Być jak Janusz Gajos

Być jak Janusz Gajos

Można powiedzieć, że jest aktorem  dobrym na każdy czas. I jak dobre wino  – im starszy, tym lepszy Nieprawda, bandyci nie przychodzą z kapitalizmem. Oni oczywiście istnieją w każdym ustroju i pod każdą szerokością geograficzną, tylko socjalizm niejako ustawowo ich unicestwił. Podobnie jak prostytucja czy pornografia bandyci w Polsce Ludowej oficjalnie nie istnieli. W każdym razie przestępczość zorganizowana czy mafijne porachunki nie były tematem dla kina, ponieważ nie zatwierdziłaby go cenzura. (…) Po 1989 r. zmienił się nie tylko ustrój, nasza rzeczywistość także. Pojawiły się wielkie pieniądze, a z nimi wielkie przestępstwa, przekręty i afery. Filmy, które zaczęły coraz śmielej przejmować wzory amerykańskiego kina sensacyjnego, gangsterskiego, zaczęły pokazywać świat coraz brutalniejszy, który był już i naszym światem. Nie stało się to od razu, ale się stało, i to w sposób bardzo widowiskowy. W roku 1993 na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych pokazano „Szwadron” Juliusza Machulskiego i „Psy” Władysława Pasikowskiego. Oba filmy dzieli tematyka, sposób opowiadania, rodzaj aktorstwa – jakby pochodziły z dwóch różnych epok, choć kręcone były prawie jednocześnie. W obu Janusz Gajos ma swój wydatny udział, co jest o tyle znamienne, że wielu aktorów jego pokolenia nie znajduje miejsca dla siebie w nowych czasach. Można powiedzieć, że jest aktorem dobrym na każdy czas i jak dobre wino – im starszy, tym lepszy. Właściwie jest jedynym aktorem o takim poziomie umiejętności zawodowych i takiej pracowitości – słyszałam to zdanie wypowiadane po wielekroć przez ludzi z tzw. branży i tych bardzo od niej dalekich. Zawodowcy wciąż bardzo chcą z Gajosem pracować, publiczność zaś ciągle chce go oglądać. Wspomniany festiwal, choć nie tylko on, dobrze uzmysławia, dlaczego tak jest. „SZWADRON” – oparty na prozie Stanisława Rembeka, wprowadza nas w lata 1863-1864, kiedy to car wysłał do Polski trzystutysięczną armię żołnierzy i kozaków, która miała dobić resztki oddziałów powstańczych, błąkających się po lasach i wioskach bez specjalnej nadziei na zwycięstwo. Rotmistrz Jan Dobrowolski, dowódca szwadronu konnej jazdy, w ujęciu Janusza Gajosa to postać wyjątkowo odrażająca fizycznie i mentalnie. Wielkie bokobrody okalające twarz i długie włosy wystające spod oficerskiej czapki zdradzają wyraźnie, że nie jest to człowiek nadmiernie dbający o higienę. Wygląd koresponduje z manierami – pan Rotmistrz głównie krzyczy albo głupkowato się śmieje. Jest buńczuczny i pewny siebie, choć może to być poza przyjęta na użytek rosyjskich oficerów, wszak jest Polakiem. Człowiekiem, który głośno i ostentacyjnie udowadnia swoją lojalność. Okrucieństwo także. To on decyduje, by powiesić żydowskiego chłopca podejrzewanego o współpracę z powstańcami, mimo protestów rosyjskiego oficera, który domaga się śledztwa i sądu. Dobrowolski wydaje się pozbawiony normalnych ludzkich odruchów. (…) Rola wspaniała, w dużej części grana po rosyjsku. Aktor nie usiłuje bronić postaci, robi wszystko, by Dobrowolski stał się symbolem ohydy i moralnego upadku. A jednak niepełna. Skoro film ociera się o kicz patriotyczny, to i Rotmistrz Gajosa został zagrany jednoznacznie w tonacji potępienia, jako negatyw wzorca patriotycznego. Machulski opowiada całą historię z perspektywy młodziutkiego rosyjskiego oficera – barona Jeromira, postaci wzorowanej na Piotrze Bezuchowie z „Wojny i pokoju” Tołstoja – coraz bardziej przerażonego okrucieństwem swoich podwładnych i kozaków wobec powstańców. Zabieg ten nie wystarcza, by przełamać sentymentalny schemat, który powiela klisze polskiego bohaterstwa, honoru i patriotyzmu rodem z Grottgera. Jury nagrodziło Janusza Gajosa za rolę Dobrowolskiego. I słusznie. W filmie, gdzie podzielono bohaterów na nieskazitelnych polskich patriotów i brutalnych rosyjskich najeźdźców, był jedyną żywą, dramatycznie rozdartą postacią. Gdyby scenariusz był ciekawszy, więcej moglibyśmy się dowiedzieć o motywach postępowania i charakterze tego człowieka, Polaka aż tak lojalnego wobec zaborcy. RÓWNIE DOBRZE JAK W KOSTIUMIE, czyli w mundurze carskiego oficera, na koniu, czuje się aktor we współczesnym ubraniu, z pistoletem w ręku. I podobnie jak w „Szwadronie”, w „Psach” reprezentuje stronę zła. Gross, były funkcjonariusz UB, już w 1989 r., kiedy w kraju wszystko się zmieniało, potrafił się urządzić w nowej rzeczywistości. Nie został zweryfikowany, musiał opuścić szeregi tajnej policji, ale szybko nauczył się wykorzystywać swoją wiedzę, kontakty i umiejętność strzelania dla gangu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2014, 2014

Kategorie: Książki