Byłem sekretarzem Edwarda Gierka

Byłem sekretarzem Edwarda Gierka

Indie.Kazimierz Zarzycki z żoną Olą.

Gierek nie był mściwy, szybko wybaczał, lubił spokój w swoim otoczeniu Usiedliśmy gdzieś przy kieliszku, Jerzy Sochanik krygował się, przy wtórze swojego urokliwego jąkania. (…) – Wstępnie zaproponowałem szefowi, to znaczy towarzyszowi Gierkowi, żeby pan zajął przy nim moje miejsce. Służba Bezpieczeństwa już pana sprawdziła, zastrzeżeń nie ma… Byłem zaskoczony, że mówił o tym wprost. Potem dowiedziałem się, że to sprawdzanie narobiło w rodzinnym Jarosławiu i u Oli, w Żywcu, sporo bigosu. Przeważał niepokój. Później ojciec relacjonował, jak o mało nie dostał zawału, kiedy sąsiedzi donieśli, że dzielnicowy i jacyś dziwni cywile przepytują mieszkańców, wypytują o mnie i rodzinę. – Synu, coś ty zrobił, że tak węszą? – pytał lękliwie. Uspokoiłem, że być może będę pracował dla Gierka, pierwszego sekretarza w Katowicach. (…) • Przedstawiłem się. Gierek wyciągnął rękę, kiwnął głową, jakby dawał do zrozumienia, że już mnie zna. Wprawdzie w tamtych czasach dziennikarze nie zaglądali politykom w oczy – ochrona trzymała nas na parę metrów od nich – ale dość często „obsługiwałem Gierka”, więc na pewno nie byłem dla niego postacią całkiem anonimową. Ośmieliłem się powiedzieć, że miałem zaszczyt relacjonować wiele jego gospodarczych i politycznych spotkań, także wizytę Charles’a de Gaulle’a w Zabrzu, we wrześniu 1967 r. To był strzał w dziesiątkę. Gierek był wyraźnie zadowolony. To wtedy prezydent Francji wykrzyknął słynne zdanie, które przeszło do historii: „Niech żyje Zabrze, najbardziej śląskie ze wszystkich śląskich miast, a więc najbardziej polskie ze wszystkich polskich miast”. Ten okrzyk uznany został wówczas za wielki polityczny sukces Polski. Szczególnie w relacjach polsko-niemieckich. W jakiejś mierze był to także osobisty sukces Gierka, sprawnego włodarza, który wcześniej swobodnie rozmawiał z de Gaulle’em po francusku w cztery oczy, co wówczas nie było zjawiskiem nadmiernie powszechnym. (…) Patrzyłem, jak przegląda moje akta i wyraźnie podbechtany przywołanymi zabrzańskimi wspomnieniami zauważa: – A wiecie, towarzyszu Kazimierzu, że jesteście prawie rówieśnikiem mojego starszego syna Adama i trzy lata starszym od młodszego, Jerzyka. Dalej zaczął ubolewać nad tym, że on i ludzie jego generacji nie całkiem rozumieją to nasze „nowoczesne” pokolenie, ale właśnie poprzez swoich synów wiele problemów jest mu bliskich. Zaczął wypytywać mnie o studia, o profesorów, działalność w ZMS, pracę w radiu i mój stosunek do służby wojskowej. Opowiedziałem o studium wojskowym i stopniu oficerskim, ale bez szczegółów związanych z przydziałem w razie mobilizacji. Gierek niespodziewanie się pochwalił: – A ja też, towarzyszu Kazimierzu, służyłem w Wojsku Polskim. W Stryju, od końca 1934 do 1936 r. W 1. Pułku Artylerii Motorowej. Zresztą razem z towarzyszem Józefem Szczyrbą. Byłem kierowcą, ale żadnej belki na pagonach nie dochrapałem się. Żalu nie mam – tu się zaśmiał – bo przecież mieli w papierach, co robiłem w Komunistycznej Partii Francji. Byłem bardzo zaskoczony, że Gierek wspomniał, na dodatek dość ciepło, ten fragment przedwojennego życiorysu. W oficjalnych biogramach istniała tylko sucha informacja o wcieleniu czy też powołaniu do wojska. A Józef Szczyrba, prosty Ślązak, był kierowcą Gierka od czasu, kiedy ten został pierwszym sekretarzem KW w Katowicach. A później poszedł z nim do Warszawy jako oficer Biura Ochrony Rządu. Parę razy podsłuchałem, że kiedy są sami, to mówią sobie po imieniu, ale w innych, bardziej oficjalnych sytuacjach, Szczyrba zachowywał wobec pierwszego sekretarza stosowny dystans. Bardzo go polubiłem. Chętnie okazywałem mu tę sympatię i szacunek, należny nie tylko z racji wieku. Kiedyś, przy jakiejś sprzyjającej ku temu okazji, zapytałem go o przedwojenne relacje z Gierkiem. Po wojsku ich drogi się rozeszły, Gierkowie w 1937 r. wyemigrowali do Belgii. Kumple z wojska odnaleźli się dopiero po wojnie, po powrocie Gierka do kraju. A Szczyrba przeszedł śląską drogę: volkslista, choć nie pamiętam której kategorii, i służba w Wehrmachcie. Wiem, że wielokrotnie – w okresie kiedy pracowałem u Gierka, ale też wcześniej i później – próbowano go przed nim zdyskredytować, właśnie za wojenny życiorys. Szukano też gorliwie innych haków. Szczyrba podlegał długotrwałej inwigilacji. A cel był jasny: SB i nadzorujący ją z ramienia partii sekretarz organizacyjny Zdzisław Grudzień pragnęli mieć przy Gierku swojego kierowcę. Gierek nie chciał o tym słyszeć. Teraz żałuję, że nigdy go nie zapytałem, jakich argumentów użył, żeby obronić nie tylko swojego kierowcę, ale i przyjaciela. Tak, przyjaciela.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2020, 2020

Kategorie: Historia