Arka płynie

Arka płynie

Premiera międzynarodowego spektaklu Janusza Wiśniewskiego Świat cię zapomni lub wyśmieje; Kres bezbolesny – nie istnieje. Robert Frost, „Zadbaj o to zawczasu”, tłum. Stanisław Barańczak To niezwykłe wydarzenie w dziejach polskiego teatru: na scenie poznańskiego Teatru Nowego odbyła się premiera spektaklu „Arka Noego. Nowy koniec Europy” Janusza Wiśniewskiego z udziałem 24 aktorów z siedmiu krajów, reprezentujących teatry z Austrii, Izraela, Kosowa, Niemiec, Włoch i, oczywiście, Polski. Na scenie wybuchowa mieszanka siedmiu języków, rozmaitych kultur, doświadczeń, temperamentów, a na widowni zasłuchana publiczność, która przyjęła przedstawienie owacją na stojąco. „Nowy koniec”, „nowy początek” Przygotowania do tej premiery trwały półtora roku. Janusz Wiśniewski wrócił do swego głośnego spektaklu sprzed ćwierć wieku, „Koniec Europy” i wpisał w ramy tamtego scenariusza to, co skorygował czas, i nowe impulsy, jakie przyniosła współpraca z aktorami z kilku krajów. Pozostała opowieść o zmierzchającej, schorowanej na uwiąd wartości i przesyt Europie, w której znalazło się miejsce na reminiscencje z „Olśnienia”, innego ważnego spektaklu Wiśniewskiego, a przede wszystkim miejsce na ratunek. Bo „nowy koniec” oznacza również „nowy początek”. Nie przypadkiem pojawia się w tytule Arka Noego, która nieoczekiwanie przybywa z innych kultur, z innych doświadczeń, ale przede wszystkim z wnętrza człowieka. W rytmicznych scenach, ukazujących tęsknotę, przemoc, umieranie, cierpienie, pogoń za pozorem, bunt i odrętwienie, których kontrapunktem jest sterta ułożonych w górę walizek, wymowny symbol zagłady, pojawia się ktoś zaskakująco obcy, nienależący do tradycji europejskiego cierpienia – to wirujący Hindus, którego obecność przywołuje wesołe miasteczko albo świat ułudy. I to właśnie on wyśpiewa w sanskrycie na koniec pieśń ocalenia. Wbrew tylekroć przywoływanemu w spektaklu fragmentowi wiersza Roberta Frosta, brzmiącego niczym memento: „Świat cię zapomni lub wyśmieje; / Kres bezbolesny – nie istnieje”. Siedem języków, jeden dialog Mroczne spektakle Janusza Wiśniewskiego, nawiązujące do arcydzieł literatury europejskiej, zwłaszcza zaś te ostatnie, „Faust” i „Burza”, nie wróżyły tak krzepiącego zakończenia. Artysta potrafił jednak odnaleźć światło w różnicach, w tym, co dzieli, co odmienne i co wróży twórczy dialog. W czasach wrogości, napięć, waśni religijnych, konfrontacji kultur, starć militarnych, teatr niesie posłanie braterstwa. Może to wyglądać naiwnie, ale tak właśnie rodzi się nowa Europa i Nowy Świat. Rzecz bowiem nie w klajstrowaniu okrucieństwa i nienawiści, ale w odnajdywaniu języka porozumienia. To jeden z najciekawszych aspektów tego niecodziennego eksperymentu. Aktorzy bowiem mówią swoimi ojczystymi językami, poniekąd monologują, ale jednak prowadzą dialog, odnajdują się nawzajem mimo zamknięcia w swoich własnych kręgach tradycji. Dochodzi do sytuacji rzadkiej, kiedy literalne rozumienie słów czy zdań zastępuje rozumienie innego rzędu. Nie trzeba znać siedmiu języków, w których przemawiają postacie, aby podążać za ich uczuciami, myślami, nadziejami. Wszystko dzieje się na malutkiej scenie, zmontowanej jak buda jarmarczna. Przebiegają po niej w swoich ściśle przestrzeganych rytmach aktorzy, którzy doskonale wpisali się w poetykę teatru Wiśniewskiego: przyjęli jego rytm, zasady emblematycznej reprezentacji, wzbogacając je o własne doświadczenia. Liat Glick z Cameri Theatre jako Panna Młoda nadała tej postaci zwiewny charakter, a jej palestyński kolega z teatru, Shredy Jabarin, występujący w roli ortodoksyjnego chasyda, Ducha Pana Młodego, sprawiał wrażenie widmowego wyrzutu sumienia. Diana Hobel z Teatru w Bolonii jako Niczyja Ukochana zarażała nieomal swoim bólem, a jej kolega z teatru, Alessandro Lombardo jako Sapelnikoff-Stallone promieniał witalnością i samozadowoleniem. Każdy zresztą miał swoją partię do zagrania. Mariusz Puchalski – szalonego Doktora Diksa, mordującego z lubością i cierpiącego przy tym. Mirosław Kropielnicki – spracowanego konia, Wiatronogiego, skazanego na śmierć, poddającego się wyrokom losu z bezbronnością dziecka. Michał Grudziński – rozkochanego w sobie podstarzałego amanta, Niejakiego Siusiamśliweczki. Antonina Choroszy – zbolałą Nową Ewę, która pogrążona w rozpaczy zostanie zbawiona przez nowego Zwiastującego, Mandara S. Purandare. Arka jest w każdym z nas Przed ćwierć wiekiem młody wówczas reżyser bezlitośnie przestrzegał przed katastrofą – stara Europa nie potrafiła podźwignąć się z upadku, jaki zgotowała sobie II wojną światową. Teraz Europa wiele nie zmądrzała, ale dojrzały artysta dostrzegł iskierkę nadziei – Europa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 39/2008

Kategorie: Kultura