Akademia odzyskana – rozmowa z prof. Adamem Myjakiem

Akademia odzyskana – rozmowa z prof. Adamem Myjakiem

Gdyby ASP pozbawiono budynków przy Krakowskim Przedmieściu, zabrano by nam duszę Prof. Adam Myjak – rektor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie ASP w Warszawie jest największą w kraju uczelnią kształcącą plastyków, ale właśnie jej groziło odebranie centralnej siedziby. – Mieliśmy sporo szczęścia, że do tego nie doszło, zwłaszcza że z początku nie traktowaliśmy zagrożenia poważnie. Nikt nie wierzył, że uczelni można odebrać reprezentacyjny budynek? – Tak było. Jeszcze w latach 90. zeszłego wieku dochodziły do nas sygnały, że potomkowie dawnych właścicieli upominają się o pałac przy Krakowskim Przedmieściu, ale nie zwracaliśmy wtedy na to uwagi. Przecież to państwo odbudowało obiekt po zniszczeniach wojennych i przekazało uczelni państwowej. Ówczesny rektor Wojciech Kurpik sądził, że nie mamy powodów do obaw, bo państwo w razie czego nas obroni, przekaże spadkobiercom jakiś obiekt zastępczy lub inną formę odszkodowania za działkę, na której stoi akademia. Wówczas jednak kwestia reprywatyzacji nie była tak precyzyjnie uregulowana przepisami. O tym, że sprawa robi się dla nas groźna, przekonaliśmy się w 2007 r., gdy zaczęła działać ustawa. Za kadencji rektora Ksawerego Piwockiego spadkobiercy już całkiem realnie przystąpili do ataku i wtedy dotarło do nas, że żądania idą w kierunku zwrotu budynku wraz z posesją. Od Wybrzeża po Powązki Takie mamy prawo. – Ja też jestem zdania, że jeśli kiedyś coś odebrano prawowitym właścicielom, należy uczciwie potraktować roszczenia. ASP z czasów przedwojennych zachowała np. obiekty przy Wybrzeżu Kościuszkowskim 37 w Warszawie, które zostały ufundowane przez Kierbedziów. Ten budynek po wojnie odzyskaliśmy, obecnie rozbudowujemy go i powstaje tam nowy, okazały gmach. Ponadto uczelnia ma wydziały projektowe przy ul. Myśliwieckiej, a przed kilkoma laty uzyskaliśmy dzięki staraniom dodatkowe budynki i teren po dawnej spalarni odpadów medycznych przy ul. Spokojnej 15. Tu wam chciano odbierać, a wy odbieraliście w innym miejscu. – O obiekt na Powązkach zabiegało wiele instytucji, ale ze względu na jego dosyć specyficzne położenie (działka przylega do trzech warszawskich cmentarzy: katolickiego, ewangelickiego i żydowskiego) władze Warszawy wybrały uczelnię, a nie np. supermarket, klub z dyskoteką czy inny podmiot, który zakłócałby spokój i ciszę. Wyremontowaliśmy te lokale, mające zresztą wartość zabytkową, by umieścić tam Wydział Sztuki Mediów, a dostawimy budynek dla Wydziału Rzeźby z pracowniami technicznymi (ceramika, gisernia, kamień), które nie bardzo się nadają do zainstalowania w ścisłym centrum miasta. Uczelnia dysponuje więc obiektami w czterech miejscach, ale oczywiście najbardziej reprezentacyjne i od ponad 60 lat kojarzone z ASP są zabudowania pałacowe przy Krakowskim Przedmieściu vis-à-vis Uniwersytetu Warszawskiego. We frontowym budynku mieszczą się władze uczelni, a w skrzydłach Wydziały Grafiki i Malarstwa oraz część Wydziału Rzeźby. Tu zbudowała się tradycja uczelni, jej legenda i etos. A poszczególne pomieszczenia mają też ogromne znaczenie historyczne. W gabinecie, który zajmuje obecnie rektor, była przed ponad 200 laty przygotowywana Konstytucja 3 maja, a w skrzydle Wydziału Grafiki jest odwiedzany przez turystów Salonik Chopinów. Gabinet i Salonik Chopinów też miały pójść w ręce prywatne? – Po 2007 r. zaczęły się formalne ataki, które przybierały na sile. Rodzina spadkobierców wynajęła najlepsze biuro prawne i za jego pośrednictwem zaczęła na nas nacierać, aby pałac odzyskać. My już reagowaliśmy, rektor udzielał licznych wywiadów, studenci organizowali protesty, budynki były oflagowane. Z jednej strony, sprawa toczyła się przed sądem, z drugiej – pogłoski docierające do nas wydawały się dosyć groźne i wszystko mogło się zakończyć eksmisją uczelni. Stało się jednak jasne, że spadkobiercom chodzi nie o pałac, ale o spore pieniądze, a odzyskany obiekt zamierzają drogo sprzedać. Ponoć już dzielili skórę na niedźwiedziu i prowadzili rozmowy np. z zagranicznymi firmami paliwowymi, które w tak reprezentacyjnym miejscu chętnie znalazłyby potwierdzenie swojej pozycji biznesowej. W innym momencie wysyłano do nas uspokajające informacje, że uczelnia nie zostanie wyrzucona. Kto kupi pałac? Ale właściciel nie chciał jej chyba utrzymywać? – Skądże. Znane są doświadczenia Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który dogadał się z prywatnym właścicielem obiektu, że będzie mu płacić czynsz. Szybko się okazało, że to ponad siły uczelni i bardziej się opłaca wybudować nowy obiekt na własnej działce. U nas mogło być podobnie. W 2007 r. staliśmy się już stroną w sporze. Rektorem był

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2014, 2014

Kategorie: Wywiady