Bezwstyd nasz powszedni

Bezwstyd nasz powszedni

Powiem państwu, jakie uczucie towarzyszy mi ostatnio nader często. Zażenowanie. Jak wiadomo, to poczucie wstydu za kogoś, kto sam się nie wstydzi, ponieważ albo uczucie wstydu jest mu w ogóle obce, albo uważa błędnie, że wstydzić się nie ma za co, choć robi rzeczy wstydu godne. Moja teza jest taka: coraz więcej osób w ogóle nie ma poczucia wstydu, a równie wiele nie zdaje sobie sprawy, że robi coś, czego trzeba się wstydzić, choć poczucie wstydu jako takie nie jest im obce. Przy czym należy koniecznie pamiętać, że wstyd jest kategorią kulturową i historycznie zmienną. W tym sensie czegoś innego wstydzili się ludzie średniowiecza, a czegoś innego ludzie z epoki nowożytnej. Inaczej przyczyny wstydu wyglądały w kulturze zachodniej, a inaczej w kulturze wschodniej. Są to rzeczy antropologom kultury, kulturoznawcom i historykom doskonale znane, często wykorzystywane przez nich, aby nieco zaszokować studentów np. przypomnieniem, że ludzie średniowiecza, a nawet renesansu nie wstydzili się długotrwałego unikania kąpieli, a posiadacze efektownych peruk w epoce baroku – publicznego polowania na wszy w nich buszujące, dokonywanego za pomocą złotych młoteczków i kowadełek. Jeszcze efektowniej wyglądają przykłady różnic międzykulturowych, szczególnie w sferze życia seksualnego, ale także obyczajów kulinarnych. Felieton ten

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2021, 52/2021

Kategorie: Andrzej Szahaj, Felietony