Będzie wojna o konstytucję

Będzie wojna o konstytucję

Z nową konstytucją byłaby prawdziwa IV RP

W pisowskiej konstytucji, w tym projekcie, który był i zniknął, zdecydowanie wzmocniona była władza prezydenta.

– Ta konstytucja była pisana dla Lecha Kaczyńskiego. Teraz to będzie zmienione, Jarosław Kaczyński dla Andrzeja Dudy tego nie napisze. Ale pewne rzeczy próbuje już realizować, że tak powiem, na przełaj. Jak patrzę na tamten pisowski projekt, to poza uprawnieniami dla prezydenta, bardzo rozległymi, konstytucja zabierała się do władzy sądowniczej. Zaczynała od Krajowej Rady Sądownictwa, którą zamieniała w Radę do spraw Sądów, no i inaczej kształtowała jej skład – mniej sędziów, a więcej totumfackich rządu i prezydenta. Żeby mieli większość. Taka rada mogła wydalić sędziego z zawodu. Za co? To było napisane ogólnikowo – za niewłaściwe wykonywanie obowiązków.

A większość w owej radzie należałaby do ludzi władzy.

– Do reprezentantów Sejmu, Senatu, prezydenta i ministra sprawiedliwości. To wystarczyło. Ja to policzyłem. Teraz w KRS jest 80% sędziów, a w każdym razie ludzi niezależnych od rządu. A w projekcie PiS było 75% zależnych do rządu. Tak to miało wyglądać. Na szczęście KRS jest umocowana w konstytucji i jest powiedziane, jak się wybiera jej członków, więc nie można tego tak sobie zmienić. Ale i tak próbują – chcą inaczej wybierać sędziów. W projekcie ministra Ziobry znalazł się zapis, że nie mogą być ci sami, którzy byli, bardzo dziwnie połączone są okręgi – Warszawa z Suwałkami itd. Jak mówią – żeby dopuścić sędziów z mniejszych ośrodków. Ale raczej chodzi o to, żeby spróbować mieć wpływ na tę kadrę. Dlatego że łatwiej mieć wpływ na zwykłego sędziego, który jest zależny od prezesa mianowanego przez ministra Ziobrę, niż na doświadczonego sędziego sądu apelacyjnego, który pana Ziobry się nie boi. Są też inne działania zbieżne z zamiarami wyłożonymi w tamtym projekcie konstytucji, np. likwidacja służby cywilnej.

Pisowska konstytucja zmieniała Polskę?

– Przede wszystkim dawała ogromną władzę władzy wykonawczej. Ta władza rozciągała się również na władzę sądowniczą. Na prawa obywatelskie. Czyli obywatel stawał się zależny od państwa. Tymczasem tzw. liberalna demokracja, która jest dorobkiem ludzkości, wskazywała, że państwo jest oczywiście potrzebne, ono organizuje życie społeczeństwa, ale jednocześnie ma tendencje do wyradzania się, do panowania nad obywatelem, do narzucania mu moralności, sposobu życia. A państwo to nie jest jakaś abstrakcja, to są konkretni ludzie. Ci ludzie mają swoje przekonania i uważają, że one są słuszne i wszyscy powinni takie mieć. Stąd trójpodział władzy, stąd konstytucje, trybunały konstytucyjne, rozwinięte prawa obywatelskie i człowieka, żeby państwo nie mogło narzucać swojej woli obywatelom.

A wierzy pan, że PiS chce zmienić konstytucję? Przecież obecna sytuacja jest dla Kaczyńskiego najlepsza.

– Uważam, że chce zmienić. Bo to by domykało ustrój. IV RP to była wirtualna rzeczywistość. Jednak z nową konstytucją to byłaby prawdziwa IV RP!

Zaczynamy od trzęsienia ziemi

Będzie więc polityczny bój o konstytucję? Jedni będą ją atakować, drudzy jej bronić?

– Hitchcock powiedział, jak powinno się kręcić dreszczowce: zaczynamy od trzęsienia ziemi, a potem groza narasta. Niestety, z tym mamy do czynienia. Jest trzęsienie ziemi i groza narasta. A ponieważ coś mi się wydaje, że w ekonomii nie pójdzie dobrze, władza będzie uciekać w igrzyska. Tych igrzysk będzie coraz więcej i będą też próby zmiany konstytucji. Z tym że moc PiS przekonywania do takich działań będzie maleć. Bo coraz lepiej będzie widać, że to tematy zastępcze. Trzeba się uzbroić w cierpliwość.

I przeczekać?

– Nie z założonymi rękami! To już kieruję raczej do moich upartyjnionych koleżanek i kolegów – to bardzo dobrze, że są razem, ale już trzeba zacząć przygotowywać wspólne stanowiska w formie projektów ustaw dotyczących kształtu państwa. Czy nawet jakichś drobnych zmian konstytucyjnych, np. w sprawie przyjmowania przysięgi od sędziów Trybunału.

A co opozycja może…

– Teraz nie może. Ale powinna mieć pakiet uzgodnionych projektów. Na zasadzie: z tym idziemy do wyborów i to będziemy realizować. Służba cywilna, prokuratura, media, inwigilacja, Trybunał… Taki powinien być przekaz: regulujemy te kwestie nadbudowy, które tworzyły państwo z ukształtowanym trójpodziałem władzy, o wyraźnie zakreślonych kompetencjach, a także państwo sprawiedliwe i uporządkowane, dające szansę ludziom, niepartyjniackie właśnie. Bo wyciągnęliśmy wnioski z tych dwudziestu paru lat.

To wstęp do wielkiej koalicji partii opozycyjnych.

– Niekoniecznie. Po wyborach te partie będą wybierały swoje drogi, jedni będą chcieli zasiłków, drudzy – przeciwnie. Ale w sprawach dotyczących instytucji państwa nie byłoby sporów. Przydałby się taki opozycyjny parlament, który działałby w formule cyklu konferencji i spotykał się np. w Sali Kolumnowej Sejmu i tam przeprowadzał debaty nad własnymi projektami ustaw. Tak jak należy: z udziałem organizacji społecznych, ekspertów itp. Za trzy lata taki pakiet byłby wspólny dla całej opozycji demokratycznej. To pokazałoby, że opozycja wyciąga wnioski z przeszłości. Bo wprawdzie rząd PO-PSL dość sprawnie przeprowadził walkę z kryzysem, ale inne obszary funkcjonowania państwa (wymienione już służba cywilna, prokuratura, media publiczne, sprawność sądów itp.) – to nieszczęście. Kamieni kupa.

Foto: Krzysztof Żuczkowski

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2016, 23/2016

Kategorie: Wywiady

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy