Antyspołecznościowe media społecznościowe

Antyspołecznościowe media społecznościowe

Język ma moc kreowania rzeczywistości. Dobrym przykładem są tzw. media społecznościowe. Nazwanie ich w taki sposób powoduje, że automatycznie dostrzegamy w nich narzędzie budowania więzi społecznej. Gdy jednak uwolnimy się od czaru, jaki rzuca na nas język, zobaczymy to, co zobaczyć powinniśmy: media nazwane społecznościowymi są de facto antyspołecznościowe. Żeby to zrozumieć, musimy się zastanowić, co rozumiemy przez określenie „społecznościowe”. To coś, co sprzyja budowaniu wspólnoty, byciu razem, wymianie poglądów, zbliżeniu perspektyw, nauce wzajemnego zrozumienia, empatii, nawiązaniu sympatii i wzbudzeniu poczucia solidarności. A co czynią media tak nazwane? Co jest ich ciemną stroną (bo mają wszak i jasną)? Przypomnijmy słynny fragment „Dzienników” Gombrowicza: „Poniedziałek – ja, wtorek – ja, środa – ja”. Wspaniale pasuje do logiki działania mediów społecznościowych, służących przede wszystkim wzmacnianiu ego uczestników, zaspokajaniu narcystycznej potrzeby bycia dostrzeganym i podziwianym. To one m.in. odpowiadają za „epidemię narcyzmu”. Dane zgromadzone przez badaczy są przerażające. Jean Twenge, najwybitniejsza badaczka tego zjawiska i autorka książki pod tym właśnie tytułem, odnotowuje lawinowy wzrost postaw narcystycznych wśród młodzieży amerykańskiej w ciągu ostatnich lat. (Choć początek tego procesu, nie przypadkiem, zbiegł się z rządami Ronalda Reagana). Z kolei w książce „iGen.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 09/2021, 2021

Kategorie: Andrzej Szahaj, Felietony