Buclandia

Wydaje mi się coraz częściej, że biorę udział w jakimś nierealnym przedstawieniu, w jakiejś gigantycznej grotesce, która przez to, że reżyser jest w coś uwikłany, jego aktorzy mają go w rękach i w nosie, a publiczność nie wie, jak reagować, bo podskórnie czuje, że to nie jest sitcom.
I to wszystko dzieje się na kilka tygodni przed najważniejszą datą w naszej współczesnej historii.
I z dnia na dzień – i rodzinnie, i z przyjaciółmi, z którymi rozmawiamy – utwierdzamy się coraz bardziej w przekonaniu, że mamy do czynienia z polityczną gówniarzerią, a nie z ludźmi, którzy sięgają wyżej niż po własne interesy.
A kiedy patrzę wstecz, tylko dwa lata w tył, to widzę, że naprawdę niewiele oczekiwaliśmy… trochę mniej hucpy, trochę niej pazerności i trochę więcej uczciwości od politycznych poprzedników.
A i tak wyszło, że oczekiwaliśmy za dużo.
Z jednej strony, groteskowy w swojej zaciekłości były pan minister, bo wyciągają na wierzch jego interesy, które są zaprzeczeniem jego ideałów głoszonych z trybuny.
Groteskowe tyrady w jego obronie i groteskowe argumenty, że wszystkie niejasności rozwikłamy tuż po referendum.
Z drugiej strony, Samoobrona i Andrzej Lepper, kiedy wszyscy w Parlamencie Europejskim oklaskują Aleksandra Kwaśniewskiego za jego bardzo dobre, wyważone przemówienie, on stoi jak buc z rękami położonymi na własnych klejnotach, obrażony na wszystkich za to, że tu przyjechał z własnej woli. Nie zdając sobie sprawy z tego, że swoim zachowaniem udowodnił, że nie szanuje przede wszystkim własnego państwa, a nie tylko i wyłącznie prezydenta kraju, w którym żyje… NIE SZANUJE WŁASNEGO PAŃSTWA!! To jak ma nas szanować później?! Ale szczerze mówiąc, zdziwiłbym się bardzo, gdyby taka myśl zagościła choć przez chwilę w jego głowie.
Z trzeciej strony, eurosceptycy, którzy wszystko, co jest związane z Unią, podnoszą do granic absurdu, nawet papieskie wyraźne „tak” przełożyli na radiomaryjne „nie”.
Pęk twierdzący, że Jan Paweł II nie wie, co mówi, bo nie czytał traktatu akcesyjnego, i że Adam Małysz spadnie z połowy rozbiegu, czy Roman Giertych straszący dewotki eutanazją i homoseksualistami, którzy zagrażają ich dawno zużytej cnocie… Mówią tak, ponieważ zdają sobie sprawę z tego, że w zjednoczonej Europie będą znaczyć mniej więcej tyle co główki od szpilek… i szczerze mówiąc, choćby dlatego warto głosować za Unią.
Z czwartej strony, jesteśmy my… Nie wiem, jak liczne stanowimy grono, ale łączy nas jedno – tych aktorów, którzy mają nas za niemyślących i niewidzących, kiedy przyjdzie czas, już nie zaangażujemy. A przyjdzie czas na pewno.

Wydanie: 2003, 22/2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy