Archiwum

Powrót na stronę główną
Kultura

Dzieło oglądane w korku

Film z kina przechodzi do telefonu To nie molestowanie w Hollywood okaże się najważniejszym wydarzeniem filmowym roku. Inwazja wypożyczalni internetowych sprawi, że świat zacznie oglądać filmy zupełnie inaczej niż dotąd. O sprawie zrobiło się głośno tego roku w Cannes, gdy do głównego konkursu dopuszczono film „Okja” wyprodukowany przez firmę Netflix. Projekcję po kilku minutach przerwano z powodu krzyków oburzenia i gwizdów dochodzących z widowni. Poszło o to, że „Okja” w ogóle nie wejdzie do kin. Będzie wyłącznie do wypożyczenia w sieci. „To niszczy ekosystem filmowy w Europie!”, grzmieli producenci. Mieli rację – dotacje na ich filmy pochodzą głównie od właścicieli kin. Wyśmiał ich hollywoodzki producent Harvey Weinstein, który wkrótce potem stał się „sławny” z zupełnie innego powodu. Pokpiwał, że amerykańskiego kina władze państwowe przecież nie dotują, a miewa się ono nie najgorzej. Nawet w Cannes! Przedstawiciele Netfliksa dorzucali, że gdyby filmy „twórców europejskich” (czytaj: nieudaczników) trafiały od razu do internetowych wypożyczalni, miałyby więcej widzów niż we wszystkich kinach razem wziętych. Awantura ucichła, ale pozostało pytanie: czy stoimy u progu nowej epoki w przyswajaniu sztuki filmowej? Wiele wskazuje, że tak. Film z płachty, film z wyświetlacza Wyjdźmy od owego Netfliksa (siedziba macierzysta: Los Gatos w Kalifornii), właściciela

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Wolę być optymistą

Nie jesteśmy w stanie uratować całego świata, ale możemy uratować wielu ludzi Artur Żmijewski Zacznijmy od tytułu pańskiego nowego filmu, „Atak paniki”. Czy pan miewa ataki paniki? – Głupio trochę, ale nie zdarzyło mi się. Być może uczucie na granicy ataku paniki się pojawiło, ale nigdy nie zabrnęło tak daleko, bym mu uległ. Rozumiem panikę jako coś, co paraliżuje i nie pozwala nam funkcjonować, a coś takiego nie miało w moim przypadku miejsca nigdy. Zdarzało się, że było blisko, ale zawsze udawało mi się w porę to opanować. A niepokoje związane z pracą? Z rolą? Przed wyjściem na scenę? – To jest coś innego. Trema to emocje łatwe do opanowania. Na etapie analizowania scenariusza rozmawialiśmy z reżyserem filmu Pawłem Maśloną o panice i o tym, jakie sytuacje mogą ją wywołać. Zrozumiałem wtedy, że panika jest czymś, co na chwilę wyłącza mózg. Tracisz wówczas perspektywę i wydaje ci się, że nie ma wyjścia z tunelu, w który ta paniczna sytuacja cię wciąga. A kiedy uda ci się ochłonąć i spojrzeć na całe zdarzenie racjonalnie, okazuje się, że niedostrzegana przez ciebie, ale wciąż widoczna przestrzeń, miała rozpiętość co najmniej 180 stopni. Pytam pana o to, bo po premierze filmu na festiwalu w Gdyni żartowaliśmy z dziennikarzami, że Artur Żmijewski w tym filmie to był podwójnie celny strzał – przecież funkcjonuje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Dama w cyrku

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska ma opinię rzetelnej ekspertki specjalizującej się w problematyce wiejskiej. Popierającej PiS, ale spokojnej i niezacietrzewionej. Co dziś jest bardzo rzadkie. Tym trudniej pojąć, dlaczego taka osoba bierze udział w obrzydliwie stronniczej audycji Michała Rachonia w TVP Info. Zachowanie Rachonia można nazwać cyrkiem medialnym. I to jest najdelikatniejsze sformułowanie, jakiego wypada użyć. Pani doktor jako reprezentantka Kancelarii Prezydenta broni tam interesów swojego pryncypała. Taki los. Mówią, że polityk towarzystwa sobie nie wybiera. Ale korci nas takie pytanie: Pani doktor, czy kiedy pani tam siedzi, nie jest pani wstyd?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Grzecznie już było…

Będzie kuriozalniej i bardziej swojsko, bardziej dziko – łagodność schowa się gdzieś w kącie za szafą, pod podłogą. Będzie przewidywalnie nieprzewidywalnie, będzie hulało, będzie smuta, rozjaśniana co jakiś czas śmiechem budzącym fałszywą nadzieję przełamania i zmiany. Będą duperele, roszadki, aferki, żarciki. Będzie inaczej, niż było, bo już może tak być i nie ma niczego, co może to zatrzymać. Ci, którzy dwa lata temu budowali wizję czteroletniego przetrwania, którzy widzieli zaćmienie czasowe, aby do wyborów, będą musieli się przeprogramować. To będzie trwało. Raczej bezkrwawo lub mało krwawo. Bo niby dlaczego inaczej? Przez dwa lata zwycięzca wziął wszystko, przemontował kraj, zgwałcił konstytucję, na którą wszyscy jego ministrowie przysięgają. My wciąż mamy głos, ale nawet kiedy go wydobywamy, nie ma szansy na usłyszenie. Bo obok przejęcia resortów siłowych (krok pierwszy), likwidacji zapór konstytucyjnych (Trybunał – krok drugi), podporządkowania sobie systemowo całego wymiaru sprawiedliwości (od prokuratury – krok pierwszy kroku trzeciego, przez nadzór nad sądami – krok drugi kroku trzeciego, aż do demolki Sądu Najwyższego i zdobycia KRS – krok trzeci kroku trzeciego) mamy de facto zmianę konstytucyjną ustroju państwa bez większości konstytucyjnej. Jeszcze przez jakiś czas będziemy obserwować wyroki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Sylwester w ogniu

Płonące kukły i latające dokumenty, czyli Nowy Rok w Ameryce Południowej Korespondencja z Ekwadoru Godziny biegnące jak minuty, a wokół gwar, śmiech, dudniąca z głośników muzyka, zapach kiełbasek z grilla i roztańczeni Ekwadorczycy, którzy uczą mnie, jak bardzo można kochać życie. Wokół domów trwają ostatnie przygotowania do wejścia w nowy rok. Kilka dni przed sylwestrem ludzie szykują specjalne kukły, Años Viejos, czyli Stare Lata. Powinny one wyglądem jak najwierniej przypominać prawdziwe postacie. Najczęściej to bohaterowie komiksów i bajek, sportowcy, gwiazdy telewizji i politycy. Wykonuje się je z łatwopalnych materiałów: drewna, papieru, słomy, starych ubrań i styropianu. Koniecznie muszą być bardzo kolorowe, a im kukła jest większa, tym większy prestiż jej twórcy. Kiedyś symbolizowały wszystko, co było złe w mijającym roku, o czym autor słomianej postaci chciałby zapomnieć. Dziś tradycja została poddana transformacji – coraz więcej osób wykonuje kukły postaci, które darzy sympatią. Często wkłada się do ich wnętrza karteczki z zapisanymi złymi uczynkami lub wypełnia petardami. Wszystko po to, by wraz z początkiem roku zostawić w tyle zmartwienia i kłopoty. Kilka dni przed sylwestrem, ale i później mężczyźni przebierają się za wdowy. Ma to symbolizować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Zapowiedzi repertuaru wiosennego

Prezes jest za segregacją. „Jeżeli jest ryzyko, że w dyskotece mogą się pobić dwie grupy, to wpuszczam jednych albo drugich, albo żadnych”. Tak powinno też być na stadionach: wchodzą tylko kibice jednego klubu. Tę prostą receptę na burdy wypisał Zbigniew Boniek trzeciego dnia po meczu derbowym Cracovia-Wisła, w którym, jak wiadomo, kibice Cracovii ostrzelali racami z rakietnic kibiców Wisły, żeby sobie osłodzić klęskę „pasów” na boisku. Że też 13 grudnia zawsze musi się w Polsce wydarzyć coś takiego, po czym trzeba długo wietrzyć! Oczywiście Polski Związek Piłki Nożnej nie ponosi odpowiedzialności za zachowanie kibiców, bo mecze organizuje inny podmiot, ale od odpowiedzialności nie ucieka, stąd ten pomysł z segregacją na wejściu. Do kogo by ci bandyci strzelali, gdyby w środę 13 grudnia na trybunach Cracovii nie było kibiców Wisły? – pyta retorycznie prezes związku, a w retoryce jest skuteczny jak diabli. To tak, jakby pytać, co zrobi Kaczyński, kiedy już nie będzie w Polsce ani jednego wroga ludu. Przecież natychmiast pośle Suskiego do PSL albo Sasina rzuci na SLD, żeby rozkręcili zdradziecką partyjną robotę. Naprawdę to jest najmniejszy problem zarówno w polityce, jak i w kibicowaniu przeżartym polityką – kogo bić, kiedy wydaje się, że nikt w zasięgu wzroku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Zatrute kalorie

Macki PiS sięgają już wszędzie, dobierają się nawet do poezji. Miałem w przyszłym roku opublikować tomik wierszy w wydawnictwie A5, które specjalizuje się w poezji i ma świetną renomę. Prowadzą je Krystyna i Ryszard Kryniccy, on sam jest poetą. Dostawali do tej pory zawsze dotacje z Ministerstwa Kultury, bo poezja jest niedochodowa. Skończyło się. A5 publikuje poezję za mało patriotyczną. Nie będzie dotacji. Właściciele wydawnictwa myślą nawet o zamknięciu firmy. Wcześniej nie dostałem dotacji z ministerstwa na książkę o domu pisarzy na warszawskiej Iwickiej. A to ogrom pracy i materiałów. Dostała ją za to choćby Magdalena Ogórek na swoją książkę naukową. Ta „znana pisarka” sprzedaje teraz prawicy swoją brzydką duszę oprawioną w ładne ciało, co – jak widać – się opłaca. Ruszył w Polsce wielki proces demoralizacji, prostytucja duchowa na wielką skalę. A wydawało się, że koniec PRL zamknął ten rozdział. • Mój dziadek, oficer zawodowy, wcześniej legionista i bohater wojny roku 1920, zginął w obronie Warszawy we wrześniu 1939 r. Jaka szkoda, że nie mogłem z nim pogadać, zanim wyruszył na swój ostatni front. Coraz bardziej interesuje mnie stan polskiej duszy przed 1939 r., bo to jeden z kluczy do obecnej sytuacji. Czytam więc teraz wiele o okresie międzywojennym. Idealizowaliśmy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Tako rzecze ks. Zieliński

Ilekroć pojawia się w pisowskich mediach, tylekroć szczypiemy się w policzek ze zdumienia. Bo trudno uwierzyć, że przemawia do nas ksiądz. Prawdziwy prałat Henryk Zieliński, redaktor naczelny tygodnika „Idziemy”. Niestety, to, co głosi, tak się ma do wiary i słów kolejnych papieży, a zwłaszcza Franciszka, jak polscy faszyści do demokracji. Ma ten ksiądz szczególny dar głoszenia kuriozalnych myśli, np.: „Wyjazd kobiet na wakacje do krajów arabskich jest proszeniem się o nieszczęście” czy „Barcelona sprowokowała terrorystów rozwiązłością”. Ks. Zieliński czeka również na najprawdziwszą prawdę w sprawie katastrofy smoleńskiej. My też. I już nie możemy się doczekać jego kolejnych występów.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Psychologia

Rozpieszczajmy się

Świat zmieniają ludzie, którzy mają niewiele do stracenia i mogą sobie pozwolić na podjęcie ryzyka Prof. Rafał Ohme –– psycholog i badacz mózgu, autor książki „Emo Sapiens. Harmonia emocji i rozumu” Dlaczego napisał pan książkę „Emo Sapiens”? – Aby czytający zachwycili się wspaniałościami, które są w naszej głowie. Gdyby porównać tę książkę do gatunków filmowych, można by stwierdzić, że „Emo Sapiens” nie jest ambitnym dramatem, bo poważnych książek psychologicznych o emocjach jest ogromnie dużo. Wystarczy pójść do księgarni, gdzie znajdziemy mnóstwo publikacji o stresie, depresji, psychopatiach. Chciałem napisać coś innego, bardziej w stylu komedii romantycznej. Zajrzałam do niej, tę książkę znakomicie się czyta, ale jak dla mnie, jest zbyt rozbiegana. Pan tam pisze o wszystkim. – „Emo” to nie jest monografia, czyli drążenie tunelu, ale psychologia i neuronauka emocji w pigułce. Napisałem ją z myślą o młodych ludziach, którzy jeszcze nie wiedzą, co chcą robić w życiu, jeszcze nie wybrali kierunku studiów. Sam byłem takim młodzieńcem, który miał wiele pomysłów na siebie i nie wiedział, jaką drogę wybrać. Co chciał pan nam przekazać? – Chciałem w tej książce zmanipulować młodego człowieka… Przepraszam? – Tak, tak, z premedytacją zmanipulować, aby po jej lekturze zakochał się w psychologii, a jeśli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Mieć szczęście na trasie

Co kierowca może zrobić, gdy kradną? Przede wszystkim nie wolno mu wychodzić z kabiny Krzysztof, 38 lat, przygotowuje się do wyjazdu. Robi zapasy, które muszą mu wystarczyć na cztery tygodnie. Kupuje makarony, kasze, warzywa w puszkach i słoikach, konserwy oraz podsuszaną wędlinę. Bierze też peklowane w domu mięso oraz ziemniaki. Tylko w pieczywo zaopatrzy się na trasie. W przygotowaniach ma wprawę, robi je co miesiąc od czterech lat, czyli odkąd zrezygnował z wyuczonego zawodu ekonomisty i został kierowcą. Jeździ na tirach. Mieszka pod Szczecinem. By dojechać z domu do firmy transportowej, w której jest zatrudniony, musi pokonać ponad 100 km. W niedzielę o świcie odwozi go żona. Przy pożegnaniu zawsze są wzruszeni. By zagłuszyć lęk, mówią, że cztery tygodnie, gdy on będzie w trasie, miną szybko i w tym roku Boże Narodzenie spędzą razem. A nie zawsze tak było. Raz Boże Narodzenie i Nowy Rok spędził w kabinie na południu Francji. Zabrał z domu potrawy świąteczne, lepszą wędlinę, sałatkę, w Wigilię zatelefonował do rodziny, zjadł kolację i pooglądał filmy na laptopie. Żałował, że na parkingu pełnym tirów nie było ani jednego Polaka, z którym mógłby się podzielić opłatkiem i porozmawiać. W Nowy Rok i w Wielkanoc nie czuje się tak przejmującego osamotnienia i po prostu smutku jak w Wigilię. Pomysł na lepsze życie Gdy skończył studia i zdobył tytuł

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.