Henry Kisinger pytał generała Jaruzelskiego, jakie powody skłoniły go do postanowienia zmiany ustroju w Polsce. Jasnej odpowiedzi na to pytanie nie otrzymał. Generał tłumaczy społeczeństwu rzeczowo i w zasadzie prawdziwie, dlaczego wprowadził stan wojenny. Decyzja ta, korzystna dla kraju lub nie, była racjonalna w tym sensie, że uwzględniała najważniejsze okoliczności i argumenty i została zrealizowana zgodnie z planem. Nie zawierała w sobie niczego zagadkowego. Nie można tego powiedzieć o przekazaniu władzy „Solidarności”, wielonurtowej organizacji spojonej jednym duchem, jedną namiętnością: zemścić się na Władzy za wszystko, w szczególności wziąć odwet za upokorzenie 13 grudnia. Z taką organizacją, z takim rokoszem kompromis nie był możliwy; znośny modus vivendi mógł trwać tylko dzięki równowadze sił i tak długo, jak długo ta równowaga się utrzymywała. Ustrój socjalistyczny, wzorowany na radzieckim, nigdy w Polsce nie został powszechnie zaakceptowany, a w latach 80. stał się już nie do zniesienia. Świadomość, że nie może on dłużej trwać, doszła już do szczytów władzy. Tylko jednostki zupełnie apolityczne, bezideowe i obojętne na dobro kraju albo zasklepione w doktrynie tego nie wiedziały. Wywodzący się z komunistycznej utopii zakaz prywatnej własności środków produkcji, zakaz prywatnego handlu i inne ograniczenia wolności gospodarczej były coraz bardziej kosztownym absurdem. Czy przywrócenie prawa własności, wolności handlu i innych postaci przedsiębiorczości nie leżało w mocy panującego wówczas kierownictwa partyjno-rządowego, skoro leżało w jego mocy przekazanie władzy sile dalej idącej, jaką była „Solidarność”? Czy nie leżało w mocy istniejącej władzy dać samej sobie pełną wolność słowa i wolność myśli, skoro jej przeciwnicy już z niej korzystali? Czy generałowie nie mogli dać kręgom umiarkowanym, legalnie działającym, prawa do organizowania się w partie polityczne? Resztkami sił partia przeszkadzała organizowaniu się Stronnictwa Pracy. Ogólnie biorąc, czy nie mogli ustanowić porządku demokratycznego, w którym „Solidarność” znalazłaby swoje miejsce razem z innymi partiami politycznymi i ruchami społecznymi, zamiast by zajęła pozycję dominującą i uprzywilejowaną? Zamiast zrobić samemu to, co było konieczne i co przynosiło chwałę, gen. Jaruzelski ze swoją ekipą i partią przekazali to zadanie „Solidarności”, która we wszystkich swoich nurtach, partiach i odpryskach była mu od początku i jest do dziś zajadle, nieprzejednanie wroga. Tego nie może zrozumieć nikt, kto w polityce szuka jakiejś racjonalności i czego generał Jaruzelski nie potrafił wytłumaczyć Kisingerowi. To, co tu mówię, nie przyszło mi do głowy po szesnastu latach. Dziwiliśmy się, przyznam, że na wesoło, w gronie znajomych już wówczas, gdy Wojciech Jaruzelski z własnej woli zsiadał z tygrysa. „Być tyranem to niesprawiedliwe, ale przestać nim być to bardzo niebezpieczne” – powtarzał za Tukidydesem Arystoteles i czego nie zapomni, kto raz to zdanie przeczytał. Bezpieczne przeprowadzenie państwa od autorytaryzmu do rządów wolnościowych wymaga najwyższego kunsztu politycznego i rzadko się udaje. Przez piętnaście lat myśleliśmy, że w Polsce się udało. Teraz widzimy, że było to złudzenie. Nieuchronne przyszło z opóźnieniem. W tym okresie obóz solidarnościowy nie zmienił swoich poglądów ani uczuć, a w szczególności nie wyrzekł się swojej największej namiętności, to znaczy chęci zemsty na PRL-u, jakkolwiek niesamowicie dziwne się to wydaje. Dopóki istniała równowaga sił, nie wyglądało to bardzo poważnie. Tak jak istnieje lenistwo umysłowe, istnieje też inercja emocjonalna i raz mocno przeżyte emocje tkwią w ludziach aż do wypadków, które wywołają emocje jeszcze silniejsze. Nic takiego się nie wydarzyło, aby pierwotne emocje obozu solidarnościowego miały się zmienić. Przeciwnie, w miarę jak strona „postkomunistyczna” kurczyła się, rozpadała, słabła, a taktykę oportunistycznej ucieczki od własnej tożsamości zastępowała polityczną eutanazją, emocje solidarnościowe oczyszczały się z treści rozsądkowych, jakie zawsze narzuca opór rzeczywistości. Obecnie już nic nie stawia oporu. Tam gdzie była konserwatywna, oporna siła „postkomunizmu”, widzimy tylko jednostki troszczące się wyłącznie o swoje indywidualne interesy i bezpieczeństwo. Dzięki temu dopiero teraz możemy poznać etykę solidarności w jej czystości i autentyzmie. Gdy Władysław Gomułka w 1968 r. dał publicznie do zrozumienia, że Paweł Jasienica podpisał tajne zobowiązanie wobec Urzędu Bezpieczeństwa, ludzie partyjni i bezpartyjni odebrali to jako naruszenie tabu, jako czyn podły, gorszy pod względem moralnym niż zwykły akt politycznej represji. (Helena Łuczywo przypomniała to zdarzenie,
Tagi:
Bronisław Łagowski









