Ani religia, ani etyka

Ani religia, ani etyka

Szkoła to miejsce spokojnej nauki, nie zaś arena irracjonalnego antagonizmu Będę mówił o państwowej szkole publicznej, do której chciałbym posyłać wnuki. Mój obraz upragnionej przyszłości zależy od moich przekonań światopoglądowych, naukowych, społecznych, krótko – od obrazu świata. Kto go nie podziela, może odrzucić tę futurologię. Może, lecz nie musi, pomyślana jest bowiem jako propozycja ponad podziałami. Inaczej być nie może, jeśli publiczna szkoła przyszłości ma być rzeczywiście publiczna. Wiele nas może różnić w poglądach na szkołę – wiele, lecz nie wszystko. Coś musi nas łączyć, szkoła publiczna bowiem to jedna z najważniejszych instytucji wspólnego mianownika, bez którego niemożliwy jest ład społeczny w zbiorowości zamieszkującej wspólne państwo. Zacznę od założeń. Zobaczymy od razu, że szkoła nie spełnia dziś tych założeń, a czyni zadość przeciwnym, ucieleśnia więc system grożący jej publicznemu charakterowi. Sednem i symbolem tego systemu jest alternatywa religia albo etyka narzucona wszystkim jego mieszkańcom – uczniom, rodzicom, nauczycielom, a tym samym nam wszystkim. Odrzucam tę alternatywę, w szkole przyszłości nie widzę ani religii, ani etyki. Bojowników o powszechne w publicznym szkolnictwie nauczanie etyki uważam, tak jak tych, którzy dawno wygrali bój o religię, za obrońców anachronicznego i wadliwego systemu. Projekt publicznej szkoły przyszłości zależy od decyzji co do jej absolwentów. Jakich absolwentów chcę spotykać w życiu publicznym? Racjonalnych, samodzielnych i zdolnych do współpracy. Jak to rozumieć? Człowiek racjonalny uznaje tylko to, co potrafi uzasadnić, i tylko w stopniu dorównującym stopniowi uzasadnienia. Uzasadnianie wymaga zdolności do współpracy z szeroką społecznością uzasadniających. Społeczność najszerszą wyznacza doświadczenie i logika – wszyscy mamy doznające świata zmysły i stosujemy przynajmniej elementarną logikę. Człowiek racjonalny ma szanse na samodzielność, którą osiąga tylko wtedy, gdy dochodzi do przekonań na własną rękę, ale społecznie uznanymi sposobami: jestem przekonany o tym, o czym sam się przekonałem, powodowany moim doświadczeniem i pomyślunkiem, czyli tym, co dzielę z wszystkimi. Jeśli nie potrafię przekonać innych do mojego zdania, czyli uzasadnić im go tak, jak oni to robią, mam tylko prywatne przekonanie, jeśli biorę od nich bez namysłu ich zdanie, mam przekonanie niewolnicze. Jak ma się to wszystko do szkoły przyszłości? Wiąże się z nią ściśle. Jeśli szkoła ma przygotowywać do życia ludzi racjonalnych, samodzielnych i zdolnych do współpracy z innymi, ma ich uczyć przede wszystkim samodzielnego nabywania, kontrolowania i stosowania przekonań według metodologii obiecującej ich prawdziwość. Metodologia ta składa się z pewnych zasobów i procedur, a rządzi nią zasada: nie przyjmuj niczego bez pokrycia i nigdy mocniej niż moc tego pokrycia. Pokrycie zaś daje naszym przekonaniom to, co je daje każdemu, bez różnicy rasy, klasy, nacji, religii, bogactwa i talentu. Ludzkość ma wspólne zasoby poznawcze. Aby poznawać świat, musisz dotrzeć do powszechnych zasobów doświadczenia oraz przyswoić logiczne procedury korzystania z nich. Udostępnianiu tych zasobów i procedur służy szkoła. Kto zgodzi się na takie rozumienie zadań szkoły publicznej, zgodzi się, że nie ma w niej miejsca dla wiary, a więc dla religii. W religii ludzie przyjmują przekonania bez uzasadnienia, bo na wiarę. Wiara jest więc źródłem przekonań, lecz nigdy ich podstawą. Podstawę naszym przekonaniom daje dopiero to, co wyklucza ich przeciwieństwa, a daje im tę podstawę w stopniu, w jakim je wyklucza. Żadne natomiast przeciwieństwo wierzenia religijnego nie jest wykluczone, każdemu wierzeniu religijnemu można przeciwstawić inne wierzenie, wszystko bowiem jest dozwolone, gdy usuwamy fundament doświadczenia i logiki jako instancję odwoławczą naszych przekonań. W religii z założenia nie ma tego fundamentu, jest bowiem wiara, czyli pozaracjonalny sposób nabywania przekonań. Przyszłej szkole publicznej delegujemy zadanie kształcenia ludzi racjonalnych, nie będziemy więc pod jednym dachem umieszczać fizyki, matematyki, biologii i historii wraz z religią, nie sposób bowiem w jednym miejscu uczyć racjonalności i demonstrować nieracjonalność. To niezdrowe psychicznie i demoralizujące intelektualnie. Uczyć wiary nie możemy, nie tylko w imię jednorodności nauczania, lecz dlatego, że wiary się nie uczy. Wiarę się wdraża, a rolę tę odgrywają instytucje i środowiska życia religijnego. Czas na powrót do teraźniejszej polskiej szkoły publicznej. Mamy w niej religię, to zaś pozbawia ją publicznego charakteru – niereligijni nie chodzą do tej samej szkoły, co religijni. Prawodawca wprowadza więc, by zapobiec tej sytuacji, etykę. Oto jego konstrukcja: szkoła składa się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2010, 2010

Kategorie: Opinie