Wpisy od Aleksander Małachowski

Powrót na stronę główną
Felietony

Nie plujcie na „Solidarność”

Zapiski polityczne 29 października 2003 r. Martwią mnie pojawiające się nieustannie ataki na to, co było wspaniałą, zaszczytną częścią mego życia, czyli na „Solidarność”. Nawet tak mądre i dobre pismo jak „Dziś” M.F. Rakowskiego ogłosiło ostatnio ostry atak Kazimierza Bartkowiaka na tę siłę polityczną, która jest na pewno raczej chlubą niż zakałą Polski. Należy tylko rozróżniać to, o jakim etapie trwania panny „S” mówimy. Pewien ważny członek rządu AWS-UW powiedział mi kiedyś w szczerej rozmowie, że jeśli sądzę, że rząd RP, którego on jest członkiem, ma coś wspólnego z tą „Solidarnością”, którą obaj współtworzyliśmy i przeżywaliśmy obaj tę „radość wieku”, jaką był I Zjazd NSZZ „Solidarność” w podgdańskiej hali Olivii, to jestem w błędzie, gdyż tamtej „Solidarności” już nie ma i nigdy nie będzie, nad czym można, a nawet należy ubolewać, lecz tak się niestety zdarzyło. Tamta panna „S” był największym w historii Polski udanym zrywem niepodległościowym. Od początku zaistniały na niej skazy, nawet dosyć poważne, pojawiły się istotne błędy w działaniu, ale wszystkim szkodliwym objawom towarzyszyła najpotężniej siła motoryczna przemian, jaka istnieje od początku świata – a jej nazwa brzmi: NADZIEJA. Nasze działania dotknięte były także ogromną wadą, trudno wybaczalną, ale jakże ludzką –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Mój tajny proces

Zapiski polityczne Nasze państwo jest ponownie zagrożone wielkim kryzysem o wielorakich przyczynach. Główną da się określić w kilku słowach: jest to prawie powszechny zanik odpowiedzialności za własne państwo. Może to będzie pewne, nawet dosyć spore uproszczenie, gdy powiem, że ten zły objaw ciągnie się jeszcze z epoki rozbiorów, gdy państwo bywało bądź to pruskie, austriackie czy też carskie, czyli rosyjskie. Polacy, często przez te obce państwowości mocno uciemiężani, nie wyrobili w sobie poczucia odpowiedzialności za wspólne, na dodatek świeżo odzyskane dobro, jakim było nowe państwo polskie. Ledwo dorosło pokolenie urodzone i wychowane w wolnym kraju, już znowu państwo popadło w niewolę u obcych, i to, bagatela, na kilkadziesiąt lat. Uważny obserwator, a takim byłem w dobie buntu „Solidarności”, mógł zauważyć, iż mimo jawnego zagrożenia sowiecką inwazją, czego dowody były widoczne w postaci wydarzeń węgierskich i czeskich oraz istnienia muru berlińskiego, odruchy lęku o względnie swobodne istnienie państwa własnego nie były ani powszechne, ani zbyt wyraziste. Państwo było wrogiem i każdy, kto uderzał w tego wroga, był bohaterem, nawet jeśli jego przeszłość wcale nie była taka jasna, czyli patriotyczna. Jeśli tylko jawił się społeczeństwu jako wróg

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Powtarzam – idzie zagrożenie neototalitarne

Gdy opozycja polityczna zaczyna wyprawiać różne, często mało przyzwoite figle, słyszymy głupie w istocie zdanie, że „takie jest prawo opozycji”. Nie ma takiego prawa, a obowiązek osób, którym społeczeństwo, czyli wyborcy, powierza funkcje parlamentarne, polega na dbaniu przede wszystkim o dobro wspólne, o dobro Rzeczypospolitej. Ta prawda nie jest szanowana, szczególnie teraz, gdy do władzy doszły siły lewicowe, takie jak na całym świecie, tyle że obciążone przeszłością niezbyt dawną, ale przecież spora część ludzi opozycji też ma w życiu epizod komunistyczny i ciągnie za sobą bardzo złe opinie co do przyzwoitości postępowania. Nazwisk nie będę wymieniał. Kto ciekaw, niech popyta, gdzie należy, to się wszystkiego bez trudu dowie. Powiem ogólnie, że sporo obecnych superliberałów było do niedawna supermarksistami, a wielu innych nie miało zahamowań w gnojeniu osób krytycznie wobec tzw. komuny nastawionych. Jako zawsze bezpartyjny, w dawnej epoce niejednego doznałem i niejedno musiałem przecierpieć, stąd moja wiedza o przeszłości wielu ludzi. Nie ma więc w Polsce wyraźnego przekonania, że pozostawanie w opozycji politycznej nie zwalnia nikogo z naczelnego obowiązku dbania o dobro państwa. Ta zasada nie ogranicza prawa do krytyki poczynań rządzących w danym momencie sił politycznych, ale to wcale nie znaczy, iż wolno ludziom opozycji rozwalać państwo. A tak się teraz niestety

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Czyżby koniec izolacji?

W Polsce nie ma powszechnej świadomości tego, iż Białoruś była kiedyś bardzo ważną częścią Rzeczypospolitej Wielu Narodów, a unia polsko-litewska była w dużej mierze unią z Białorusią. Jeśli zważyć potęgę tamtejszych rodów magnackich, wszystkich Radziwiłłów, Tyszkiewiczów, Chreptowiczów… można stwierdzić, że to tam decydowały się w znacznej części losy naszych narodów. Stamtąd też, z tej mieszanki kultur słowiańskich, wziął się arcypoemat narodowy Polaków, czyli „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza. Mam bardzo silne rodzinne związki z tą stroną Europy, gdyż tam mieszkali przez długie wieki przodkowie mojej żony, Wołodźko-Wołodkowicze. Tam przychodziło mi odwiedzać kilka razy starą panią Wołodkowiczową, babkę naszej rodziny. Po odbyciu 20-letniego zesłania na Sybir, orzeczonego za próbę dostania się po rewolucji do Polski, gdzie już mieszkali jej córka i mąż, nie podjęła ponownego ryzyka wyjazdu do swoich i została tam do końca życia, pełniąc w Borysowie funkcję kogoś w rodzaju kapelana kaplicy cmentarnej z grobami naszej rodziny i wielu innych. Mało kto także wie, iż jednym z najważniejszych pomników prawa Rzeczypospolitej Wielu Narodów były tak zwane statuty litewskie, napisane w języku białoruskim, którym także posługiwały się kancelarie królewskie na Wawelu. Warto też dodać, że Białoruś była i jest nadal ojczyzną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Białoruś na nowo oglądana

Zapiski polityczne 25 września 2003 r. W mojej socjaldemokratycznej grupie politycznej Rady Europy powołano mnie w skład delegacji mającej na Białorusi przyjrzeć się… właśnie czemu… chyba jednak głównie przestrzeganiu elementarnych praw demokratycznych. Znałem dawną Białoruś, gdyż kiedyś, bardzo dawno temu wracającym z łagru akowcom, już wolnym ludziom, pozwolono pokręcić się nieco po okolicach dworca kolejowego, ale niezbyt daleko, bo nigdy nie wiadomo, kiedy transport ruszy w dalszą drogę. Miasto było zrujnowane. Później odwiedzałem tak babkę mojej żony, która po zaliczeniu dwudziestoletniej zsyłki na Syberię jakimś cudem wróciła w swoje rodzinne strony, wprawdzie już nie do samego Mińska, skąd pochodziła, lecz do pobliskiego Borysowa. Miasteczko było wierną kopią obrazów Chagalla. Drewniane domki, na rynku baniasta cerkiew, chodniki wyłożone deskami, a ludzie biedni i zastraszeni. Wokół domu pewnej pani doktor, też łagierniczki, gromadziła się spora grupa inteligencji, zwolnionej niezbyt dawno z obozów. Także tam mieszkała nasza babka. Wszyscy z okazji mego przyjazdu się zbierający łatwo się porozumiewaliśmy, wszak mieliśmy identyczne przeżycia za sobą. Teraz napotkałem inną Białoruś, nawet od tej, jaką oglądałem kilka lat temu, gdy bywałem w Mińsku na zaproszenie socjaldemokratycznej Hromady. Inną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Bandytyzm u wrót Rzeczypospolitej

Zapiski polityczne 20 września 2003 r. Tegoroczny wrzesień przypomina pod względem pogody tamten straszny miesiąc roku 1939, kiedy ponieśliśmy podwójną klęskę najazdu niemiecko-bolszewickiego. Teraz mamy inne zmartwienie: wewnętrzną klęskę na skutek jawnego łajdaczenia sceny politycznej i obyczajów. Nie wiadomo, co w tej upiornej parze jest skutkiem, a co przyczyną. Warszawa przeżyła groźny z wyglądu i ponury w sumie wyrządzonych miastu i ludziom szkód, jawnie bandycki napad na stolicę Polski. Miała być pokojowa demonstracja, ale to okazało się tylko nędznym pozorem. Nikt mnie nie przekona, iż organizatorzy napadu nie wiedzieli nic o tym, że do autobusów górniczych ładuje się spore ilości przedmiotów dających się określić jako „broń i amunicja”. Nikt nie wozi na próżno takiej masy narzędzi napadu, przeto od samego wyjazdu ze Śląska było wiadomo, że warunki ustalone z władzami co do charakteru pobytu w stolicy uczestników demonstracji nie będą dotrzymane. Napad był zamierzony i przygotowany, toteż uważam, że organizatorzy tego przestępczego działania powinni stanąć przed sądem. Policja okazała wielką naiwność nie sprawdzając zawartości bagażu wiezionego przez górników do stolicy. I jawnym kłamstwem jest mówienie, że do demonstracji z zamierzenia pokojowej dołączyli się „jacyś” opryszkowie. Demonstracja miała przestępcze zamierzenie od samego początku jej organizowania. Pogróżki były,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Oszukaliśmy naród

Cokolwiek mamy na swoje usprawiedliwienie, to jedno musimy mieć – odwagę powiedzenia publicznie, głośno i wyraźnie: oszukaliśmy naród. Taka refleksja zaświtała mi w głowie, gdy patrzyłem przez kilka kolejnych dni na pokazywane przez telewizję obrazy pracowniczych pochodów maszerujących pod sztandarami „Solidarności” w proteście przeciw skutkom łajdackiej prywatyzacji lub też postępującej likwidacji zakładów pracy, co dla nowych dziesiątków tysięcy polskich rodzin oznacza wstąpienie do swoistego piekła biedy i poniżenia bezrobociem. Bezrobocie bowiem to nie tylko kłopoty z utrzymaniem rodziny, ale także – a może przede wszystkim – wielka katastrofa życiowych aspiracji. Bezrobotny staje się zarazem kimś niepotrzebnym. Doświadczałem tego w życiu, kiedy wywalono mnie z asystentury na uniwersytecie i nikt nie chciał mi dać pracy, bo byłem trefny. Nie trwało to długo. Znalazłem niezłe wyjście, ale dobrze pamiętam tę swoją niepotrzebność, o tyle łatwiejszą do zniesienia niż dzisiejsze zbędności życiowe, że powodem był mój sprzeciw wobec żądania zapisania się do ZMP, czyli jakaś racja natury moralnej. Włączenie się w ruch solidarnościowy – czy nawet, jak to było ze mną, współudział w organizacji ważnego ogniwa tego związku – dało wielu z nas sporo korzyści życiowych. Poszliśmy, co prawda, po kilku trudnych latach w posły i na długo nasze drogi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Dobre i złe zdarzenia

Zapiski polityczne 11 września 2003 r. Redakcja „Polityki” ujawniła wyniki badania opinii publicznej w sprawie ewentualnego sukcesu wyborczego grupy „osób politycznych”. Do nich zaliczono także Panią Jolantę Kwaśniewską. Kiedy w przededniu wyboru jej męża Unia Pracy – wśród członków której Pan Aleksander zdobył najwyższe uznanie – zorganizowała konwencję wyborczą w Płocku, powiedziałem w sali tamtejszego teatru, gdy otwierałem zebranie tejże konwencji, że oto otwieram pierwszą konwencję wyborczą poświęconą rodzinie Kwaśniewskich. Państwo się dziwią? – spytałem. To proste. Teraz wybierzemy Pana Aleksandra na Prezydenta Rzeczypospolitej. Po nim przez dwie kadencje rządzić będzie Pani Jolanta, a potem córka dojrzeje do właściwego wieku i też ją wybierzecie, bo mnie już nie będzie. Sala skwitowała tę zapowiedź brawami, ale czy ktoś mógł wtedy w moje słowa? Sam Pan Prezydent skwitował moje proroctwo słowami: „Małachowski, jak wiadomo, jest monarchistą, przeto zaraz układa dynastię”. Rzeczywiście jestem monarchistą, jak przystało na socjaldemokratę, gdyż w krajach rządzonych przez monarchów partie socjaldemokratyczne miewają się najlepiej i przeważnie właśnie tam rządzą. Minęło niewiele lat i oto co widzimy na mapie politycznej? Gromadę nadętych poselskimi splendorami nieudaczników, mających w głębokiej pogardzie zwykłych ludzi, ale za to aroganckich, przemądrzałych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Z wizyty w konstelacji głupców (1)

Zapiski polityczne 31 sierpnia 2003 r. Będę czasem odwiedzał tę konstelację i notował doznane wrażenia. Zacznę od dzisiejszych spotkań, bo odpoczywałem w domu i kilka razy patrzyłem w ekran telewizora. Wpierw poraziła mnie polityczna debata w TV Niepokalanów-Puls. Kiedyś to była Telewizja Puls. Lubiłem czasem jej filmy, łagodne, bez nadmiaru przemocy. Reszta była bez znaczenia. Rodowód tej telewizji był ponoć jawnie przestępczy. Działała za pieniądze wyłudzone przez cwaniaków z grosza publicznego i w całości je zmarnowała. Teraz nie wiem, skąd czerpią dochody. Organizują debaty polityczne – nieodbiegające w intencjach od innych wytworów niepublicznych, czyli komercyjnych stacji TV – będące polowaniem na lewicę u władzy. Bóg z nimi. Oglądalność znikoma, poziom intelektualny ubogi. Zaskoczył mnie jednak R., ongiś jeden z politycznych asów panny „S”, uczestnik Okrągłego Stołu, czołowy polityk niepokomunistycznej lewicy. Mądry, uczciwy, wspaniały, ale politycznie źle wymodelowany. Wierzył tylko w swoje racje. Lekceważył oczekiwania elektoratu, toteż przepadł z kretesem. Nagle zaczynam go widywać w TV Niepokalanów. Zdumiewające. Zawsze był na bakier z klerem, a teraz dał się wynająć jako naganiacz w polowaniu na Millera. Był i jest nadal, jak mi się wydawało, kimś bardzo ważnym, wybitnym i nagle taka nędzna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Kadry durniu

Zapiski polityczne 28 sierpnia 2003 r. W dni sejmowych wakacji porządkowałem moje pisarskie archiwum i przeczytałem sporo starych felietonów pisanych w dniach oczywistej, zbliżającej się katastrofalnej klęski rządzącej nad wyraz nieudolnie koalicji AWS-UW. Moje przewidywania ujawnione w druku sprawdziły się z nadwyżką. Pisałem o możliwej porażce wyborczej tego ugrupowania politycznego, w którym miałem wielu przyjaciół, z okresu gdy „Solidarność” i Unia Wolności dzielnie wyzwalały Polskę z systemu totalitarnego, bo cokolwiek powiemy teraz złego o tych ludziach, to właśnie oni przyczynili się w dniach swojej chwały do upadku komunizmu. Rzeczywistość okazała się gorsza od moich przewidywań. To nie była porażka ekipy władzy, lecz rzadko spotykany pogrom. Nikt nie ocalał, prócz przezornych renegatów z tego grona władzy, którzy migiem zorganizowali nowe szyldy polityczne i pod nimi znaleźli się ponownie w parlamencie. Nieotaczani zbytnim szacunkiem społeczeństwa, ale mający intratne fotele w siedzibie najwyższej władzy i arenę do agresywnego zwalczania swoich pogromców politycznych. W tych dawnych felietonach ukazywałem źródła spodziewanej katastrofy, zawsze takie same w każdej sytuacji sprawowania władzy, opierając się wyłącznie na swoich. Klasyczny przykład to powierzenie losów potężnej firmy ubezpieczeniowej skromnemu nauczycielowi języka polskiego, który ją dokumentnie rozłożył. Pojawia się w tych dawnych felietonach moje przewidywanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.