Archiwum

Powrót na stronę główną
Pytanie Tygodnia

Czy Polska powinna jednostronnie przystąpić do strefy euro?

Włodzimierz Cimoszewicz, b. premier Nie jestem ekonomistą, dlatego trudno mi dokonać precyzyjnej oceny z tego punktu widzenia. Jestem gorącym zwolennikiem szybkiego przyjęcia euro. Pomoże to gospodarce, ułatwi życie ludziom. Mało kto pamięta, że to mój rząd przyjął pierwszy program działań na rzecz wstąpienia do strefy euro. Zakładaliśmy w nim optymistycznie, że będzie to możliwe w 2006 r. Ale wtedy mówiono o naszym członkostwie w UE w 2000 r. Czy powinniśmy podjąć te decyzje jednostronnie? Sądzę, że nie. Nie spełniamy wciąż wszystkich kryteriów, waluta jest niestabilna, ryzyko byłoby więc ogromne. Optymalne rozwiązanie to energiczne i konsekwentne działania zmierzające do wstąpienia w normalnym trybie, chyba że w Unii pojawiłaby się gotowość do niestandardowych rozwiązań. Kilka dni temu było sporo szumu wokół nieoficjalnego raportu MFW zalecającego „drogę na skróty”. Został jednak natychmiast skrytykowany w Unii. Tak więc nie robiłbym sobie złudzeń. Ważne jest, żeby rozmowa publiczna o euro była rzetelna, żeby nie straszono emerytów utratą części ich skromnych dochodów, żeby powstrzymano się od powtarzania tych wszystkich bzdur o nieuchronnych podwyżkach itd. Czy jednak jest to możliwe w warunkach niebywale niskiej kultury politycznej i skrajnej nieodpowiedzialności wielu polityków? Przyznam się do pewnego pesymizmu w tej mierze. Prof. Jerzy Hausner, b. wicepremier Trochę więcej niż 10 lat temu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy w budynkach mieszkalnych mogą być kraty w oknach?

pro Prof. Zoja Bednarek, komendant rektor Szkoły Głównej Służby Pożarniczej Nie ma przepisu zabraniającego instalowania krat, administracja zaś nie ma obowiązku sprawdzenia stanu bezpieczeństwa. Niestety nic na to nie poradzimy. Każdy budynek oddawany do eksploatacji straż pożarna opiniuje, ale potem lokatorzy robią, co chcą, zakładają nawet kraty podwójne, okratowują nie tylko okna, lecz także wyjście od korytarza na klatkę schodową. To okropne, że nie ma przepisu zakazującego zakładania krat, a przecież w razie pożaru trudno z takiego mieszkania wydostać się na zewnątrz. kontra Roman Nowicki, szef Kongresu Budownictwa Nie powinno być krat, zresztą nie tylko w budynkach mieszkalnych, lecz także biurowych, administracyjnych, choć tutaj trudniej ich uniknąć. Warto wtedy stosować kraty bezpieczne, tzn. łatwo otwierające się od środka. Jednak w budownictwie socjalnym np. w USA stosuje się szereg rozmaitych zabezpieczeń dostosowanych do poziomu i mentalności mieszkańców, np. odpowiednio szerokie korytarze, oświetlenie trudne do stłuczenia lub demontażu i liczne udogodnienia na wypadek ewakuacji.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Marian

100-lecie urodzin red. Podkowińskiego Gdyby Marian Podkowiński żył, a zmarł przed trzema laty, obchodzilibyśmy teraz wraz z Nim 100-lecie Jego urodzin! Był wielkim człowiekiem dziennikarstwa polskiego. Gdy w 1990 r. odchodził na emeryturę, miał za sobą bez mała 60-letni staż, wypełniony bez reszty służbą Polsce – jako obywatel, żołnierz, dziennikarz, publicysta, aktywny uczestnik najważniejszych debat Polaków. Urodzony w Wilnie, 19 kwietnia 1909 r., absolwent prawa na UW, wystartował jako żurnalista w 1934 r. w „Kurierze Porannym”; potem pracował w „Polsce Zbrojnej”. Przerwa wojenna. Podchorąży Podkowiński walczy na froncie przeciwko Niemcom. Unika niewoli. Konspiruje w Warszawie, walczy, jako „Czarny”, w powstaniu warszawskim w szeregach osławionej „Baszty”. Potem czas niewoli w obozie Zeussen. Po wyzwoleniu natychmiast powraca do kraju, bo Podkowiński był z serca i rozumu państwowcem: bez względu na swój nowy kształt Polska, Jego Polska, była tu, gdzie zawsze. Od 1945 r. porwany przez Polską Agencję Prasową zostaje jej sprawozdawcą z procesu zbrodniarzy hitlerowskich przed międzynarodowym trybunałem. Norymberga zapoczątkowała życiowy związek Podkowińskiego z problematyką niemiecką. Zostaje korespondentem „Robotnika” w Berlinie, potem wiele lat spędza w Bonn, gdzie w sytuacji braku stosunków dyplomatycznych z Polską staje się wręcz nieoficjalnym reprezentantem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Morscy zbóje grożą zemstą

Stany Zjednoczone planują ataki na bazy piratów w Somalii Piraci somalijscy znów atakują. W ubiegłym tygodniu w ciągu 48 godzin zdobyli cztery statki i wzięli prawie 60 zakładników. Ostrzelali amerykański frachtowiec „Liberty Sun” rakietami przeciwpancernymi. Czy dojdzie do wojny Stanów Zjednoczonych z morskimi zbójami? Obecnie korsarze z Rogu Afryki przetrzymują w swych portach co najmniej 20 uprowadzonych statków i ok. 300 marynarzy. Liczą na sowite okupy od armatorów i rządów. W 2008 r. zarobili na tym procederze 150 mln dol., tak przynajmniej wynika z informacji, które zebrał rząd Kenii. Wiele wskazuje na to, że w tym roku obłowią się jeszcze bardziej. Wydawało się, że walka z morskimi grabieżcami przynosi sukcesy. Po wodach Zatoki Adeńskiej i wokół Rogu Afryki krąży 25 okrętów wojennych, wysłanych przez ponad 20 państw. Działania antypirackie prowadzą NATO oraz Unia Europejska (w ramach operacji Atalanta). Na początku bieżącego roku liczba napadów pirackich znacznie spadła, podobnie jak ich skuteczność. O ile w grudniu 2008 r. jeden na pięć ataków somalijskich kończył się sukcesem, to w marcu – tylko jeden na dziesięć. Politycy i admirałowie byli już gotowi ogłosić zwycięstwo. Prawdopodobnie jednak chwilowa poprawa sytuacji była wynikiem burzliwej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Zagadka źródła Amazonki

Nowa książka Jacka Pałkiewicza demaskuje kulisy matactwa i intryg związanych z miejscem narodzin największej rzeki świata Potrzeba było 12 lat, aby teoria źródła Amazonki ugruntowała się w powszechnej świadomości i stała się uznanym kanonem. To okres niezbędny do zaistnienia w środowisku naukowym, krytyki i weryfikacji pionierskich wyników oraz do wymiany poglądów między geografami. Teza ta, przedstawiona przez międzynarodowy zespół specjalistów kierowany przez Jacka Pałkiewicza, została arbitralnie zaakceptowana w maju ub. roku przez Peruwiańskie Towarzystwo Geograficzne, odcinające się od obiegowych opinii i narosłych kontrowersji. Teraz ukazała się publikacja „Amazonka. Zagadka źródła królowej rzek” dostarczająca dowody na potwierdzenie tego geograficznego faktu. Kompleksowe badania przyczyniły się do obalenia przestarzałych poglądów, w tym tezy „National Geographic”. Według aktualnego stanu wiedzy Amazonka bierze początek w peruwiańskich Andach, na górze Quehuisha, skąd wypływa strumień Apacheta, źródłowy odcinek Amazonki. W swojej książce Jacek Pałkiewicz demaskuje także kulisy rodzimych matactw i intryg, próbujących deprecjonować to osiągnięcie. Od połowy ub. wieku przewinęło się wielu pasjonatów przygody, którzy bez jakichkolwiek badań formułowali mgliste poglądy dotyczące domniemanego źródła. Największym powodzeniem cieszyła się hipoteza „National Geographic Magazine”. Jego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Gazety to podały, warto więc przy tej informacji się zatrzymać. Otóż sześcioro naszych ambasadorów wyjechało na placówki, nie mając listów uwierzytelniających (kolejna dwójka nie pojechała – i chwała im za to). Bo prezydent ich nie podpisał. Hm, jeżeli pojechali bez listów uwierzytelniających, to znaczy, że nie pojechali. Jakież bowiem są procedury? Ambasador, który przyjeżdża objąć placówkę, już na lotnisku jest witany przez szefa Protokołu Dyplomatycznego (albo jego zastępcę). Następnego dnia po przybyciu (lub w miarę szybko) ambasador udaje się z wizytą do dyrektora Protokołu Dyplomatycznego. Tam m.in. ustalane są szczegóły uroczystości wręczenia listów uwierzytelniających oraz ustalany jest termin wizyty u ministra spraw zagranicznych. Ta wizyta też odbywa się w niedługim terminie – i co najważniejsze, ambasador wówczas wręcza ministrowi kopie listów uwierzytelniających (i listów odwołujących poprzednika), które złoży głowie państwa. Rzecz jest więc banalnie prosta – jeżeli nie ma listów uwierzytelniających, to co daje ministrowi? Przecież nie może iść do niego z pustymi rękami! Więc mamy tu albo śmieszność, albo grubą niezręczność. Zacznijmy od śmieszności – ambasador przyjeżdża do kraju pobytu i mówi szefowi Protokołu Dyplomatycznego: Wie pan, mam mały defekt, prezydent mojego kraju nie podpisał moich listów uwierzytelniających. Ale to się załatwi. Tylko trzeba trochę poczekać… Możemy odłożyć wizytę u ministra na jakiś czas?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura Wywiady

Nowoczesność bez priorytetu – rozmowa z Joanną Mytkowską

Polska sztuka jest w bardzo dobrej formie, dziś mamy przynajmniej kilkunastu artystów o międzynarodowym znaczeniu – Zaczynała pani pracę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w czerwcu 2007 r. Burze wokół muzeum rozpętały się kilka miesięcy wcześniej i nie ustępowały przez kolejne półtora roku. – Związałam się z muzeum kilka miesięcy po rezygnacji poprzedniego dyrektora, Tadeusza Zielniewicza. Problemy zaczęły się już w lutym, po międzynarodowym konkursie na budynek muzeum. Wygrał go szwajcarski architekt, Christian Kerez. Trzy dni po ogłoszeniu wyników dyrektor i rada programowa muzeum orzekli, że ten projekt nie spełnia ich oczekiwań, a następnie, po burzliwych dyskusjach – zrezygnowali. Opinie o budynku były podzielone, ale przeważyła decyzja, żeby przestrzegać zasad konkursu, tym bardziej że wiele osób, wśród nich pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, popierało projekt. Brak dyrekcji spowodował jednak długą przerwę w działaniach. Ja weszłam w muzeum już po tej głównej dyskusji i zależało mi, żeby jak najszybciej rozpocząć konkretne działania. Uważam, że jego budowy nie można dłużej odwlekać. Brak takiej instytucji to ogromne zapóźnienie cywilizacyjne, a właśnie teraz jest najlepszy czas na jej powstanie. – Czemu akurat teraz? – Polska sztuka jest w bardzo dobrej formie. Strata każdego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ostał się tylko Mičkeviciaus

Litwini Polakom wiele obiecują, ale nie raczą spełniać składanych obietnic Dwa i pół roku temu ja, stary wilnianin, cieszyłem się jak dziecko na tych łamach, że Polacy zamieszkali na Wileńszczyźnie, gdzie pozostali jako litewscy obywatele, mają wreszcie widoki na odzyskanie ziemi, którą odebrano im za czasów, gdy Litwa wchodziła w skład ZSRR. Pisałem pełen entuzjazmu: „Dobre wiadomości od braci Litwinów! Po raz pierwszy wygląda na to, że są poważne szanse na przełamanie impasu w sprawie zwrotu polskim rodzinom zamieszkałym na Litwie ziemi, która została skonfiskowana za władzy radzieckiej”. Rząd socjaldemokraty Gedyminasa Kirkilasa, utworzony w sojuszu z Partią Chłopską i Akcją Wyborczą Polaków na Litwie, która reprezentuje 135 tys. (6,7% ludności) naszych rodaków w tym kraju, obiecał do końca 2007 r. sfinalizować zwrot ziemi Polakom. Od grudnia ub.r. rządzi na Litwie centroprawicowy gabinet Andriusa Kubiliusa. Już w styczniu premier udał się do Warszawy, jako ważnego partnera Litwy w Unii Europejskiej, a przed tą wizytą zadeklarował uroczyście: „Rozwiązywanie problemów polskiej społeczności będzie jednym z priorytetów moich rządów”. Była to deklaracja napawająca nadzieją, zapowiadająca zmianę w postawie tego polityka, który stał na czele litewskiego rządu już w latach 1999-2000. Tymczasem już na początku kwietnia przedstawiciele władz litewskich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Blog

Trybunale, szybciej!

Kiedy Platforma Obywatelska kierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o rozstrzygnięcie sporu między rządem i prezydentem, padały głosy, że Trybunał tym się nie zajmie, bo to spór polityczny, a nie kompetencyjny. To nieprawda. Spór polityczny dotyczy treści polityki, a nie tego, kto co ma w niej do powiedzenia. To jest spór o uprawnienia. Nie jestem prawnikiem, ale oprócz znajomości prawa jest też znajomość języka polskiego i nie wyobrażam sobie, by treść konstytucji można było interpretować wbrew temu, co mówi język. Nie sądzę więc, żeby sformułowanie, iż politykę wewnętrzną prowadzi rząd, mogło oznaczać, że prowadzi ją także prezydent. Nie wydaje się też, by sformułowanie, iż prezydent jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej, mogło być odczytywane tak, że jest głową państwa, czyli najwyższą władzą w Polsce. Władzą, której, jak niedawno powiedział Lech Kaczyński, nie obowiązują instrukcje, poza może boskimi, ale one daleko. I braterskimi. Te blisko i o ich wykonaniu – jak wiadomo od dawna – bratu się raportuje. Od kiedy to przedstawiciel kogokolwiek jest głową tego kogokolwiek? Otóż w taki właśnie sposób prezydent, jego kancelaria i jego dominujący brat czytają konstytucję i opierając się na takim jej czytaniu, postępują. To ta strona jest napastniczą częścią konfliktu między rządem a prezydentem. Nie było i nie ma symetrii w tym konflikcie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Holandia gwarantuje zatrudnienie

Jak holenderski rząd tworzy miejsca pracy W styczniu 2009 r., mimo kryzysu, poziom bezrobocia w Holandii wyniósł zaledwie 2,8%, co jest najlepszym rezultatem w Unii Europejskiej. Sukces ten nie pozwala uciec od pytania: czy istnieje jakaś jednoznaczna recepta na tak skuteczne radzenie sobie z bezrobociem? Jedną z przyczyn osiągnięcia rządu w Hadze okazuje się wprowadzony w 1991 r. program zobowiązujący każdą holenderską gminę do utworzenia odpowiedniej komórki, która zapewnia wchodzącym na rynek pracy młodym ludziom zatrudnienie w sektorze publicznym lub w organizacjach non-profit. Co więcej, nie jest to odosobnione w świecie rozwiązanie. Program ten stanowi bowiem częściowe wprowadzenie znanej, zdobywającej coraz większe uznanie wśród ekonomistów, propozycji: zatrudnienia gwarantowanego. Prawo do pracy W Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ONZ zapisane jest, poza wieloma innymi, również prawo każdej istoty ludzkiej do pracy. Nakłada to na państwa sygnatariuszy wyjątkową odpowiedzialność, zobowiązując do dążenia w kierunku zagwarantowania zatrudnienia wszystkim zainteresowanym nim obywatelom. Dróg do likwidacji bezrobocia jest oczywiście wiele, jednak, w świetle opinii rosnącej liczby ekspertów, najskuteczniejszą metodą walki z tą ewidentną niesprawnością rynku okazuje się recepta najprostsza. Jej zwolennicy dowodzą, iż rządy same powinny dawać pracę każdemu gotowemu, chcącemu i mogącemu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.