Achtung!! Minen!!

Nadchodzą wakacje i wyruszamy na drogi. Co to znaczy, wiem aż nadto dobrze, bo mam za sobą 1,7 mln przejechanych kilometrów, i to w przewadze po polskich drogach i wiem, że facet jadący samochodem z kapeluszem na głowie to jest tak jakby ktoś na bagażniku jego auta przymocował dla nas znak „Stop”. Maluch jadący z szybkością traktora środkiem jezdni… nie trąb… nie ponaglaj… bo będzie nieszczęście, bo go i tak nie wyprzedzisz aż do momentu skrętu, który jest tak samo nieprzewidywalny, jak i właściciel, bo rzadko kiedy włącza migacze i jesteś jedynie pewny tego, że nie skręci w lewo lub w prawo tylko na moście, ale za to może się na nim zatrzymać, bo dzieci jeszcze nie widziały rzeki.
Jeżeli zobaczysz na swoim szlaku taki pojazd, jedź za nim powoli, aż do momentu kiedy z naprzeciwka nadjedzie ciężarówka, a najlepiej tir, taki jak z filmu ” Konwój” z ogromnym amerykańskim przodem. Wtedy kapelusznik, na wszelki wypadek zwalniając (UWAGA!!) do 20 na godzinę, zjeżdża na pobocze i wygląda tak, jakby zobaczył pterodaktyla z innym maluchem w szponach. Ponieważ właściciel, będąc przez jakiś czas w szoku, bardzo powoli wraca na środek jezdni, przeskakujemy błyskawicznie na lewy pas i wyprzedzając dużym łukiem przeszkodę, jedziemy z właściwą sobie prędkością aż do następnej przeszkody.
Czytałem ostatnio, w ramach naszej integracji z Unią, czego uczą na kursach prawa jazdy w Niemczech, bo czego u nas, wszyscy wiemy… zaparkować tyłem, nie burząc ściany wyimaginowanego garażu, chyba że się da w kopercie tysiąc złotych – wtedy instruktor zrobi wszystko, żeby garaż był ruchomy.
W Niemczech uczy przede wszystkim jazdy do przodu, posługiwania się lusterkami, jak kierowcy powinni współpracować ze sobą na drodze, jak kulturalnie wpuszczać do ruchu i jak dbać o bezpieczeństwo swoje i innych. I tu klasycznym przykładem może być naturysta, czyli po naszemu golas, który kilka tygodni temu wybrał się na zebranie klubu ubranych inaczej w stroju organizacyjnym… i to na dodatek dużym motorem… i w czasie jazdy pszczoła mu się wkręciła we włosy, a muszę tu dodać, że nie były to włosy na głowie, więc ból musiał być podwójny. I nasz dzielny motocyklista rażony pszczołą spadł z niego i wszystko inne też sobie zdewastował w sposób nie tyle bolesny, ile widoczny. I przyjechała policja, położyła kierowcę na poboczu, przykryła za przeproszeniem pszczółkę czapką, poczekała na karetkę pogotowia, a na koniec wręczyła naturyście mandat w wysokości tysiąca euro. A wiecie za co? Za jazdę bez kasku.
U nas, gdyby naturysta pojawił się na motocyklu, to wszyscy by myśleli, że bandyci będący na totalnej bani ukradli człowiekowi ubranie zamiast motoru.
Uważajcie na drodze!

Wydanie: 2003, 26/2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy