Antek [prawie] likwidator

Antek [prawie] likwidator

Macierewicz, Kaczyńscy i WSI Piszę te słowa w piątek wieczorem, gdy rzecznik rządu zapowiedział, iż decyzja w sprawie powołania Antoniego Macierewicza na likwidatora WSI ma zapaść w sobotę. Jednym słowem – Kaczyńscy od dwóch tygodni go powołują i powołać nie mogą. Oni – ludzie od szybkich decyzji. Cóż takiego się dzieje, że – najpierw – zaproponowali mu to stanowisko, a potem zaczęli zwlekać? Na co liczyli? Co ich wyhamowało? Można spekulować – Macierewicz to gracz równie bezkompromisowy jak oni, więc pewnie się targują – o zakres kompetencji likwidatora, o jego współpracowników. Oni potrzebują narzędzia, które wykona zadanie. A on? On chce wyjść z niebytu, w który (po raz kolejny) wpadł, więc powinien być miękki. Ale, z drugiej strony, jego ludzie od miesięcy zajmują ważne stanowiska w ekipie rządowej, więc nie jest na uboczu. No i ma jeszcze jeden argument – od dwóch tygodni o nim się mówi. Gdyby Kaczyńscy nagle z niego zrezygnowali, uznano by, że się czegoś przestraszyli. Że pękli. On więc już wygrał. I to wie. Antoni Macierewicz wrócił do gry. Ryzyk-fizyk Ten powrót znaczyły wypowiedzi prezydenta i premiera. Lech Kaczyński mówił, że nominacja Antoniego Macierewicza obciążona jest pewnym ryzykiem – ze względu na jego temperament. A Jarosław Kaczyński, że Macierewicz jest osobą kompetentną i tak twardą, że aż kontrowersyjną. To były dziwne wypowiedzi. Bo nie powierza się odpowiedzialnych funkcji ludziom, wobec których ma się tak duże wątpliwości. Po prostu nie wysyła się do skomplikowanej operacji chirurgicznej osoby z nieokiełznanym temperamentem, na zasadzie ryzyk-fizyk. Nie wysyła się na pole minowe kontrowersyjnego sapera. Likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych i przekształcenie ich w dwie służby – wywiad i kontrwywiad, jest tego typu operacją. Wymagającą precyzji i ostrożności. Przykład? WSI przez wiele miesięcy ścigały bandę, która w Iraku zabiła Waldemara Milewicza. Mordercy zostali zatrzymani, ich grupa rozbita, teraz siedzą w więzieniu, ale przecież wiadomo, że pościg się nie zakończył – trzeba „wyjść” na zwierzchników, na współpracowników, budować siatkę informatorów. Trzeba, ale kim? Antoni Macierewicz jeszcze nie objął funkcji likwidatora WSI, a już w mediach zapowiedział, że oficerowie mający staż w służbach z czasów PRL będą zwalniani. To się podoba Kaczyńskim; ich podwładny, Zbigniew Wassermann, dziś minister koordynator ds. służb specjalnych, mówi wprost: „Ani operacja, ani ludzie nie ucierpią na tym procesie. To gwarantujemy”. A na pytanie, w jaki sposób, odpowiada: „Zadania zostaną dokończone, zanim ci ludzie będą poddani weryfikacji”. Zupełnie jakby nie wiedział, że w służbach specjalnych nie ma zadań zakończonych… W każdym razie mamy już przynajmniej jeden punkt łączący Macierewicza z Kaczyńskimi – przekonanie, że warto zapłacić każdą cenę, żeby tylko rozbić służby wojskowe. Z tego punktu widzenia Macierewicz jest kandydatem idealnym, bo niczego w życiu nie zbudował, za to wiele zburzył. Jego życie stanowi zresztą znakomity dowód na to, że te cechy, które przydają się w działalności konspiracyjnej, zasadniczo przeszkadzają w demokracji. Waleczny Antoni Do kanonu opowieści o Macierewiczu należy wspomnienie, jak działał w 1. Warszawskiej Drużynie Harcerskiej im. Romualda Traugutta, czyli Czarnej Jedynce. W niektórych publikacjach urastał niemal do jej głównego lidera. Te opowieści niedawno prostował na łamach „Polityki” Stanisław Stupkiewicz. Otóż faktycznym twórcą Czarnej Jedynki był Jerzy Kijowski (dziś profesor w Centrum Fizyki Teoretycznej PAN), jej komendant w latach 1963-1969. „Po nim – pisze Stupkiewicz – funkcję tę pełnili Michał Kulesza (późniejszy minister od reformy), Jacek Kossut (obecnie dyrektor Instytutu Fizyki PAN) i młodszy brat Jerzego, Janusz Kijowski. To Janusz latem 1968 r. przyprowadził do Jedynki swojego kolegę z Wydziału Historii UW, Antoniego Macierewicza, który właśnie wyszedł z więzienia po wydarzeniach marcowych. Działalność Macierewicza w Czarnej Jedynce stała się przedmiotem pewnych kontrowersji, ale przez długi czas nie miała większego wpływu na Drużynę. Dopiero w 1976 r., kiedy powstał KOR, Antoni Macierewicz z Piotrem Naimskim zdecydowali się włączyć Jedynkę do działalności politycznej. Przeciwni temu byli m.in. Jerzy Kijowski oraz Andrzej Janowski Soda, jeden z dwóch pierwszych drużynowych po reaktywacji Jedynki w 1957 r., wiceminister oświaty w rządzie Mazowieckiego. Podzielali motywację. Obawiali się jednak o losy Drużyny. Słusznie, jak się okazało. Po pełnym chwały niesieniu pomocy represjonowanym robotnikom Czarna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 30/2006

Kategorie: Kraj