Przed wyborami prezydenckimi pisałem na tym miejscu, że niezależnie od tego, kto je wygra, ton polskiej polityce nadawał, problemy i tematy narzucał będzie Kaczyński, a nie Komorowski. Do tego, co mówi prezydent Komorowski, nikt nie przywiązuje znaczenia, natomiast każde najbardziej pusto brzmiące przemówienie Kaczyńskiego, każde jego słówko, nawet cytat z wiersza nieczytanego poety przez niego wypowiedziany wywołuje chóralną reakcję, i nie wiadomo, czy więcej w niej dezaprobaty, czy podziwu. Prezydent Komorowski już zdaje się godzić z sytuacją i ostatnio w Katyniu nie silił się na własne przemówienie, lecz odczytał tekst nieboszczyka Kaczyńskiego. Także premier Tusk nie jest zdolny przeciwstawić się walącemu w niego jak w bęben Kaczyńskiemu, lecz przyjmuje walkę na terenie przez niego wybranym. Zapewnia na przykład, że on także jest przeciwnikiem Rosji, lecz „pragmatycznym”, jakby nie dostrzegał, że kaczystom nie chodzi przecież o Rosję i nie ona, lecz Donald Tusk ma „zniknąć” ze sceny politycznej. Historia Polski przedrozbiorowej jest taka malownicza dzięki warchołom, którzy zajmowali najwięcej miejsca na scenie politycznej, nikomu nie pozwolili rządzić, a w końcu doprowadzili do zagrabienia kraju przez sąsiadów i zmasakrowania opornych. I znowu muszę się powtórzyć: Jarosław Kaczyński nie jest żadnym nudnym państwowcem, lecz współczesnym wcieleniem nieśmiertelnego w Polsce rokoszanina i warchoła. Jest na tyle ekspresyjny, że nieustająco przyciąga uwagę dziennikarzy, którzy z kolei narzucają jego kolosalnie powiększony wizerunek ogólnokrajowej publiczności. Bezgranicznie oddany mu poeta Jarosław Marek Rymkiewicz całkiem prawdziwie co do istoty przedstawia go w swoich utworach: istotnie, nieszczęście niekoniecznie aż w postaci masakry daje się odczuć w duszy, gdy widzimy, że ludzie nieodpowiedzialni mają władzę na wyciągnięcie ręki. Także apologia Samuela Zborowskiego jest trafnie dobraną figurą dla powiedzenia, czym jest współczesny bohater Rymkiewicza. Prezes PiS-u bezustannie gniewa się na media za rzekomo złe traktowanie. Istotnie, wszystkie telewizje opanowane w większości (lecz nie wyłącznie) przez umysłowo zautomatyzowanych czepiają się Kaczyńskiego z powodu czy to wypowiedzi, czy gestów bez znaczenia (ostatnio poszło o Ślązaków), ale równocześnie przedstawiają taką wizję rzeczywistości, jaka odpowiada PiS-owi. Obecnie prezesowi i jego partii wystarczy rozciąganie fabuły smoleńskiej do oceanicznych rozmiarów, łączenie katastrofy lotniczej z Katyniem (Katyń 2010), nadawanie żałobnej charyzmy wdowom i wynoszenie ich zachcianek ponad prawo i władzę państwową, stawianie w centrum uwagi religijno-politycznych tumultów na Krakowskim Przedmieściu, podtrzymywanie sporu o fakty stwierdzone ponad wszelką wątpliwość itp. Kłopot polega na tym, że wielu platformersom odpowiada taka wizja rzeczywistości, zaś premier i prezydent może należą do tych wielu, a może tylko nie mają odwagi odrzucić medialnej karykatury Polski. Przykładem uprzywilejowania wizji wydarzeń sprzyjającej partii Kaczyńskiego było potraktowanie przez media incydentu z zamianą tablic na miejscu katastrofy. Przez trzy dni wszyscy dziennikarze telewizyjni (z wyjątkiem Janiny Paradowskiej) i wszyscy zaproszeni przez nich goście-komentatorzy oburzali się wspólnie na bezczelność Rosjan, którzy śmieli zdjąć polską tablicę, czym znowu upokorzyli naród polski i znowu wymierzyli mu policzek. Nie widziałem, nie słyszałem ani jednej postaci, która choćby tylko zapytała, skąd wzięła się tam polska tablica i czy jej treść łącząca katastrofę samolotową z Katyniem jest zgodna ze stanowiskiem polskiego rządu. Chociaż wszyscy o tym wiedzą, to jakoś nikomu się nie przypomniało, co Polacy robią z tablicami, które Ukraińcy w Przemyskiem wmurowują po kryjomu. Jakiś znawca spraw wschodnich dowodził, że decyzja odkręcenia tablicy Zuzanny Kurtyki mogła być podjęta tylko przez Putina na złość prezydentowi Miedwiediewowi albo wspólnie przez obu. Od czego są znawcy, jak nie od powtarzania oklepanych bujd. Największy niesmak wzbudziły we mnie głosy przedstawicieli lewicy. Zostali oni doproszeni dla uwiarygodnienia tego fałszywego przekazu i nie zawiedli. Europoseł SLD, były ambasador w Moskwie, a nawet były lewicowy prezydent RP zgodnie zasadniczo potępili postępowanie Rosjan szarogęszących się u siebie, z tym tylko odchyleniem, że nacisk kładli nie na wrogie intencje Rosjan, ale na ich głupotę. W końcu czymś się musi różnić lewica od prawicy. Jedynie Leszek Miller wypowiedział sąd trzeźwy i na serio. Z drugiego obozu rozwagę wykazał Jan Krzysztof Bielecki. Gubernator smoleński już się boi Polaków. Nie śmiał powiedzieć, że polska tablica na kamieniu, który on kazał położyć na miejscu katastrofy, została zamontowana bezprawnie, a jej treść jest głupio perfidna, lecz tłumaczył się, że Rosjanie chcieli
Tagi:
Bronisław Łagowski









