Wpisy od Anna Tatarkiewicz

Powrót na stronę główną
Opinie

Boy i Kott (i ja)

Anna Tatarkiewicz (utopistka) Motto Masz jeszcze córkę, która świat wyzwoli Od klątwy, którą tamte dwie ściągnęły. William Szekspir, Król Lear, akt IV W warszawskim Teatrze Polskim wystawiono „Króla Leara” z Andrzejem Sewerynem w roli tytułowej. W programie spektaklu znalazły się fragmenty przedwojennej recenzji Boya-Żeleńskiego „Z króla – człowiek”, eseju Jana Kotta „»Król Lear« czyli Końcówka” oraz mojego – „Powrót Kordelii”. Ten ostatni to inteligentnie wykonany skrót obszernego tekstu z 1963 r., w którym podjęłam zasadniczą polemikę z interpretacją Jana Kotta. Znany krytyk odczytał tragedię Szekspira jako groteskę absurdalną, w duchu Becketta. Tą interpretacją zainspirował się Peter Brook w swojej znakomitej inscenizacji „Leara”, z którą wystąpił też w Warszawie, widziałam ją zatem. Obaj panowie, Kott i Brook, potraktowali Kordelię per non est. To umożliwiło „absurdystyczne” zrozumienie „Leara”. Jestem wdzięczna Teatrowi Polskiemu, że zechciał przypomnieć mój tekst, chciałabym jednak przy okazji przekazać parę informacji, może godnych uwagi, bo ilustrujących okres, w którym doszło do mojej polemiki z Janem Kottem. Dziś mało kto pamięta, że Jan Kott, do czasu żarliwy marksista, w pewnym momencie „nawrócił się” na modny wówczas na Zachodzie absurdyzm (w nowej wersji popularny także obecnie). A współwyznawcą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

O co walczyła „Solidarność”?

Anna Tatarkiewicz (utopistka)   Ważność wydarzenia historycznego ocenia się na podstawie znajomości jego następstw, a te ujawniają się dopiero po upływie długiego czasu. Karol Modzelewski, Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca   Próbę odpowiedzi na tytułowe pytanie podjął prof. Modzelewski w pokaźnym tomie (427 str.) pod tytułem „Zajeździmy kobyłę historii” (jest to cytat z Majakowskiego). Głęboko szanuję prof. Modzelewskiego za doniosły dorobek naukowy, a zwłaszcza za ideowość. Dowiódł jej latami spędzonymi w PRL-owskich więzieniach, a także – co ważne – zachowaniem po pamiętnym roku 1989. Prof. Modzelewski nie włączył się do „elity finansowej” (jak uczynili poniektórzy prominentni przedstawiciele zarówno postkomuchów, jak i postsolidaruchów), lecz powrócił do pracy naukowej, parę lat temu zaś (jak dowiadujemy się z „wyznań poobijanego jeźdźca”) zasilił grono bezpartyjnych ludzi lewicy, do którego należę nieomal od dzieciństwa. Nie śmiałabym porównywać się z prof. Modzelewskim, ale tak się składa, że jako nastolatka (maturę zdałam wiosną 1939 r.) marzyłam o pracy naukowej związanej z filologią klasyczną (jedną z moich pierwszych dziecięcych lektur była „Mitologia Greków i Rzymian” Alberta Zippera, galicyjski podręcznik do szkół średnich)… Wojna z różnych względów przekreśliła moje plany, ale pozostało mi zainteresowanie mitami oraz – właściwy naukowcom – nawyk dociekania prawdy.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Dzikie Pola…

Wiem, że tekst, do którego się zabieram, będzie subiektywny i może niesłuszny, ale trudno. Całe życie, od przedwojennych młodych lat, starałam się – w miarę możliwości – wyrażać to, co czuję i myślę. Tak już mam. Historia bywa ironiczna, by nie rzec – przewrotna. I tak gdy politycy unijni pod polskim przewodnictwem kibicują Majdanowi, m.in. działającym tam Kozakom, ministrem spraw wewnętrznych III RP jest Bartłomiej Sienkiewicz, bezpośredni potomek autora „Ogniem i mieczem”. Jak wiadomo, jest to pierwsza część Trylogii, która dla pokoleń Polek i Polaków była (na ile jest?) biblią narodową. Czy muszę przypominać, jak nasz noblista przedstawił tam kozacką „czerń”? Swego rodzaju antytezą tego dzieła jest „Cichy Don” noblisty rosyjskiego, Szołochowa. Zaiste „dziwny jest ten świat”! Jako była Podolanka wychowałam się wśród Ukraińców (zwanych do czasu Rusinami) i nie zaznałam od greckokatolickich współobywateli II RP żadnych krzywd – wręcz odwrotnie (o czym za chwilę). Piszę „greckokatolickich”, bo w tamtych stronach wyróżnikiem narodowości było wyznanie: rzymski katolik – Polak, grekokatolik – Ukrainiec. W nierzadkich małżeństwach mieszanych synowie przejmowali wyznanie ojców, córki – matek. Pamiętam, jak w 1933 r. z okazji „okrągłej” rocznicy odsieczy wiedeńskiej w zaleszczyckiej szkole koleżanki Ukrainki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Laski w ustawkach

Dyskusja o „dżenderyzmie” zatacza coraz szersze kręgi, im dłużej zaś trwa, tym słuszniejsza wydaje się opinia, że jest to temat zastępczy. Moim zdaniem, nie tylko dla polskiego Kościoła. Właśnie przeczytałam (w dodatku do „Rzeczpospolitej” z 25–26 stycznia) nader obszerny wywiad z filozofem i teologiem ks. dr. hab. Dariuszem Oko, dla którego gender studies (GS) to ideologia co najmniej równie złowieszcza jak nazizm i komunizm. Ha!!! Powołując się na różne duchowne autorytety, uczony pogromca GS ani słowem nie wspomina o papieżu Franciszku. I to daje do myślenia. Rzecz w tym, że nagłaśniany przez radykalnych antyklerykałów – z Twoim Ruchem (TR) na czele – problem pedofilii nie jest chyba najistotniejszym kłopotem naszego Kościoła. Dlaczego? Za PRL, w czasach kard. Wyszyńskiego i papieża Polaka, Kościół jako ostoja antykomunizmu zyskał wyjątkowo mocną pozycję nie tyle religijną, ile polityczną. Po roku 1989 i odejściu do „domu Ojca” Jana Pawła II sytuacja uległa zasadniczej zmianie, związanej z podwójnym zagrożeniem. Pierwszym jest nasilająca się laicyzacja, nie tylko importowana z Zachodu, ale wynikająca także z coraz lepszego wykształcenia społeczeństwa. Drugim zagrożeniem – paradoksalnie – jest papież Franciszek ze swoim apelem o ubóstwo i pokój między ludźmi. A jest to powrót do rewolucyjnego przesłania etycznego, jakim Chrystus,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Europa bez Tołstoja i Czechowa?

Anna Tatarkiewicz (utopistka) Można by wymienić jeszcze kilku, jeśli nie kilkunastu rosyjskich twórców – pisarzy, kompozytorów, reżyserów – których dorobek stanowi integralną część kultury europejskiej, a właściwie euro-amerykańskiej. Tymczasem wydaje się, że w związku z Partnerstwem Wschodnim jakbyśmy o tym nie wiedzieli… Nie odważyłabym się napisać tego tekstu, gdyby nie wypowiedź Lecha Wałęsy w programie „Dziś wieczorem”, która – o ile mi wiadomo – przeszła bez echa. Otóż pierwszy wybrany w powszechnym głosowaniu prezydent III RP stwierdził, że nie rozumiemy Rosjan i niepotrzebnie ich drażnimy. Właśnie tak. Ustami Lecha Wałęsy doszedł chyba do głosu chłopski zdrowy rozsądek, z którym niestety w naszym postszlacheckim społeczeństwie, zwłaszcza zaś w gronie polityków, mało kto się liczy. Nasz bezkrytyczny kult walki zbrojnej i związana z nim tradycyjna rusofobia zatykają nam uszy i przysłaniają oczy. „Kto powiedział, że Moskale / Są to bracia nas, Lechitów / Temu pierwszy w łeb wypalę / Pod kościołem karmelitów”. Tak brzmiała ulubiona piosenka mego dziadka po kądzieli, Erazma Romanowskiego, który (choć Galicjanin) wziął udział w powstaniu styczniowym 1863 r. i został ranny w tej samej bitwie pod Józefowem, w której poległ jego 29-letni stryjeczny brat, najwybitniejszy chyba w tamtym pokoleniu poeta, Mieczysław Romanowski. Wychowałam się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Dusza, morze i miasto

Anna Tatarkiewicz (utopistka) Doznanie religijne nie jest czymś odmiennym od tego, co można nazwać doznaniem istnienia albo doznaniem jedności bytu. Zofia Nałkowska „Dzienniki” Dawno już żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, a zarazem tak nie zmąciła mi spokoju ducha, jak „Dusza światowa”, rozmowa mniej znanej pisarki Agnieszki Drotkiewicz (ur. 1981 r.) z bardzo znaną Dorotą Masłowską (ur. 1983 r.), autorką m.in. „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” oraz komediodramatu „Między nami dobrze jest” (pisałam o nim na łamach „Przeglądu” 10.11.2008 r.). Swoją drogą ciekawe, jak wyglądałby wywiad (nie rozmowa) przeprowadzony np. przez mistrzynię dociekania prawdy o ludziach, jaką była śp. Teresa Torańska, która swymi pytaniami, a niekiedy milczeniem, uzyskiwała wielowymiarowy portret psychiczny wybranej osoby. Bo czytając „Duszę światową”, coraz to miałam poczucie, że panią Dorotę, która tak pięknie mówi o wsi, warto by „przeegzaminować” nie tylko z preferowanych przez nią „Chłopów” Reymonta, ale także z „Placówki” Prusa, zwłaszcza zaś z twórców współczesnego „nurtu wiejskiego”. No to jak z tym jest, miłe Panie?… A wracając ad rem, to znaczy do mojej ekscytacji „Duszą światową”, muszę wyjaśnić, że książka ta wydaje mi się ważnym głosem pokolenia naszych, moich wnuków, tej generacji, która właśnie dojrzewa i niebawem przejmie nie tylko władzę polityczną, ale i „rząd dusz” mniej lub bardziej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Lekcja polskości

Anna Tatarkiewicz (utopistka) MOTTO Być Polakiem to znaczy mieć kłopoty z polskością. Olga Tokarczuk, „Polityka”, nr 25/2009 Lekcji polskości udzielił nam, moim zdaniem, 27 sierpnia 2013 r. poseł John Godson, który wszedł do Sejmu RP wybrany w Łodzi jako społecznik (skąd­inąd znany z konserwatywnych poglądów religijno-obyczajowych, jakich nie podzielam), a opuszcza klub Platformy Obywatelskiej, by jako poseł niezrzeszony głosować zgodnie z sumieniem, z tym że w sprawach dobrych dla Polski będzie popierał wszelkie wnioski, także te PO oraz innych klubów. To lubię, rzekłam, to lubię! W tym kontekście przypomniał mi się autentyczny przypadek czarnoskórego wychowanka kochającej go polskiej rodziny zastępczej, który dorósłszy i zostawszy członkiem zespołu muzycznego, odmówił wyjazdu na stałe za granicę, bo „nie pozwoliła mu na to jego słowiańska dusza”. Nie wiem, dlaczego poseł Godson wybrał na ojczyznę nasz „siermiężny kraj”, bo przecież jako anglojęzyczny pastor z pewnością mógł się osiedlić w kraju bogatszym niż Polska, jak robi wielu „rdzennych” Polaków, starając się o obywatelstwo np. niemieckie. Jak pamiętamy, albo i nie, bohaterką chyba najcelniejszej powieści pani Tokarczuk „E.E.” była znerwicowana córka Polki wieśniaczki, która wyszła za majętnego Niemca – z łupieżem. I nie zrobiła tego z bezinteresownej miłości do tego łupieżu… Chociaż oczywiście

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Czy ludzie są równi?

Głos zza sceny Obowiązująca poprawność polityczna nakazuje odpowiedzieć twierdząco. Warto sobie jednak uświadomić, że ideologia, jaką przecież jest „poprawność polityczna”, powstała mniej więcej w tym samym czasie co neoliberalizm ekonomiczny, głoszący, że „niewidzialna ręka” wolnego rynku załatwi wszystkie nasze kłopoty, w szczególności drastyczny podział na bogatych i biednych, jako że bogacenie się jednych miałoby samo przez się polepszyć sytuację materialną biedaków. Jak już wiemy (choć nie wszyscy to zauważają), ta właśnie ideologia doprowadziła do globalnego kryzysu. Do takich „myślątek” skłonił mnie arcyciekawy wywiad z prof. Jerzym Szackim („Przegląd” nr 33), w szczególności pogląd profesora na potrzebę nowych idei, które – jak przewiduje – nadejdą być może z Południa, co chyba oznacza nadzieję na jakąś nową ideologię… Wiem doskonale, że taką opinię wyraził wybitny uczony, o którego erudycji szary magister romanistyki, jakim jestem, może tylko marzyć. Co prawda, za młodu przymierzałam się do pracy naukowej, ale wojna przekreśliła te plany, po których jednak pozostał mi nawyk zastanawiania się nad ważnymi dla mnie (nie tylko zresztą dla mnie) problemami i szukania odpowiedzi na związane z nimi pytania. W gruncie rzeczy cała moja pisanina to właśnie ma na celu. Te próby odpowiedzi nie są poparte argumentami wymagającymi specjalistycznej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Czas na dobroć?

Sposób postrzegania jest zarazem sposobem niedostrzegania. (Karol Modzelewski, „Barbarzyńska Europa”) Jak wiadomo, dla mediów – zwłaszcza komercyjnych – zła nowina to nowina dobra, to znaczy opłacalna, zapewniająca większą oglądalność. Dlaczego właściwie tak wielu ludzi chętnie dowiaduje się o katastrofach, walkach zbrojnych, potyczkach werbalnych, w tym najbrutalniejszych? Informacjom o katastrofach często towarzyszy komentarz: „Na szczęście wśród ofiar nie ma Polaków!”. Czyżbyśmy w skrytości ducha doznawali satysfakcji, że nieszczęście dotknęło innych, a nie nas? Analogiczną przyjemność zaś sprawia widok, jak politycy sobie „dowalają”? Buch go w brzuch? Czy są to może atawistyczne odruchy, pozostałość po dziejach naszego gatunku, który dawno temu stał się najdrapieżniejszym ze zwierząt? Te myśli przychodzą mi do głowy po świeżej lekturze książki Marcina Ryszkiewicza „Homo sapiens. Meandry ewolucji”. O ile dobrze rozumiem, proces hominizacji rozpoczął się na dobre w momencie, gdy nasi afrykańscy praprzodkowie nie tylko zeszli z drzew, ale też z bezpiecznego, tropikalnego lasu przenieśli się na sawannę, co naraziło ich na liczne niebezpieczeństwa i zmusiło do zmiany diety z wegetariańskiej na padlino- i mięsożerność. W takiej sytuacji szanse na przeżycie i wychowanie potomstwa miały osobniki najsilniejsze fizycznie, najsprawniejsze, najodważniejsze, najbardziej bezwzględne, ale też najbardziej pomysłowe: najpierw trzeba było

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Jakiej nam trzeba lewicy?

Nam, to znaczy coraz bardziej rozwarstwionemu i sfrustrowanemu społeczeństwu, którego jestem znikomą cząstką. Tyle że ja z racji wieku (rocznik 1921) pamiętam dzieje Polski od międzywojnia po dzień dzisiejszy, który jaki jest, każdy widzi. No i dosłownie, od dzieciństwa, „miałam serce po lewej stronie”. A tak się stało dzięki pewnej rozmowie, która zapadła mi w pamięć na całe życie, więc jeszcze raz ją przypomnę.Otóż przed wojną moja babcia po kądzieli miała na Kresach, pod Zaleszczykami, nieduży majątek, którym zarządzali moi rodzice. Mieszkaliśmy na odludziu, z dala od najbliższych wsi. Byłam jedynaczką i moja mama zatrudniła „do pasienia gęsi”, a faktycznie by zapewnić mi towarzystwo, trochę starszą dziewczynkę – sierotę z ubogiej, chłopskiej, ukraińskiej rodziny. Szybko zaprzyjaźniłyśmy się i kiedyś Parasia powiedziała: „Bo ty masz wszystko, a ja nic”. Miałam wówczas co najwyżej osiem lat, nie orientowałam się w sprawach społecznych, ale skarga Parasi poruszyła mnie do głębi i poczułam się jakoś winna. Ja korzystałam z dobrobytu (umiarkowanego), a ona nie tylko utraciła rodziców, ale jeszcze z siostrami i bratem żyli w skrajnej biedzie. Tak być nie powinno!Z upływem czasu i dojrzewaniem intelektualnym coraz bardziej uświadamiałam sobie, jak niesprawiedliwe są stosunki społeczne panujące w II Rzeczypospolitej. Jako nastolatka – mimo agnostycyzmu rodziców – przeżywałam okres żarliwej religijności i bardzo serio traktowałam przesłanie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.