Bal u oszołomów

Przeżyliśmy w Sejmie ponury dzień debaty o polityce zagranicznej Rzeczypospolitej. Polskie oszołomstwo miało wielkie święto, mogło się nasłuchać w wielkim skoncentrowaniu ogromu tradycyjnej głupoty Polaków, dostrzegających w sprawach dotyczących ich ojczyzny nieustające spiski, zagrożenia, zdrady i nieudolności ludzi kierujących, to prawda, że ze zmiennym szczęściem, naszymi narodowymi interesami. Polskie oszołomstwo widzi we wszystkim, czego nie rozumie, gigantyczne niebezpieczeństwa dla kraju, a nie dostrzega zagrożenia płynącego z przeogromnej swarliwości polskich elit politycznych, wszczynających rejwach, gdy tylko natrafią na nieco bardziej skomplikowaną rzeczywistość w polityce czy w gospodarce. Zaraz sypią się oskarżenia o zdradę, o sprzedaż interesów narodowych i temu podobne brednie. Klasycznym przykładem była sprawa wyników pertraktacji akcesyjnych do Unii Europejskiej. Poszło o wysokość wynegocjowanych, dozwolonych nowo przyjmowanym krajom wielkości produkcji rolnej i hodowlanej. Wymyślono, że jeśli Litwa czy Węgry, małe wszak kraje, dostały zgodę na produkcję zboża czy mleka w wielkich ilościach, to Polska, kraj duży, powinna mieć o tyle więcej, ile razy ma więcej ludności czy też hektarów ziemi uprawnej. Ani rusz nie mogły te sejmowe geniusze pojąć, że o wielkości wynegocjowanych kwot produkcyjnych decydowały inne kryteria, a mianowicie wielkości osiąganych przez dany kraj wyników produkcyjnych. Jeśli zatem Węgrzy osiągali dawniej wysokie plony pszenicy, a Litwini duży udój mleka, to w obecnym rozliczeniu też będą mieli zgodę na sporą produkcję tych wytworów. Inny absurdalny wątek dyskusji to nawracanie do bardzo starych mitów o rządzie światowym i potędze masonerii. Ludwik Hass, znany badacz dziejów masonerii, opisał jej sprawy bardzo dokładnie, choć spędził kilkanaście lat życia w sowieckich łagrach. Trudno go podejrzewać o brak uczciwości badawczej, gdyż dowiódł niezłomności charakteru w tym upiornym świecie bolszewickim. Książki tego uczonego są łatwo dostępne, można je łatwo poczytać i przestać powtarzać pradawne brednie o wszechpotędze masońskich lóż, tyle że mało ludzi wie, jak naprawdę było z tymi masonami, przeto można koloryzować bez wstydu i miary. Przeciętny człowiek nie musi wiedzieć tego wszystkiego o świecie, jaki nas otacza, ale poseł na Sejm, osoba publiczna, nie może paplać byle czego, gdyż szerokie obecnie grona słuchaczy radia i telewizji, a także czytający gazety powtarzają potem zasłyszane brednie jako prawdy nie do podważenia. Z tego dziennikarze nie zdają sobie sprawy. Pracują byle jak, tandetnie. Nie przygotowują się do rzetelnego poznawania zawiłych spraw, o których się wypowiadają, czasem zwyczajnie głupio, a bywa, że z wyrafinowaną podłością starają się atakować i kompromitować ludzi uczciwych, gdyż wydaje się tym nieszczęsnym miernotom, że napastliwość i brak zawodowej rzetelności przyniosą im rozgłos i szacunek czytelników. Rozgłos zapewne tak, z szacunkiem gorzej. Dostaję wiele listów z całego kraju. Łatwo w tym, co moi czytelnicy piszą, wyróżnić, jaką brednię za którym pismakiem powtarzają. Najłatwiej do przekonań odbiorców pismackich fałszywych opowieści trafiają wszelkie wątki „podejrzeniowe”, a masoneria przez tajemniczość, jaką się otacza, szczególnie nadaje się do takich zabiegów wzbudzających lęk i nienawiść. Pracowity szperacz po piśmiennictwie mógłby napisać przerażającą książkę o szerzeniu się w Polsce, teraz i dawniej, różnych głupot ideowych i politycznych. Stenogramy obrad parlamentarnych mogą być łatwo dostępną kopalnią materiałów dokumentacyjnych do takiej pożytecznej pracy. Tytuł mógłby brzmieć „Głupota polska”. Byłoby to zapewne krotochwilne dziełko, ale i groźne zarazem, gdyż zawierałoby dokumentację nie tylko różnych śmiesznostek, jakimi mogą wydawać się po latach poglądy i wypowiedzi polskiego oszołomstwa, lecz dałoby się na jego kartkach prześledzić korzenie różnych naszych poważnych niepowodzeń. Polski antysemityzm mógłby dostarczyć wielu przykładów narodowych idiotyzmów, na czele z mitem o dzieciach porywanych dla uzyskania chrześcijańskiej krwi na macę. Były wszak procesy o takie wyimaginowane zbrodnie. W jednym z kościołów Sandomierza wiszą do dziś duże obrazy dokumentujące rzekome zbrodnie. Jakże lud polski ma nie wierzyć w takie opowieści, skoro są poświadczane powagą Kościoła katolickiego. Nie wisiałyby w świątyni, gdyby nie przedstawiały prawdy – powiedział mi kiedyś fanatyczny zwolennik tej „prawdy” o Żydach. Podobnie cytaty z pewnych przemówień sejmowych posłów skrajnej prawicy z Ligi Rodzin czy z Samoobrony bywają po ich zasłyszeniu traktowane jako oczywiste prawdy, bo przecież „mówili o tym w Sejmie”. Wszystko

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2003, 2003

Kategorie: Felietony