Inni

Inni

Są wszędzie: w gazetach, w radiu, w telewizji. Poprzedzają ich reklamy, anonse, elegancki dźwięk fleszy i błyskawiczne światło. Poprzedza ich czerwony dywan. Portale relacjonują ich życie online 24 godziny na dobę. Paparazzi zaglądają do ich talerzy i kubłów na śmieci, w ich karty chorobowe i do koszy z zakupami. Pokazują nam ich zegarki i majtki. I my pokornie odbieramy ten strumień, tę relację przepuszczaną przez media, jeszcze bardziej dzięki temu doniosłą, nierzeczywistą, szaloną. Celebryci to nasi znajomi nieznajomi. Lubimy czasem podłączyć się pod ich sztuczne życia – najczęściej ze zgrozą, ironicznie, mrucząc coś o powszechnym końcu świata, upadku kultury. Ale czerpiemy perwersyjną przyjemność z ich porażek i błędów. Kpimy z wysokości: no bo, kurde, jest się z czego śmiać! Jedna się fotografuje w trumnie, druga na cmentarzu, jedna „pokazała majtki”, druga „pokazała syna”. Cały ten horror show trzymamy zamknięty bezpiecznie w klatce ekranu. Jak upiorne zwierzątko.

Gorzej, kiedy bariera znika i umalowani zombie wkraczają w nasze życie. Wszyscy pisarze znają dojmujące poczucie wstydu i upokorzenia, kiedy na krakowskich bądź warszawskich targach książki widzą ogonek kolejki zawijający się wokół jakiegoś stoiska. Och, to pewnie ten reporter z Iraku! Ach, to pewnie laureatka Nike, Stasiuk albo Pilch. Albo Olga Tokarczuk – zgadują, przeciskając się ciekawsko. A kiedy udaje im się podskoczyć wystarczająco wysoko, zdają sobie sprawę, że to pogodynka. Pogodynka Maja Naj podpisuje swoją autobiografię „Jak przeleciał mnie Orkan Ksawery”. Ale to wcale nie koniec upokorzeń. Kolejna kolejka wije się u bezbożnie długich nóg modelki, która wydała poezji swych tomik. Nieopodal młoda aktoreczka radzi, jak być seksowną mamą, piosenkarka dzieli się swoją pasją kulinarną, inna zaś napisała dzienniki erotyczne „Mokra i wściekła”, a także dziennik podróży „Jak zwiedzić Europę Wschodnią i nie umrzeć bez caprese”. Na liście bestsellerów znajdują się tytuły „Mądra na wyprzedaży”, „O jak orgazm” i „Bezpieczne odplamianie ubranek z Lovelą”. Tymczasem wydawcy literatury pięknej dołączają do tomików prezerwatywę, oliwę i sztuczną różę. Właściciel pewnej oficyny dołączył klatkę z żywym królikiem, inny zmywarkę. Podobno trwają pertraktacje pomiędzy rynkiem książki a rynkiem nieruchomości – do tomiku pewnej krakowskiej poetki dołączą niebawem willę z basenem. Słyszano o bojówkach, które zaczepiały Bogu ducha winnych przechodniów i padały przed nimi na kolana, błagając, żeby wzięli książkę choćby za darmo!
Z drugiej strony – jak nie podziwiać uczestników kultury, którzy znają się literalnie na wszystkim? Zapraszani do pasm śniadaniowych w roli ekspertów chętnie wypowiadają się o in vitro i konkordacie, stosunkach ukraińsko-rosyjskich i stosunkach płciowych. Godzą skłócone od pokoleń rodziny, zakładają domy opieki, mediują pomiędzy społecznościami romskimi a Kołem Młodych Faszystów. Są psychologami i dietetykami, architektami wnętrz i dziennikarzami, reporterami i projektantami mody. – Za chwilę Kinga Rusin będzie robić transplantację serca! – jęknęła przez telefon niedawno moja koleżanka pisarka. – Wiesz, Schwarzenegger był niezłym gubernatorem – odparłam – może i Kinga okaże się niezła w te klocki. Ronald Reagan… – ciągnęłam, ale przerwała mi oschle, mówiąc, że ona jednak na wszelki wypadek zwariuje z biedy i obrzydzenia i że w ogóle co za świat! I tu muszę jej przyznać rację. Ale nie wiem, może jesteśmy zazdrosne? Bo Kinga Rusin wyględna, majętna, ma własną linię naturalnych kosmetyków i przystojnego narzeczonego. A że przy okazji komuś serce zoperuje? Dobrze mu tak! – jak mawiają gangsterzy. Jednak muszę przyznać, że kiedy widzę na ekranie jakąś terrorystkę – perfekcyjną panią domu w jednej białej rękawiczce, która wykonuje jakiś test z piekła rodem i szuka kurzu jak świnka trufli – myślę źle o bliźnich. I myślę, że ona jest satanistką marzącą o pognębieniu tych wszystkich biednych ludzi, którzy nie umieją sprzątać. Bo – jak powiedziała znajoma sprzątaczka – albo ktoś sprząta, albo się rozwija.
Ale moje uczucia do celebrytów są skomplikowane. Wiem, że im ciężko na diecie białkowej, wiem, że zdradzają ich paparazzi i że zdjęcia cellulitu są więcej warte niż zdjęcia z ustawki. Spójrzmy na nich z czułością teraz, kiedy idą święta i szykujemy się na dionizyjskie obżarstwo, a oni biegną przez śnieg, który im oczy zalepia. Bądźmy dla nich wyrozumiali. Czy już pokazali w gazetach swoje gustowne choinki?

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy