Archiwum

Powrót na stronę główną
Sport

Duda nadzieją szachów

Szybszy refleks od szachisty mają tylko kierowcy Formuły 1 Rok 1997 był przełomowy dla tej dyscypliny. Szachowy mistrz świata Garri Kasparow przegrał z komputerem. Rozzłoszczony arcymistrz oskarżył firmę IBM o manipulację przy programie i włączanie do pojedynku żywych szachistów. Mecz z komputerem wygrał natomiast obecny mistrz świata, urodzony w 1990 r. Norweg Magnus Carlsen. Nie pali się jednak do kolejnych rozgrywek z maszyną. Może z obawy przed kompromitacją? Za to w komputerowych warcabach nawet najlepszy gracz nie ma z maszyną szans. Komputer lepiej myśli? Granie z komputerem nie jest zbyt popularne. Maszyny używa się za to do treningów. Komputer natychmiast pokazuje, gdzie szachista popełnił błąd. Wspomaganie się pomocą komputera jest natomiast surowo zabronione podczas turniejów. Choć zdarza się, że jakiś zawodnik korzysta z „niedozwolonego dopingu”, np. ma w uchu słuchawkę, na którą ktoś wysyła mu rady. Oczywiście można grać korespondencyjnie z jakimś przeciwnikiem i za każdym razem wysyłać mu ruch, który podpowiada komputer. Ale to raczej zabawa, a nie uczciwa gra. Najwyższą rangę mają spotkania szachowe żywych ludzi, czyli zawody, w których stawia się na własne zdolności intelektualne. – Polscy szachiści zajmują wysoką pozycję w świecie – twierdzi Tomasz Delega, prezes Polskiego Związku Szachowego. – Mieścimy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Jest wolna miłość w Iranie

Rozwód to u nas sprawa o wiele prostsza niż w wielu krajach Zachodu Ida Panahandeh – kolejna reżyserka z Iranu, o której głośno na świecie. Jej film „Nahid” miał premierę w Cannes i zebrał przychylne opinie prasy. Obraz odnosi się do sytuacji kobiet w społeczeństwie irańskim. Chociaż rządzony przez ajatollahów kraj kojarzy się z bezwzględnością cenzorów, „Nahid” właśnie wchodzi na ekrany tamtejszych kin. Komentatorzy i sama reżyserka są ostrożni w postrzeganiu tej sytuacji jako zwiastuna przemian. Zaskoczenie Zachodu jest dla nich raczej kolejnym dowodem na naszą nieznajomość irańskich realiów. W pokazywanym w Cannes filmie „Nahid” porusza pani temat czasowych małżeństw w Iranie. Kto może je zawrzeć? – Każda niezamężna kobieta. I ta, która jest panną, i ta, która jest wdową czy rozwódką. Zawarcie takiego małżeństwa spotyka się z negatywnym odbiorem w społeczeństwie. Dlaczego? Wydawałoby się, że jest raczej oznaką wolności, możliwości wyboru i decydowania o sobie. – Iran jest postrzegany jako kraj, w którym nieformalne pary nie mają ze sobą żadnej intymnej relacji. Nie mam tu na myśli jedynie miłości fizycznej. Zakazane jest trzymanie się za ręce w miejscach publicznych i całowanie się. Czasowe małżeństwa są więc czymś w rodzaju świadectwa liberalizmu, ale dla ludzi z zewnątrz. Nie są tak traktowane w mojej ojczyźnie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Wieczne dzieci

Prawie połowa Polaków w wieku 25-34 lata mieszka z rodzicami W Wielkiej Brytanii mówi się o nich boomerang kids, dzieci bumerangi – wyrzucisz, to wrócą. We Włoszech – bamboccioni, duże bobasy. W Niemczech – kidults, dorosłe dzieci. W Stanach Zjednoczonych – K.I.P.P.E.R.S, utrzymankowie, od słów: kids in parents’ pockets eroding retirement savings, co w uproszczonym tłumaczeniu oznacza dzieci żyjące z oszczędności rodziców. W Japonii – parasaito shinguru, pasożytujący singiel. W Polsce: maminsynki, dzieci na garnuszku rodziców, a w ostatnich latach gniazdownicy – rodem z terminologii zoologicznej (gniazdowniki to gatunki zwierząt, których młode po urodzeniu nie są zdolne do samodzielnego życia i wymagają opieki rodziców, w związku z tym dłuższy czas spędzają w gnieździe). Gniazdownicy Problem dzieci, które nie chcą opuścić gniazda, od dawna jest znany pod każdą szerokością i długością geograficzną – istotna robi się skala zjawiska. Według danych Eurostatu (2014 r.), najmniej młodych w wieku od 25 do 34 lat mieszka z rodzicami w Danii – 1,4% – i w krajach skandynawskich – nieco ponad 4% (szczegóły w tabelce). Najwięcej zaś gniazdowników jest w Chorwacji – 58,9%, w Serbii – 54%, na Słowacji – 53,7%, w Grecji – 51,5% i w Bułgarii – 50,5%. Natomiast w Polsce w 2005 r.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Małe duże zmiany

Na kaszubskiej wsi, gdzie spędzamy gorący czas, nasz gospodarz w rozpaczy: „Panie Tomku, pisiory do mnie przyjechały i oglądają zaprzysiężenie Dudy. Co ja mam robić, to przecież są goście”. Ja sam tylko w „Faktach” widziałem fragmenty uroczystości, zerkając jednym okiem i z ukosa. Nawet pesymiści mają jednak nadzieję, że nowy prezydent wszystkich zaskoczy, gdyż uświadomi sobie, że prawdziwą grę toczy z historią, a nie z PiS. Nie mieć nadziei, to źle życzyć Polsce. Najłatwiej tu mają ci, którzy nie patrzą lub patrzą, ale nie widzą. Ja patrzę, a także czasami czytam pisma prawicowe. Wiele wskazuje na to, że znajdujemy tam wizję PiS-owskiej Polski, a ja od razu czuję zatęchłą woń świata, w którym nie chciałbym żyć. Jestem pewien, że większość Polaków by nie chciała. Ale jeśli nawet prawica wygra wybory parlamentarne, trudno będzie jej rządzić, mając przeciwko sobie elitę. Można nią gardzić, ale w demokracji rządzić bez niej trudno. PiS i Duda nie mają za bardzo czym uwieść liberałów i inteligencję. Najrealniejsze jest więc, że nasza zimna wojna domowa jeszcze się rozkręci – przecież sam czuję, jak mało jest we mnie zgody na kompromis – a na wojnie, jak to na wojnie, nawet poczciwi ludzie potwornieją. Teraz, gdy PO w biedzie, widać, jak ta partia została wypłukana z silnych osobowości,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Amerykanie ignorują sankcje

Zdaniem ekonomistów, restrykcje wobec Rosji wyrządzają gospodarkom UE poważne szkody Wiosenna wyprawa do Soczi Johna Kerry’ego nie pozostała bez echa. 12 maja sekretarz stanu USA przeprowadził w Kraju Krasnodarskim wielogodzinne rozmowy ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem, a także z samym prezydentem Władimirem Putinem. O ile w świetle wojny na Ukrainie ochłodzenie stosunków na linii Waszyngton-Moskwa wydawało się logiczne i następowało sukcesywnie, o tyle nagła odwilż nadeszła niepostrzeżenie. Wbrew powielanym w USA przez rządowe media zapewnieniom, jakoby Rosja „zakłócała porządek świata”, wizyta Kerry’ego w Soczi miała charakter ugodowy. Rozmawiano m.in. o (faktycznym już) porozumieniu nuklearnym z Iranem oraz wojnie domowej w Jemenie. Przy okazji Ławrow przypomniał, że rozwiązanie konfliktu w Syrii bez współpracy z Rosją jest niemożliwe. Przedmiotem kaukaskich konsultacji było zatem także rosnące w siłę Państwo Islamskie, zajmujące już terytorium porównywalne z Wielką Brytanią. Tym, co łączy Biały Dom i Kreml, są uzasadnione obawy przed powracającymi do swoich krajów dżihadystami, zdolnymi do ataków terrorystycznych. Rozmawiano również o sytuacji w Donbasie. Trudno nie podejrzewać, że drażliwy temat sankcji został zamieciony pod dywan. Mniejsza o to, ile śliny Obama zużył na zapewnienia, że aneksja Krymu wtrąciła Zachód i Rosję w „najgłębszy kryzys od czasów zimnej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Handlarze roszczeniami świętują

Warszawa znowu musi zwracać szkoły i przedszkola W ostatnich dniach urzędowania prezydent Bronisław Komorowski zdecydował, że nie podpisze tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej. Zamiast tego w całości odesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego. Handlarze roszczeniami już zacierają ręce. Najwięcej tracą dzieci Brak prezydenckiego podpisu pod ustawą natychmiast negatywnie odbił się na Warszawie i jej mieszkańcach. Władze stolicy, przymuszane wyrokami sądowymi, na nowo oddają w prywatne ręce budynki, które pełnią funkcje publiczne, w tym kolejne placówki oświatowe. Miasto ostatnio przestało być właścicielem przedszkola i żłobka znajdujących się na rogu ul. Topiel i Leszczyńskiej na Powiślu. Wkrótce zostanie oddany także plac zabaw przy ul. Górskiego w Śródmieściu. Walkę z reprywatyzacją najprawdopodobniej przegrają także uczniowie, nauczyciele i rodzice z Zespołu Szkół nr 69 przy ul. Drewnianej na Powiślu, którzy od ponad roku protestują przeciwko zwróceniu wyremontowanego boiska szkolnego. Na Bielanach zagrożona zwrotem jest Szkoła Podstawowa nr 53 im. Mariusza Zaruskiego przy ul. Rudzkiej 6. W tym przypadku miasto może stracić zarówno szkołę, jak i boisko. Wymienione nieruchomości to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Na Ochocie toczą się postępowania reprywatyzacyjne wobec przedszkola nr 114 przy ul. Langiewicza 1/3, Szkoły Podstawowej nr 327 z ul. Radomskiej 13/21 oraz Zespołu Szkół

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Rodzice coraz mniej przeszkadzają

Ile swobody, ile wygody? Młodzi kalkulują, co im da wyprowadzenie się z domu Dr Marcin Sińczuch– adiunkt w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW Pamięta pan piosenkę ze słowami: „Dorosłe dzieci mają żal, za kiepski przepis na ten świat”? – Zespół Turbo, rok 1982… Patrząc na dzisiejszych bamboccioni, słowa ciągle aktualne. Są dwa spojrzenia na polskich gniazdowników. Jedno – że są leniwi, wyrachowani, niesamodzielni. I drugie – że nie mają pracy albo pracują na umowach śmieciowych, nie stać ich na osobne mieszkanie i dlatego nie mogą być samodzielni. Gdyby położyć te argumenty na szali, które by przeważyły? – To nie jest dobre podejście do sprawy. Przede wszystkim musimy na wstępie zaznaczyć: bamboccioni bamboccioniemu nierówny, a próby szufladkowania dadzą efekt jak w starym dowcipie o statystyce: na spacerze z psem zarówno my, jak i on mamy średnio po trzy nogi. Rachunek prawidłowy, ale nijak się ma do rzeczywistości. – Pamiętajmy, że jest to grupa bardzo zróżnicowana. Inną mamy sytuację w małym mieście powiatowym, bez przemysłu, zakładów pracy, z bezrobociem wśród dorosłych sięgającym 30%, a wśród młodzieży nawet 50%. Tam bardzo często nie ma dla nich innego wyjścia niż mieszkanie z rodzicami i dobrze, jeśli mają oni większy dom, dzięki czemu członkowie rodziny mogą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czarne chmury nad Dilmą Dwie trzecie Brazylijczyków domaga się odwołania pani prezydent Brazylijczycy mówią, że ich ojczyzna jest krajem przyszłości i zawsze nim pozostanie. Pisarz Machado de Assis w roku 1861 pokazywał dwie Brazylie, oficjalną i rzeczywistą. Oficjalną – Brazylię świata polityki, oddaloną od społeczeństwa o lata świetlne. I rzeczywistą – stanowiącą resztę tego wielokulturowego i wielorasowego społeczeństwa. W czasach dyktatury wojskowej (1964-1985) mówiono, że co uda się zbudować nocą, politycy rozkradną następnego dnia. Wówczas, kiedy wojsko strzegło interesów posiadaczy, ten pesymizm mógł być uzasadniony, ale teraz, za rządów lewicowej Partii Pracujących? Belindia Prezydentura Luiza Inácia Luli da Silvy, czyli lata 2003-2010, to dla Brazylii były złote czasy. Średnioroczny przyrost PKB wynosił 4%, osiągając nawet 7,5% w roku 2010. Prezydent szczycił się tym, że udało mu się wyciągnąć z nędzy i zintegrować ze społeczeństwem 30 mln obywateli. Mimo wszystko olbrzymie nierówności nadal są największym problemem społecznym. W latach 70. ekonomista Edmar Lisboa Bacha proponował nazywać Brazylię Belindią, bo część społeczeństwa żyje jak w Belgii, a pozostali – jak w Indiach. Brazylia jest chyba jedynym krajem świata, w którym parę lat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sylwetki

Medialny świat Andrzeja Turskiego

Radio kochał pierwszą dziennikarską miłością Po wielkich perypetiach 1 kwietnia 1982 r. Trójka ruszyła. Andrzej Turski wybrał swojego zastępcę – został nim 26-letni wówczas Sławomir Zieliński. Było to połączenie ognia z wodą: „stara” Trójka – świątynia wielkiej kultury, reportażu, teatru radiowego, muzyki poważnej, a także rozrywki – połączyła się z zespołem redakcji młodzieżowej. Z ludźmi, którzy wychowali się na Radiu Luxembourg, Piotrze Kaczkowskim, „Muzycznej Poczcie UKF” i chcieli robić własne, niczym nieskrępowane radio. Z ludźmi, którzy ze względu na wiek nie zdążyli w życiu „narozrabiać”. Gdyby Andrzej nie uczył nas kilka lat wcześniej, pewnie nie byłoby nowej formy „Zapraszamy do Trójki”. Kiedy Turski dostał propozycję objęcia Trójki, usłyszał od prezesa Polskiego Radia: – Tego młodego, 26-letniego Sławomira Zielińskiego może pan zrobić swoim zastępcą, ale proszę, żeby drugi zastępca był poważniejszy. Tym „drugim” był Wiktor Legowicz, syn wielkiego filozofa, prof. Jana Legowicza. Ja się zająłem młodzieżą, informacją i „Zapraszamy do Trójki”. Przez długi czas byliśmy odbierani jako agresorzy, najeźdźcy – nagle do spokojnego zespołu, przetrzebionego przez stan wojenny, przyszło mnóstwo młodych ludzi, dwudziestoparoletnich. Zaczęło się coś dziać. Robiliśmy radio „na żywo”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Optymistyczny pesymista

Kiedy chce się coś osiągnąć, trzeba umieć poświęcić coś innego. Ja wybrałem samotność Jacques Attali– ekonomista francuski Jest pan absolwentem renomowanych francuskich uczelni, współpracownikiem prezydentów republiki, prezesem firmy, kierował pan międzynarodowym bankiem, pisze książki, gra na fortepianie. Co pana napędza? – Zawsze towarzyszyła mi świadomość, że mam tylko jedno życie, starałem się więc maksymalnie je wypełnić i uczynić jak najbardziej pożytecznym i przyjemnym. Urodził się pan we francuskiej Algierii, którą pańska rodzina opuściła w czasie wojny domowej. Jako dziecko żył pan w tyglu kulturowym. Określiło to pana spojrzenie na rzeczywistość? – Algieria była wtedy terytorium francuskim, na którym zgodnie współistniały trzy kultury i religie. Jako chłopiec bawiłem się z muzułmanami i katolikami i wydawało mi się to naturalne. Odtąd zawsze pociągała mnie różnorodność kultur i mentalności. Należy być otwartym na świat i na ludzi. Poświęcił pan też książki religii i narodowi żydowskiemu. Korzenie są dla pana ważne? – Napisałem 60 książek i tylko dwie były poświęcone problematyce judaizmu. I sztuka teatralna o genezie nazizmu – to niewiele! Jedna z nich – „Żydzi, świat, pieniądze” – ukazała się zresztą w Polsce. Ale to prawda, że kultura, z której się wywodzę, jest dla

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.