utrzymanie. Wtedy koleżanka zaproponowała jej wspólny wyjazd do Szwecji, a jej ojciec podjął się opieki nad Michałem. Kilkutygodniowy pobyt w Szwecji, choć wypełniony ciężką pracą fizyczną, spowodował zwrot w jej życiu. – Zobaczyłam wielu ludzi kalekich i dotkniętych różnymi zaburzeniami, uczestniczących w życiu społecznym. W ośrodkach i szkołach uczyły się dzieci autystyczne wraz z innymi, w atmosferze tolerancji i życzliwości. Pomyślałam: nie możemy siedzieć z Michałem bezczynnie, odizolowani od świata. Gdy w czasie jego kolejnego pobytu w szpitalu psychiatrycznym zażądano, by zabrała go do domu, zapytała, dokąd ma z nim pójść. Nikt nie umiał jej odpowiedzieć. Powiedziała wtedy w rozpaczy: – To ja takie miejsce stworzę. Wędrujący ośrodek W 1991 r., w odpowiedzi na propozycję prof. Tadeusza Gałkowskiego, kierującego Krajowym Towarzystwem Autyzmu, pani Alina założyła krakowski oddział towarzystwa. To ułatwiło otwarcie w Krakowie ośrodka dla dzieci autystycznych przy ul. Bałuckiego 6. Pani Alina jako prezes Krakowskiego Oddziału Krajowego Towarzystwa Autyzmu wspierała ośrodek przez wiele lat, zabiegając o dotacje, kształcenie kadry, sama ucząc się coraz więcej na temat autyzmu. Uczyła też innych – na zajęciach prowadzonych na pedagogice specjalnej w akademii pedagogicznej wiele mówiła o autyzmie, niektórzy jej słuchacze po skończeniu studiów zgłosili się do pracy z dziećmi autystycznymi. Po dziesięciu latach, zgodnie z decyzją
Tagi:
Krystyna Rożnowska









