Dzisiaj są dwa rodzaje tekstów uważanych za niepodważalne – Biblia i dokumenty SB Włodzimierz Cimoszewicz i Karol Modzelewski – Co się dzieje w naszym kraju? Lewica milczy, a jeżeli już czymś się zajmie, to paradą gejów. Prawica zajmuje się teczkami i śledztwami. To jest kampania wyborcza czy coś poważniejszego? Karol Modzelewski: – Jak nie mają ludziom nic do zaoferowania, do powiedzenia, to jedni mówią o teczkach, a drudzy o gejach. Włodzimierz Cimoszewicz: – Lewica milczy, jest osłabiona, obolała. Nie potrafi poradzić sobie sama z sobą, miota się w poszukiwaniu przyczyn własnego położenia. W tych poszukiwaniach często pojawiają się odpowiedzi dosyć głupiutkie, popychające do radykalnych zachowań w nadziei, że jakieś magiczne zaklęcie wszystko zmieni. A w szerszej skali jest, jak mówi Karol Modzelewski: politycy mają niewiele do powiedzenia o tym, co jest rzeczywiście ważne. O autentycznej kondycji naszego kraju, o przyszłości, o szansach, które powinniśmy wykorzystać. My rzeczywiście ryzykujemy, że zakłócimy się na śmierć w sprawach teczkowo-lustracyjnych. I miną nam koło nosa wielkie możliwości. – Patrząc na życie publiczne, można odnieść wrażenie, że politycy rzeczywiście zagrywają się na śmierć, zapominając przy tym o ludziach. A dla ludzi najważniejsze są dwie rzeczy: żeby mieli pracę i żeby ich dzieci miały szansę w życiu. Lewica też o tym nie mówi i nie mówiła przez ostatnie lata. Modzelewski: – Jak nic nie zrobiła, to co miała mówić? – A dlaczego nie zrobiła? Modzelewski: – To jest kluczowe pytanie. I dla lewicy, i dla prawicy. Ponieważ obie strony chwytają się tzw. tematów zastępczych… Tylko że tematy zastępcze obrane przez prawicę, czyli teczkowe, mają bez porównania większą siłę. Następuje odwrócenie się bardzo znacznej części społeczeństwa od demokratycznego państwa. Teczki, które pozwalają to państwo zohydzać, mają swoją nośność. Jakkolwiek jest to jedyna Polska, nie ma innej Polski niż III RP – i w dodatku to wolna Polska. Ale ludzie uważają, że jest marna, i widocznie mają powody. – Mają powody, panie marszałku? Cimoszewicz: – Zgadzam się z opinią, że praca, a więc to, co wyznacza warunki życia, jak i przyszłość dzieci czy wnuków, to rzeczy bardzo ważne. Ale wydaje mi się, że gdyby polska debata publiczna była mądrzejsza, głębsza, bardzo wielu ludzi uświadomiłoby sobie także inne istotne kwestie. Natomiast debata jest, jaka jest, i wielu ludzi zachowuje się trochę na zasadzie gapiów. Stoją obok i patrzą, jak na wypadek na ulicy. Nawiasem mówiąc, to jest jedna z negatywnych konsekwencji tych wszystkich głupawych, trwających co najmniej od 1992 r. dyskusji lustracyjnych, bo one zamieniają obywateli w gapiów. A przez brak zaangażowania obywateli nasza demokracja staje się osłabiona, płytka. Z mojego punktu widzenia ważniejszym problemem od wymierającej garstki ludzi, którzy współpracowali kiedyś z SB, jest to, że ponad 50% obywateli nie angażuje się w funkcjonowanie państwa, ogłasza brak zainteresowania. To decyduje o kondycji naszego państwa w znacznie większym stopniu niż to, czy ktoś kiedyś podpisał instrukcję wyjazdową, czy nie. GRZECHY WOLNEJ POLSKI – A dlaczego tak się dzieje? Może dlatego, że mądrzy politycy ustępują politykom awanturnikom? I nie potrafią przedstawić ludziom interesujących ich tematów? Modzelewski: – Grzech pierworodny wolnej Polski polega na tym, że na dzień dobry przyjęła formułę, że od obywateli oczekuje się cierpliwości, a nie aktywności. To było przy transformacji, taki był kierunek – musimy obarczyć obywateli ogromnym ciężarem materialnym, kazać im płacić straszną cenę. Nierówną. Tym słabszym, biedniejszym – większą. Nie wchodzę w to, czy można było inaczej, niemniej jednak tym, czego oczekiwano, była cierpliwość. Czyli bierność, bo cierpliwość jest rodzajem bierności. Nasiliło się to w następnych latach, dlatego że kolejne formacje polityczne, z którymi wyborcy wiązali nadzieje, wchodziły w buty poprzedników. Więc wyborcy doznawali rozczarowania. W zasadzie jedynym przypadkiem, kiedy to rozczarowanie nie było takie oczywiste, były wybory 1993 r. W 1997 r. SLD, chociaż znalazł się po stronie przegranej, bo załamał się koalicjant, uzyskał 7% więcej niż w roku 1993. – A notowania Włodzimierza Cimoszewicza jako premiera były na poziomie ponad 40% zaufania. Cimoszewicz: – Ośmielam się korygować w górę – to był jedyny rząd w III RP,
Tagi:
Robert Walenciak









