Adopcyjny upiór przeszłości

Adopcyjny upiór przeszłości

Prime Minister Justin Trudeau, left, poses for a selfie with Tsuu'Tina First Nation councillor Emil Starlight in early 2016 (radny/radca tego plemienia Emil Starlight). Prime Minister Justin Trudeau, left, poses for a selfie with an elder after receiving a ceremonial headdress while visiting the Tsuut'ina First Nation near Calgary, Alta., Friday, March 4, 2016.THE CANADIAN PRESS/Jeff McIntosh

Prawie pół wieku po rozpoczęciu wymuszonych adopcji dzieci z mniejszości etnicznych Kanada zaczyna płacić za stare grzechy Ta historia mogłaby się wydarzyć wszędzie, ale nie w Kanadzie. Mało jest bowiem na świecie krajów, które podchodzą do mniejszości etnicznych z takim szacunkiem jak północny sąsiad Stanów Zjednoczonych. Oficjalna terminologia wprowadzona przez rząd w Ottawie zakazuje używania sformułowania mniejszości etniczne, nakazując określanie rdzennych mieszkańców Kanady mianem pierwszych narodów (ang. Canada’s first nations). Przez lata poszanowanie praw Inuitów i innych grup do ich terenów wstrzymywało rozwój infrastrukturalny kraju i eksplorację złóż naturalnych dalekiej północy. Rządzący krajem od listopada 2015 r. premier Justin Trudeau wypisał prawa pierwszych narodów na swoim politycznym sztandarze. Wprowadził ich reprezentantów do rządu, przygotował też programy polityki społecznej i edukacyjnej mające na celu polepszenie ich statusu w społeczeństwie przy jednoczesnej ochronie tradycji i dziedzictwa. Na pierwszy rzut oka Kanada wygląda więc na absolutny raj dla rdzennych grup etnicznych. Problem w tym, że nie zawsze tak było. Przez wiele lat ochrona pierwszych narodów przez rząd w Ottawie była czysto deklaratywna i ograniczała się do symbolicznych ceremonii oraz dofinansowania szkół na dalekiej północy czy w interiorze. Jednocześnie elity polityczne prowadziły mniej lub bardziej jawne i legalne projekty mające na celu osłabienie struktur społecznych w tych grupach. Bodaj najbardziej wstrząsający był program wymuszonych adopcji dzieci pochodzących z rodzin inuickich oraz innych rdzennych grup etnicznych. Od 1965 r. pracownicy socjalni, z powodu rzekomo niewłaściwych warunków wychowawczych i kłopotów finansowych rdzennych mieszkańców, odbierali im dzieci i umieszczali je w rodzinach zastępczych. Były to rodziny białych Kanadyjczyków, mieszkające w dużych miastach, takich jak Toronto, Edmonton czy Vancouver, ale także w Stanach Zjednoczonych czy w Europie. Działo się to w majestacie prawa – sprzyjający temu procederowi sędziowie sądów rodzinnych wydawali stosowne wyroki. Program ze zmienną intensywnością trwał niemal ćwierć wieku. Kanadyjskie ministerstwo administracji szacuje, że wymuszonymi adopcjami mogło być objętych nawet 30 tys. dzieci. I choć wiedza o programie była dość powszechna, a raporty opieki społecznej kwestionowane przez organizacje pozarządowe, do tej pory rząd federalny nie uznał swojej winy w procesie wymuszania adopcji i odbierania rodzicom ich dzieci. Uderzenie wyprzedzające Sytuacja zmieniła się na początku października, kiedy Trudeau oficjalnie poinformował kanadyjski parlament, że najwyższy czas zmierzyć się z koszmarami przeszłości. Rząd w Ottawie przyznał, że wymuszanie adopcji było jawnym pogwałceniem praw pierwszych narodów. W ramach zadośćuczynienia rodziny, które są ofiarami działań opieki społecznej, mają otrzymać odszkodowania. Całkowita ich suma może osiągnąć nawet 600 mln dol. Trudeau chce zapłacić za wymuszone adopcje, przeniesienia do szkół z internatem i koszty późniejszej identyfikacji czy wydatki poniesione przez rodziny poszukujące swoich dzieci. Koszty bywały niemałe, bo opieka społeczna niejednokrotnie celowo utrudniała dostęp do danych dotyczących adopcji. To nie pierwsza tego typu inicjatywa, choć najbardziej jednoznaczna i skierowana bezpośrednio do poszkodowanych rodzin. Już w 2008 r. ówczesny konserwatywny premier Stephen Harper publicznie przeprosił za wymuszone adopcje, obiecując przeznaczenie ponad 1,5 mld dol. na programy rekompensacyjne. Choć była to duża suma, nie oznaczało to wcale, że pieniądze trafią bezpośrednio do rodzin ofiar. Harper powołał bowiem narodową komisję prawdy i pojednania, która zamiast wypłacać odszkodowania, zajmowała się produkowaniem raportów i rekomendacji dla rządu federalnego. Trudeau nadał całemu procesowi znaczne przyśpieszenie, obiecując nie tylko zintensyfikowanie prac komisji, ale też wypłacenie odszkodowań. Choć gest młodego premiera jest bez wątpienia ważny i nie należy go bagatelizować, ruch rządu w Ottawie można nazwać tak naprawdę uderzeniem wyprzedzającym. Gdyby bowiem Trudeau odwlekał decyzję o wypłacie odszkodowań, mógłby narazić federalny budżet na dużo większe straty. W sądach w całym kraju toczą się postępowania grupowe w następstwie pozwów poszkodowanych rodzin. I niewykluczone, że zdecydowana większość zakończyłaby się zwycięstwem reprezentantów pierwszych narodów. Trudno zawczasu oszacować wysokość odszkodowań, ale ucieczka do przodu w postaci publicznych przeprosin jest na pewno wizerunkowo lepszym posunięciem niż porażka w całej serii procesów zbiorowych. Krzywdy trudne do naprawienia Odszkodowania dla rodzin z pierwszych narodów to dopiero pierwszy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 43/2017

Kategorie: Świat