Bez głosu w Ameryce

Bez głosu w Ameryce

Photo by annie bolin on Unsplash Frank A. Theis Park, Kansas City, United States Protest signs always make for great photos. This one was extra special to me. While the March For Our Lives in Kansas City, Missouri was organized by teenage students, people of all ages were in attendance. As someone who registered to vote the minute I turned 17 and hasn’t missed an election since, I was touched by this man’s sign and his encouragement of young people to practice their civic duty as soon as they’re eligible.

Administracja Donalda Trumpa robi wszystko, by ograniczyć prawa wyborcze wielu obywateli USA W Stanach Zjednoczonych kampania prezydencka trwa w najlepsze. Polityczny cyrk obwoźny z napisem „Reelekcja Donalda Trumpa” ruszył w kraj, spotykając się nie tylko z potencjalnymi wyborcami, ale przede wszystkim z darczyńcami i grupami zawodowymi mogącymi wesprzeć kampanię. I właśnie podczas takiego spotkania, trochę przez przypadek, wyszedł na jaw jeden z fundamentów planu obozu obecnego prezydenta na pozostanie w Białym Domu na kolejne cztery lata. 21 listopada 2019 r. w Wisconsin ze sztabowcami Trumpa spotkali się przedstawiciele stanowego oddziału Republikańskiego Zrzeszenia Prawniczego. Jednym z głównych prelegentów był Justin Clark, wpływowy doradca prezydenta, znany z bezkompromisowej taktyki politycznej i kontrowersyjnych wypowiedzi. Już po kilku minutach wystąpienia udowodnił, że miano lidera ofensywy kampanijnej w obozie republikańskim nie zostało mu nadane przypadkowo. Opowiadając o taktyce na tegoroczne wybory, bez ogródek powiedział, że będzie oparta na jak najbardziej wyrafinowanym utrudnianiu oddania głosu całym grupom społecznym. Dodał też, że nie widzi w tym nic złego, bo „republikańską tradycją jest opieranie się na ograniczaniu praw wyborczych w celu zdobycia przewagi w Waszyngtonie i chronienia w ten sposób swojego elektoratu”. Clark natychmiast zaprzeczył, że takie słowa padły, co zabrzmiało o tyle niewiarygodnie, że został w Wisconsin nagrany, a w posiadanie taśmy weszła agencja Associated Press. Co więcej, choć wypowiedź Clarka była politycznie niepoprawna i mogła go kosztować miejsce w sztabie wyborczym, większość amerykańskich ekspertów i komentatorów politycznych jest akurat zgodna, że powiedział prawdę. Zresztą niemal od razu potwierdziły to decyzje sądowe w wielu miejscach Ameryki. 28 grudnia, niecały miesiąc po głośnym wystąpieniu Clarka, sąd federalny w stanie Georgia wydał wyrok w sprawie tamtejszych spisów wyborców. Położony na południu stan, będący symbolem walki czarnych obywateli USA o ich prawa obywatelskie, od zawsze uchodził za miejsce, w którym głos w wyborach oddać najtrudniej w całym kraju. Zwłaszcza jeśli jest się przedstawicielem mniejszości etnicznej lub innej marginalizowanej grupy społecznej. Tym razem postępowanie sądowe dotyczyło decyzji władz stanowych o wykreśleniu ponad 313 tys. mieszkańców Georgii (ok. 2% populacji całego stanu) z rejestrów wyborczych. Podstawą było wprowadzone z inicjatywy republikańskiego sekretarza stanu Brada Raffenspergera nowe prawo o tzw. kontakcie ze stanem. Jeżeli osoba zarejestrowana jako wyborca w Georgii nie weszła w interakcję z władzami stanowymi ani razu w ciągu ostatnich siedmiu lat – nie płaciła tu podatków, nie głosowała stąd w wyborach federalnych – wówczas zostaje pozbawiona praw wyborczych na tym terenie. Przeciwko ustawie Raffenspergera zaprotestowała Stacey Abrams, polityczka Partii Demokratycznej i jedna z najaktywniejszych działaczek na rzecz powszechnego prawa wyborczego w całych Stanach Zjednoczonych. Za pomocą założonej przez siebie grupy wpływu Fair Fight Action (Akcja na rzecz Uczciwej Walki) natychmiast zaskarżyła dokument do sądu federalnego, argumentując, że narusza on konstytucję i prawa obywateli do wyboru prezydenta i przedstawicieli w Kongresie. Jej zdaniem na liście sporządzonej przez Raffenspergera było co najmniej 120 tys. osób, które zostały wpisane na podstawie fałszywych lub niepełnych danych. Osoby te powinny więc zostać przywrócone do spisu wyborczego. Apelacja została jednak odrzucona, bo sędziowie nie znaleźli podstaw do powtórnej analizy danych wyborczych. Decyzja z Georgii jest o tyle ważna w kontekście walki republikanów z demokratami, że jest to jeden z najrówniej podzielonych politycznie i spolaryzowanych stanów, w którym Afroamerykanie stanowią aż 31% populacji. Szacunki Fair Fight Action pokazują też, że na liście Raffenspergera było więcej zarejestrowanych demokratów niż republikanów. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to miejsce, gdzie Donald Trump mógłby się potknąć na tegorocznym szlaku wyborczym. Wprawdzie aż od 2004 r. we władzach stanowych dominują republikanie, ale za każdym niemal razem wygrywają bardzo niewielką przewagą głosów. Chociażby dlatego muszą zrobić wszystko, by szala nie przechyliła się na drugą stronę. Cas Mudde, holenderski politolog i jeden z najlepszych na świecie ekspertów zajmujących się współczesnym populizmem, ocenia, że w przypadku działań administracji Trumpa zastosowanie ma stara zasada o wyborach w krajach pozornie demokratycznych. Jeśli władza chce je wygrać, ma na to dwa sposoby: sama zdobyć więcej głosów albo ograniczyć liczbę tych oddanych na przeciwnika. Jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2020, 2020

Kategorie: Świat