Wpisy od Anna Tatarkiewicz

Powrót na stronę główną
Opinie

Jaka Europa?

Na początek pytanie naiwne, ale chyba warto je zadać: co to jest Europa, której nazwa pochodzi z greckiej mitologii? No więc Europa to zachodnia część ogromnego kontynentu – Eurazji (nie mylić z eurolandem). Za wschodnią granicę Europy uważa się Ural, a sam nasz półkontynent dzieli się na Europę Zachodnią, Środkową i Wschodnią. Do zachodniej zalicza się też przyległą wyspę – Anglię.Europie Zachodniej i Środkowej ludzkość zawdzięcza najistotniejsze odkrycia i wynalazki, determinujące współczesną cywilizację: od rewolucji kopernikańskiej po odkrycie atomu i genu, od druku i broni palnej po internet i bombę jądrową (jej twórcami byli Europejczycy i Amerykanie). Dlaczego właśnie Europie przypadła tak ważna rola w dziejach gatunku homo sapiens? Oto jest pytanie na miarę „być albo nie być”. Jeśli się nie mylę, pytania takiego nie postawiono, może dlatego, że udzielenie na nie odpowiedzi byłoby wyjątkowo trudne, bo na tę wyjątkowość złożyło się chyba wiele różnych i niekiedy sprzecznych czynników, np. chrześcijaństwo z różnymi jego odmianami, ale też niemało okropieństw: to narody Europy kolonizowały i wyzyskiwały inne części świata i wywołały dwie wojny światowe.Jak się zdaje, sprzeczność między etyką chrześcijańską i nakazem miłości nie tylko bliźnich, ale i nieprzyjaciół a drapieżną żądzą posiadania stanowi zasadniczy problem, z jakim musimy się uporać w czasach, gdy za sprawą broni jądrowej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Zrozumieć komunistów

Czy gen łajdactwa jest na trwałe wpisany w mentalność wyznawców ideologii komunistycznej? Adam Michnik, „Rana na czole Mickiewicza”, „Gazeta Wyborcza”, listopad 2004 r. Czytałam ostatnio dwa teksty, które jako bezpartyjnej lewaczce dały mi do myślenia. Jeden z nich to paraautobiograficzna powieść Mikołaja Łozińskiego pt. „Książka”. Jak Biblia jest zmitologizowaną historią narodu żydowskiego, tak „Książka” to zmieszana z fikcją monografia rodziny, a może dynastii, zapoczątkowanej przez babkę autora, Eugenię Łozińską, polską komunistkę i żonę polskiego komunisty pochodzenia żydowskiego. Jej nazwisko, dzięki synowi Marcelowi oraz wnukom, reżyserowi dokumentaliście Pawłowi oraz powieściopisarzowi Mikołajowi, już wpisało się w dzieje polskiej kultury. Po bardzo uważnej lekturze „Książki” odnoszę wrażenie, że autor nie odżegnuje się od komunistycznych tradycji rodziny, tylko stara się je zrozumieć, zaznaczając, że pewne sprawy przemilcza. Może zresztą wróci do nich w formie czysto beletrystycznej? Francuzi powiadają: Tout comprendre c’est tout pardonner – wszystko zrozumieć to wszystko przebaczyć. Przebaczyć, co nie znaczy pochwalać czy ortodoksyjnie podzielać dane poglądy i kontynuować wynikające z nich poczynania. Polscy biskupi, przebaczając Niemcom, nie wyrazili wszak aprobaty dla Hitlera i jego zbrodni! Całkiem inny stosunek do komunizmu zaprezentował Adam Michnik w obszernym eseju „Nasza przemoc, nasza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Co nas łączy?

Jedną z najważniejszych polskich wartości jest tolerancja, o której należałoby pamiętać także w naszych wewnętrznych sporach. Tolerancja – antyteza fanatyzmu i zacietrzewienia. „Witaj maj, Trzeci Maj, dla Polaków błogi raj…”. Kwiecień upływa pod znakiem tego, co nas dzieli: konfliktu między dwiema partiami wodzowskimi – rządzącą PO i opozycyjnym PiS. Może jednak maj z beatyfikacją Jana Pawła II i rocznicą konstytucji wpłynie na poprawę nastrojów i uśmierzenie zwaśnionych rywali? W znakomitym, niezbyt reklamowanym filmie dokumentalnym pt. „Stan umysłu” (TVP 2, 10 kwietnia, godz. 19.00) ukazano nasilanie się tego sporu, reaktywowanego po krótkim okresie powszechnej żałoby, jaką społeczeństwo spontanicznie zareagowało na bezprecedensową katastrofę smoleńską. W „Stanie umysłu” padła opinia, że tylko cud może nas pojednać. Czy więc pozostaje nam jedynie tradycyjna modlitwa: „Słuchaj, Jezu, jak Cię błaga lud, słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud”? A może jednak w oczekiwaniu na interwencję sił nadprzyrodzonych warto się zastanowić, co nas – Polki i Polaków – mimo wszystko łączy? A łączy przynależność do wspólnoty kulturowej, ukształtowanej przez wieki pod wpływem różnych czynników – formalnym znakiem tej przynależności jest obywatelstwo polskie, które w pewnych sytuacjach nabiera szczególnego znaczenia. W istocie jednak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

O patriarchacie, monoteizmach i kapitalizmie

Liberum veto Własność bywa źródłem poczucia bezpieczeństwa, rozszerza bowiem nasze poczucie mocy. Maria Ossowska,  „Normy moralne” Należę do osób, które uważnie wysłuchały debaty, jaką przed kamerami TVP stoczyli panowie profesorowie Balcerowicz i Rostowski. Jak słusznie zauważono na łamach „Gazety Wyborczej”, ta wymiana myśli była hermetyczna, to znaczy niezrozumiała dla laików, choćby nawet jako tako wykształconych. Ja też niewiele z niej pojęłam, jedno wszakże rzucało się w oczy: odmienna postawa dwóch ekonomistów, którzy swego czasu wspólnie wdrażali u nas ład gospodarczy w duchu amerykańskiego neoliberalizmu. Odniosłam wrażenie, że od tamtej pory minister Rostowski, może pod wpływem globalnego kryzysu, zauważył, że niewidzialna ręka rynku, działając samowolnie, może dać się we znaki wcale licznej grupie obywateli, że sprzyja silnym, bezwzględnym i nie zawsze uczciwym ze szkodą dla słabszych. Minister Rostowski usiłował nadać temu spotkaniu charakter rozmowy umożliwiającej dojście do jakiegoś kompromisu i ostentacyjnie starał się podtrzymać dawną zażyłość, podczas gdy prof. Balcerowicz uparcie ją przekreślał, obstając przy oschło-oficjalnym „panie ministrze”. Spór dotyczył w istocie relacji między państwem a wolnością gospodarczą. Profesor Balcerowicz najwidoczniej pozostał fanatykiem ekonomicznej wolnoamerykanki, w praktyce wygłaszając monolog i nie dopuszczając do dialogu,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Czekając na przywódcę?

Opowiadam się za trzecią drogą, czyli celowo prowokuję tych wszystkich, którzy powiadają, że jej nie ma. Karol Modzelewski, „Nowa Europa”, nr 28/30 1992 Od 10 kwietnia 2010 r., czyli od dziewięciu miesięcy, polskie media, a za nimi opinia publiczna, skupiają się na tragedii smoleńskiej. Emocje szczytują po opublikowaniu przez Rosjan raportu MAK. W tej sytuacji nastał chyba najwyższy czas, aby ktoś nieuwikłany w gry polityczne powiedział głośno, co było istotną praprzyczyną tej bezprecedensowej katastrofy. W moim najgłębszym przekonaniu była to wojna toczona od 2005 r. przez dwie postsolidarnościowe prawicowe partie wodzowskie, aspirujące do monowładzy, a na razie zawłaszczające centrum sceny politycznej z wiadomymi skutkami. Wodzowski charakter PiS to „oczywista oczywistość”. Platforma, mistrzyni PR, zręczniej maskuje swe oblicze, jej „wódz” zaś, obecny premier – dyskretniej eliminuje potencjalnych rywali do władzy, zarówno z obozu „postkomuchów”, jak i z własnego. Zaczęło się od „sprawy Jaruckiej”, której fałszywe oskarżenie, nagłośnione przez posła Platformy, Konstantego Miodowicza, spowodowało, że Włodzimierz Cimoszewicz, naówczas czołowy „postkomuch”, wycofał się z kandydowania na prezydenta. Donald Tusk od tego pomówienia się nie odciął. Nie wiadomo zresztą, czy ten manewr wyszedł mu na dobre. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Cimoszewicz nie zostałby prezydentem, ale w drugiej turze jego wyborcy gremialnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

…a pokój na ziemi

W chwili, gdy piszę ten tekst, Warszawa tonie w śniegu, samochody stoją w korkach, media donoszą, że zamarzło już kilku bezdomnych, a mieszkańcy Śródmieścia radują się iluminacją, jaką obdarzyły nas staro-nowe władze samorządowe stolicy. Mnie zaś uparcie nawiedza pamięć o krajobrazie kresowego dzieciństwa; las cały biały, skrzący się w blasku słońca, baśniowy i tajemniczy w poświacie księżycowej. Było, minęło… Tak zaczyna się dla mnie magiczny miesiąc grudzień, gdy najpierw czekamy na Świętego Mikołaja, dobrotliwego biskupa Myry, który kochał dzieci, wspierał ubogich i ponoć nie wahał się surowo karcić polityków. Tylko dlaczego teraz przybywa saniami z Laponii, skoro jego diecezja leżała na terenie obecnej Turcji? Czyżby to ukłon pod adresem Dziadka Mroza? Po adwencie przyjdzie dzień Narodzin Dzieciątka, które poczęło się z Ducha Świętego, by wezwać świat do miłowania nie tylko bliźnich, lecz także nieprzyjaciół. To z natury rzeczy eliminowałoby wszelkie wojny, orężne i werbalne, jakie nas nękają. W naszym kraju kult Króla Żydowskiego, który męczeńską śmiercią miał wybawić świat od śmierci, wyraża się podziałem na Kościół „łagiewnicki” i „toruński”, sporami hierarchów, demonstracjami w istocie politycznymi, a ponadto takimi przedsięwzięciami jak budowa megabazyliki w Licheniu czy fundowanie w Świebodzinie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Spór o pamięć

Liberum veto Z wolna dochodzi do wspólnego, umiarkowanego i sprawiedliwego sposobu mówienia o relacjach polsko-żydowskich (…). Czas upływa, emocje stygną, a zwycięża ton umiarkowania i rzeczowa kompetencja. Jan Hartman, „Chciałbym być sobą”, „Tygodnik Powszechny” nr 31/2009 W Polsce toczą się różne spory o pamięć historyczną (jeden z nich jest istotnym elementem wojny polsko-polskiej między PO a PiS), ale tym razem chciałabym zająć się konfliktem między pamięcią polską a polsko-żydowską, dotyczącym okresu międzywojennego, wojny, różnych etapów PRL oraz III RP. Właśnie przeczytałam – bardzo, ale to bardzo uważnie – najnowszą książkę „polskiej Oriany Fallaci”, Teresy Torańskiej, „Śmierć spóźniła się o minutę”. Są to wywiady z trzema panami profesorami: Michałem Bristigerem (ur. 1921), Michałem Głowińskim (ur. 1934) i Adamem Danielem Rotfeldem (ur. 1938), którzy – chwała Bogu – ocaleli z Holokaustu. Wróciłam też do paru innych lektur, m.in. paraautobiograficznych powieści Wilhelma Dichtera „Koń Pana Boga” i „Szkoła bezbożników” (Znak), Martina Pollacka „Po Galicji” (Czarne) i „Żydownika Powszechnego”, specjalnego dodatku, którym redakcja „Tygodnika Powszechnego” uczciła swe 65-lecie (1945-2010). Znajdujemy tam najważniejsze teksty o „kwestii żydowskiej”, które w tym okresie ukazały się na łamach „TP”, m.in. słynny esej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Déjà vu?

My, pierwsza brygada, strzelecka gromada… (obecny oficjalny hymn Wojska Polskiego, za mojej młodości – hymn sanacji) Tekst, do którego się przymierzam, powinien napisać ktoś łączący kompetencje zawodowego historyka, socjologa, psychologa, politologa, antropologa. I może jeszcze paru innych specjalistów, najlepiej cały ich zespół. Ja zaś jestem, a raczej byłam, jedynie profesjonalnym tłumaczem z języka francuskiego (ok. 40 książek i morze artykułów w tygodniku „Forum”), a w innych sprawach wypowiadam się jako dyletant cokolwiek oczytany w wymienionych dziedzinach. Należę jednak do coraz szybciej wymierającego pokolenia „Kolumbów”, którzy dobrze pamiętają co najmniej finał II RP, wojnę, wszystkie etapy PRL (do 1956, do 1970, do 1989), no i cały okres III RP z toczonymi wówczas wojenkami polsko-polskimi: najpierw solidaruchów z postkomuchami, a od pięciu lat dwu partii wodzowskich, powołujących się na swe solidarnościowe korzenie, a wspieranych przez dwa różne odłamy Kościoła – łagiewnicki oraz toruński. W II Rzeczypospolitej scenę polityczną też zdominowały dwie partie wodzowskie, sanacja i endecja. W takim kontekście doszło do radykalizacji nastrojów, zwłaszcza na prawicy z jej agresywnym antysemityzmem. Czy stało się tak pod wpływem niemieckiego nazizmu, włoskiego faszyzmu, hiszpańskiego frankizmu czy też zadziałały inne, rodzime powody: sytuacja społeczno-polityczna, jaka powstała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

O in vitro, Kościele i tajemnicy

Ostatnie dni października z reguły upływają pod znakiem wędrówek i wyjazdów „na groby”. Te obrzędy, praktykowane nawet przez ateistów, wywodzą się z wierzeń pogańskich Słowian i stanowią element naszej tożsamości kulturowej. W tym roku na Święto Zmarłych nałożył się w czasie ostry, religijno-polityczny spór o in vitro. Oba te zjawiska prosiłyby się o poważną, publiczną debatę, do której najpewniej nie dojdzie, bo raz, że nie byłaby medialna, a dwa, nie wiadomo, czyby na niej komukolwiek z „rządców dusz” naprawdę zależało… Gdybyśmy jednak porozmawiali serio o in vitro, należałoby postawić parę pytań, jak dotychczas chyba niepostawionych. Więc na przykład – czy niepłodność dotyka częściej kobiety, czy mężczyzn, którzy do tego schorzenia podchodzą ze wszech miar ambicjonalnie (wiem o tym dzięki wieloletniej współpracy z warszawskim Ośrodkiem Adopcyjnym TPD). Jak niepłodni ojcowie odnoszą się do dzieci poczętych za sprawą innego plemnikodawcy? Jak czują się dzieci uświadomione, że nigdy nie dowiedzą się, kim był człowiek, po którym odziedziczyły połowę genów? A przede wszystkim – czy niepłodność nasila się, a jeśli tak – to dlaczego? Czy aby nie jest to jeden z negatywnych skutków cywilizacji*, której skądinąd zawdzięczamy metodę zapłodnienia pozaustrojowego? Czy i jak można by niepłodności zapobiec, by kobiety nie musiały uciekać się do zabiegu dla nich uciążliwego, nie zawsze skutecznego oraz kosztownego?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Co dalej?

Liberum veto Co dalej z III RP, z państwami narodowymi, z Unią Europejską, ze Stanami Zjednoczonymi, z całym judeochrześcijańskim kręgiem kulturowym, z Ludzkością?… Oczywiście na to pytanie (jeśli je sobie stawiamy) każdy odpowiada inaczej, zależnie od osobistych doświadczeń, emocji, wiedzy, wiary – religijnej bądź politycznej. O tym, co bardzo wcześnie zdeterminowało moją postawę osoby notorycznie bezpartyjnej (z sercem po lewej stronie), pisałam już nieraz, tak że nie będę do tego wracać. Chciałabym natomiast nieco obszerniej przedstawić moją niewątpliwie subiektywną odpowiedź na tytułowe pytanie. Moje credo. Otóż jestem głęboko przekonana, że znajdujemy się w trakcie zasadniczej mutacji kulturowej, analogicznej do wystąpienia i upowszechnienia się chrześcijaństwa z jego przesłaniem, zawartym głównie w Kazaniu na Górze, a dotychczas niezrealizowanym przez przytłaczającą większość ludzi, którzy deklarują się jako chrześcijanie różnych wyznań, katolicyzmu, prawosławia, licznych wersji protestantyzmu. Istotnym elementem dokonującej się mutacji jest (moim zdaniem) pełne wyzwolenie kobiet oraz ich (nasz) udział w sprawowaniu władzy. Proces emancypacji idzie w parze ze schyłkową fazą ładu patriarchalnego, uwieńczonego superrywalizacyjnym wyścigiem szczurów (i szczurzyc). To chyba utrudnia kobietom twórcze, opiekuńcze macierzyństwo, do którego zaprogramowała nas natura. Udział w rządzeniu kobiet naprawdę wyzwolonych, z właściwą nam empatią, zapewniłby (jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.