Największym zagrożeniem dla igrzysk w Londynie jest terroryzm, ale sporym problemem mogą się okazać aktywiści różnych organizacji Zofia A. Reych Korespondencja z Londynu Do otwarcia 30. Letnich Igrzysk Olimpijskich pozostały niecałe trzy miesiące. Tymczasem prywatna agencja G4S, która wygrała przetarg na ochronę imprezy, wciąż rekrutuje personel. To wynik pomyłki w kalkulacjach, z której organizatorzy zdali sobie sprawę dopiero rok temu. Przewidywano, że do zapewnienia bezpiecznego przebiegu igrzysk wystarczy 10 tys. ochroniarzy. Jak wykazały późniejsze analizy, to o połowę za mało. Po rozszerzeniu kontraktu G4S i zwróceniu się o pomoc do wojska koszty ochrony obiektów olimpijskich przekroczyły 553 mln funtów. To niemal dwukrotnie więcej, niż zakładał pierwotny budżet. Jeśli dodać do tego koszty zapewnienia bezpieczeństwa także z dala od stadionów, rachunek przekracza miliard funtów. – Największe zagrożenie dla igrzysk to międzynarodowy terroryzm, w tym Al-Kaida i związane z nią ugrupowania – przyznał w radiu Bob Quick, który w latach 2008-2009 kierował antyterrorystycznym programem brytyjskiej policji. – Ponadto istnieje prawdopodobieństwo ataków „samotnych wilków”. Tak funkcjonariusze służby bezpieczeństwa określają niezależnych zamachowców, których działania najtrudniej przewidzieć. W ostatnich pięciu latach udaremniono w Anglii trzy takie sytuacje. Na służbie będzie 13 tys. ochroniarzy G4S, 13,5 tys. żołnierzy i do 12 tys. policjantów. 3 tys. przeszkolonych wolontariuszy ma pomagać w kontrolowaniu widzów wchodzących na stadiony. Specjaliści od cyberbezpieczeństwa ostrzegają także przed atakiem mieszanym (blended attack), czyli uszkodzeniem systemów komputerowych, aby ułatwić działania zamachowców poza przestrzenią wirtualną. Policja przygotowuje się na to. Podczas igrzysk prawie pewna jest aktywność hakerów, którzy przypuszczą ataki dla zabawy – tak się stało zarówno w Atenach, jak i w Pekinie. Zagrożenie terroryzmem w Wielkiej Brytanii utrzymuje się na poziomie określanym przez angielskie MSW jako „znaczny”. Przewiduje się, że podczas igrzysk wzrośnie ono do „poważnego”, czwartego w pięciostopniowej skali. Ale to nie terroryści, lecz aktywiści mogą być największym problemem dla służb ochrony. Problemem nie tyle groźnym, ile delikatnym. Przedsmak Co roku na Tamizie rozgrywane są uniwersyteckie regaty wioślarskie. Wyścig ósemek z Oksfordu i Cambridge wzbudza emocje, jednak po raz pierwszy gazety i internet zawrzały. W 11. minucie zawodów 16 par wioseł zamarło. Z wody, spomiędzy osad, wynurzyła się ledwo widoczna z lądu głowa. Na zbliżeniach z kamer telewizyjnych widać zadowolony wyraz twarzy pływaka. To Trenton Oldfield, aktywista, który w ramach protestu politycznego wskoczył do rzeki, by przerwać wyścig. I choć latem olimpijskie regaty wioślarskie odbędą się nie na Tamizie, ale na idealnie gładkiej tafli sztucznego jeziora Eton-Dorney, wszyscy zadają sobie pytanie, czy ten scenariusz może wtedy się powtórzyć. Na razie wydaje się, że dobrego rozwiązania brak. – Rozważamy każdy scenariusz – powiedział po incydencie na Tamizie były wioślarz i prezes Komitetu Olimpijskiego lord Colin Moynihan. – Najważniejsza jest ścisła współpraca organizatorów z policją i z agencjami ochrony. Ale zakłóceń nie da się całkowicie wyeliminować. Wystarczy tylko jeden idiota – skwitował Moynihan. A na szali jest nie tylko planowy przebieg zawodów. Podczas incydentu niewiele brakowało, by głowa Oldfielda spotkała się z wiosłem. On sam przyznał, że działał zainspirowany feministycznym wystąpieniem Emily Davison z 1913 r. Z tą tylko różnicą, że sufrażystka wbiegła pod kopyta pędzącego w wyścigu konia, co przypłaciła śmiertelnymi obrażeniami. Przedsmak problemów, na jakie mogą być narażeni organizatorzy igrzysk, Londyn poczuł już cztery lata temu. Zdążająca do Pekinu sztafeta ze zniczem olimpijskim wywołała protesty obrońców praw człowieka na całym świecie. W Londynie protybetańscy demonstranci dwukrotnie próbowali zgasić płomień. Aby do tego nie doszło, znicz praktycznie zniknął za otaczającym go pierścieniem policji. Zbyt widoczna obecność pracowników ochrony jest kolejną kwestią, która spędza sen z powiek organizatorom tegorocznych igrzysk. I choć w kontekście zagrożeń dobra atmosfera wydaje się błahostką, głos zabrał sam premier David Cameron. – Ochrona igrzysk będzie przebiegać w sposób zgodny z duchem imprezy. To będzie wydarzenie sportowe połączone z poważną operacją bezpieczeństwa i nikt nie powinien czuć, że jest odwrotnie – powiedział podczas konferencji prasowej. Tymczasem Trenton Oldfield nawołuje
Tagi:
Zofia A. Reych









