Jan Widacki

Powrót na stronę główną
Felietony Jan Widacki

Ojciec chrzestny

Na wrześniowym Forum Ekonomicznym w Karpaczu pojawił się wicepremier, minister aktywów państwowych, Jacek Sasin. To on podczas gali wręczał nagrodę Firmie Roku, za którą uznano KGHM Polska Miedź SA. Wicepremier nawet przemówił. Mówił o KGHM z taką samą dumą jak kiedyś Edward Gierek o Hucie Katowice. Cóż, jest to zawsze jakiś postęp. Kaczyński mówi Gomułką, a Sasin przynajmniej Gierkiem. Nie wykluczam, że KGHM jest nadzieją rządu. Skoro Obajtkowy Orlen kupił rządowi prasę lokalną, może też KGHM coś kupi. Nic dziwnego, że rządzący tak lubią bogate molochy państwowe. A ileż to członków rodziny i wiernych towarzyszy partyjnych można w nich zatrudnić! Spójrzmy na taką dużą firmę państwową racjonalnie. To znaczy jako na zbiór posad. Im firma większa, tym posad do obsadzenia więcej. Im bogatsza, tym posady lepiej płatne. No i przy okazji może coś zasponsorować, a nawet – jak już wiemy – wykupić lokalne media. Może Orlen wydawać gazety, to niby czemu KGHM nie mógłby kupić jakiejś telewizji? Najlepiej dużej i niezbyt przychylnej rządowi. O mały włos, a jedna taka byłaby może na sprzedaż. Zresztą jeszcze nic do końca nie wiadomo. Nikogo w zasadzie nie dziwiło, że KGHM dostał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Atak odparty!

W czasie debaty sejmowej na temat zatwierdzenia stanu wyjątkowego wzdłuż naszej wschodniej granicy najpierw przemówił pan premier, po nim głos zabrał pan minister spraw wewnętrznych. Z obu tych przemówień wynikało, że Rzeczpospolita jest w najwyższym niebezpieczeństwie i tylko stan wyjątkowy w trzykilometrowym pasie przy wschodniej granicy może nas uratować. Mowa premiera bardziej była dramatyczna niż sławna mowa Becka w przededniu wybuchu wojny. Kto w tej sytuacji nie poprze rządu i jego stanu wyjątkowego, ten jest zdrajcą lub idiotą. U bram Rzeczypospolitej – zdaniem premiera – stoją uchodźcy w liczbie nieprzeliczalnej. Okazuje się, że Łukaszenka samolotami sprowadza ich z Azji i Afryki do Mińska i stamtąd ekspediuje na naszą granicę. Pomijając wszystko inne, wychodzi na to, że mało dotąd znane białoruskie linie lotnicze Belavia są wśród światowych przewoźników jakąś niesłychaną potęgą, której samoloty nie mogą wprawdzie lądować na lotniskach krajów należących do Unii Europejskiej, ale gotowe są wziąć na pokład tysiące, jeśli nie miliony nielegalnych imigrantów. Mało tego, za parę dni mają się rozpocząć na Białorusi manewry Zapad-21! Czy już to nie brzmi złowrogo? O poziomie wystąpienia Morawieckiego najlepiej świadczy to, że z ław zerwał się sam Antoni Macierewicz, rękę schodzącemu z mównicy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Stan (bardzo) wyjątkowy

Konstytucja przewiduje możliwość wprowadzenia trzech stanów nadzwyczajnych: stanu wojennego, stanu wyjątkowego i stanu klęski żywiołowej. Można je wprowadzić „w sytuacjach szczególnych zagrożeń, jeżeli zwykłe środki konstytucyjne są niewystarczające”. To „szczególne zagrożenie” ma dotyczyć „konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego”. Wprowadzenie takiego stanu wymaga zatem wykazania, że owo szczególne zagrożenie rzeczywiście występuje i że ustawowe uprawnienia policji, straży granicznej, ABW, żandarmerii wojskowej i wszystkich innych służb, których mamy w Polsce nadmiar, byłyby niewystarczające do jego usunięcia. W rozporządzeniu wprowadzającym stan wyjątkowy prezydent mówi jedynie, że wprowadza go „w związku ze szczególnym zagrożeniem bezpieczeństwa obywateli oraz porządku publicznego związanego z obecną sytuacją na granicy państwowej Rzeczypospolitej i Białorusi”. Chcielibyśmy wiedzieć, na czym to „szczególne zagrożenie” polega. Czy stanowi je owa grupa trzydziestu kilku uchodźców przetrzymywanych na granicy od kilku tygodni, w warunkach urągających godności ludzkiej, w imię ważnych celów politycznych? Jakich to uprawnień zabrakło policji i straży granicznej, że sięga się po środki inne niż konstytucyjne? Nawet budowa polskiej linii Maginota z drutu kolczastego mieści się w uprawnieniach konstytucyjnych polskich władz i nie wymaga sięgania po środki nadzwyczajne. Przedstawiciele rządu mówią o zagrożeniu nadchodzącą nową falą uchodźców, których Łukaszenka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Z ziemi Wolskiej do Talibanu

Dzieje się! Prezydent Duda, wręczając wicepremierowi Gowinowi akt odwołania, nie bacząc na protokół, zasady dobrego wychowania, a nawet zwykłą przyzwoitość, zrugał Gowina jak sztubaka. Tak się przy tym zapędził, że zapominał, że jest „prezydentem wszystkich Polaków”, jak wielokrotnie deklarował. A deklarował tak często, że chyba czasami nawet sam w to wierzył. Tu nie pozostawił wątpliwości. Swój urząd „prezydenta Rzeczypospolitej” jednoznacznie przypisał do obozu Zjednoczonej (?) Prawicy. Z tego rugania dowiedzieliśmy się, że Gowin zabiegał o spotkanie w cztery oczy z prezydentem, ale ten mu właśnie tego odmówił, i to publicznie. Okazuje się, że Gowin, którego siła w Sejmie jest porównywalna z siłą Kukiza, wciąż jeszcze uważa się za wpływowego męża stanu i jeszcze mu się zdaje, że coś w polityce polskiej rozgrywa, chce rozmawiać z prezydentem i do swojej polityki go przekonywać. Dostał po nosie. Wart Pac pałaca, a pałac Paca. Kukiz opędza się od powszechnego hejtu, nawet sobie to wszystko zracjonalizował, uznał, że ponosi ofiarę za bezkompromisową walkę, jaką w swoim mniemaniu toczy „o zmianę ustroju i wyjście Polski z postkomunistycznego, neokolonialnego systemu”. Potwierdza tym, że nie wie, o czym mówi, ale wie, że mówi wzniośle. Niech mu tam. Jeden więcej, który walczy z „ostrym cieniem mgły”. Tymczasem na prawicy, mimo wszystko podobno –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Eufemizmy

Nie wątpię, że język polityki czasów PiS będzie kiedyś przedmiotem badań naukowych. Jest to język pełen manipulacji, nadużyć semantycznych i eufemizmów. Od pewnego czasu Jarosławowi Gowinowi wydawało się, że stoi na czele ważnej partii politycznej, a jego frakcja w klubie Zjednoczonej Prawicy odgrywa rolę języczka u wagi, co pozwala na stawianie PiS ultimatum. On sam uważał się za rozgrywającego, za męża stanu. Wszyscy komentatorzy zastanawiali się, „ile szabel” ma Gowin. Brzmi to ładnie, tradycyjnie, po polsku, rycersko. Gowin i „jego szable”! Nie o liczbę szabel tu jednak idzie, ale o liczbę paluchów, które przycisną odpowiedni guzik w trakcie głosowań. Ale paluch brzmi prostacko. Co szabla, to szabla. Szabla służy do uczciwej walki. A paluch? Na pewno jest bardziej uniwersalny. Można się nim podrapać, podłubać sobie. I oczywiście można nim przycisnąć guzik do głosowania. Licząc szable, Gowin zapomniał o paluchach. No i zbudził się z palcem w… Nie dość, że nie dane mu było w wybranym przez siebie momencie demonstracyjnie opuścić jeśli nie tonący, to na pewno nabierający już wody i przez to mało sterowny statek Zjednoczonej Prawicy, to jeszcze został wywalony z posady wicepremiera i ministra, a na dokładkę pozostał niemal sam. Jego przeliczane wielokrotnie „szable” okazały się jedynie paluchami, w dodatku przyciskającymi te guziki, które

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Genetyk

Jeśli prof. Wiesław Wysocki, teolog z wykształcenia, zajmuje się biografistyką, to nic dziwnego, że myli mu się ona na ogół z hagiografią, a w konsekwencji pisane przez niego biogramy wzorowane są na żywotach świętych. To jeszcze można przeżyć, a nawet trochę się pośmiać. Gdy czczonym przez siebie „żołnierzom wyklętym” przypisuje cechy anielskie, to już gorzej, na pewno nie do śmiechu, ale i to można jakoś przeżyć. Jeśli jednak przy takim dorobku naukowym i takim warsztacie można zostać na uczelni publicznej kierownikiem Katedry Historii Najnowszej, kształcić studentów i młodą kadrę, to już całkiem nie jest do śmiechu. Ale ostatnio prof. Wysocki przeszedł sam siebie. Przeanalizował mianowicie na antenie TVP Info wystąpienie Donalda Tuska w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Dla przypomnienia, były premier, a obecny szef Platformy, w krótkim, pięknym i mądrym wystąpieniu przypomniał słowa poety powstańca Stanisława Marczaka-Oborskiego z wiersza „Do Powstańca”: „Pamiętaj: nie wolno ci zwątpić w wolność, co przyjdzie, choćbyś padł…”. Tusk powiedział, że słowa te są dziś tak samo ważne i aktualne, jak były 77 lat temu. Powiedział, że trzeba pamiętać, iż powstańcy ginęli po to, abyśmy – kiedy zatrzymamy się na dźwięk syren w rocznicę wybuchu powstania – mogli, gdy głos syren ścichnie, wracać do normalnego, bezpiecznego życia wolnych ludzi.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Minister Czarnek może spać spokojnie

Wiadomo, że każda próba odwołania ministra rządu, który ma za sobą sejmową większość, skazana jest na niepowodzenie. Czy zatem składanie przez opozycję wniosku o wotum nieufności ma jakikolwiek sens? Może mieć, ale nie musi. Rozpatrywanie wniosku w Sejmie daje opozycji szansę publicznego skrytykowania ministra, którego wotum dotyczy, oraz rządu i jego polityki, stwarza też okazję do zaprezentowania własnych poglądów i propozycji. Tak było również w przypadku odwołania ministra Czarnka. Oczywiste było, że koalicja rządząca swojego ministra obroni. Byłoby skrajną naiwnością liczyć, że do opozycji, a i to niecałej, dołączą posłowie Porozumienia. Nawet gdyby tak się stało, i tak zabrakłoby głosów do odwołania ministra. Ale aż tak naiwna Platforma chyba nie jest. Wiedziała zatem, że wniosek o wotum nieufności zostanie odrzucony. Jedyną niewiadomą było, iloma głosami. Zgłoszenie wotum miało więc dać tę szansę publicznej debaty parlamentarnej. Tyle że posłowie opozycji do debaty się nie przygotowali. Ministra Czarnka jest za co krytykować. Ale opozycja nawet tego nie potrafiła zrobić. Powoływanie się w wystąpieniu sejmowym na obawy i niepokoje spotkanej przypadkowo na ulicy babci kilkorga wnuków albo na opinię napotkanej (też przypadkiem?) 15-latki przypominało kazania w „stylu kapucyńskim”, jakie można często usłyszeć zwłaszcza w prowincjonalnych kościołach. Raziło naiwnością, żeby nie powiedzieć dosadniej: infantylizmem. Na tle słabo argumentujących swój wniosek

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Oni nie wiedzą, czym jest Unia Europejska

Z wypowiedzi najważniejszych osób w naszym państwie jednoznacznie wynika, że wciąż jeszcze nie rozumieją, czym jest Unia Europejska. Pomijam skrajnie głupie lub ordynarne wypowiedzi typu „Unia to wyimaginowana wspólnota” lub „unijna szmata”. Te pierwsze słowa, jak pamiętamy, są emanacją myśli politycznej pana prezydenta Dudy i tak ogólnie nie odbiegają od poziomu tego, co pan prezydent zwykle mówi publicznie, zwłaszcza gdy da się ponieść emocjom i zawierzy własnemu intelektowi. Drugie określenie jest autorstwa pani Pawłowicz. Kiedyś posłanki PiS, dzisiaj sędzi u pani Przyłębskiej w trybunale, osoby o temperamencie, manierach i intelekcie niegdysiejszej przekupki. Napisałem niegdysiejszej, bo dziś już zapewne próżno by szukać przekupki o cechach pani Pawłowicz. Gorzej, że istoty członkostwa w Unii i istoty samej Unii nie rozumie premier Morawiecki, którego zadaniem – jak się zdaje – powinno być łagodzenie napięć na linii Warszawa-Bruksela. Samo zadanie trybunałowi (pomijam już to, jakiemu, jak powołanemu, z kogo złożonemu itd.) pytania o wyższość prawa europejskiego nad Konstytucją RP pokazuje, że premier kompletnie nie rozumie, na czym polega członkostwo w Unii, albo rozumie, tylko udaje, że nie rozumie, czyli jest cynicznym demagogiem, świadomie działającym przeciw interesom Polski, a zgodnie z doraźnie rozumianym wąskim interesem swojej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Powrót Tuska

Wraca? Nie wraca? Tę podtrzymywaną od miesięcy niepewność mamy za sobą. Wrócił! Co z tego wynika dla polskiej polityki? Kilka rzeczy na pewno. Na pewno na czele Platformy (bo czy opozycji, to się okaże i wcale takie pewne nie jest) stanął rasowy polityk, z dużym doświadczeniem, rozumiejący Europę i w niej szanowany. Zastąpił mało charyzmatycznego Borysa Budkę. Co to takiego charyzma, próbował kiedyś definiować prezydent Duda, opisując ją przez własne przymioty. Dlatego tej definicji raczej bym nie polecał. Przyjmijmy za pewnik, że coś takiego jak charyzma istnieje i że Tusk ją ma, a Budka nie. Pozbawił też nadziei na przywództwo Rafała Trzaskowskiego. Wśród liderów Platformy owacyjnie witających Tuska, co to „wrócił na ojczyzny łono”, Trzaskowski wyglądał na raczej smutnego. Trudno, panie Rafale. Miałeś „złoty róg”. Miałeś swoje pięć minut. Zmarnowałeś je. Gdyby Rafał Trzaskowski zaraz po przegranych o włos wyborach prezydenckich założył zapowiadany przez siebie ruch, dziś on i my wszyscy bylibyśmy w innym miejscu. Gdyby wykorzystał entuzjazm i zapał tych, którzy na niego głosowali, gdyby wykorzystał od razu swoje komitety i sztaby wyborcze w stolicy i w terenie, byłby dzisiaj zapewne niekwestionowanym liderem opozycji. Ale nie wykorzystał. Awaria oczyszczalni była jedynie pretekstem, że jako prezydent Warszawy ma inne, ważniejsze zajęcia niż budowa nowego ruchu. Tak naprawdę chodziło

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Ogień w Nowej Białej

19 czerwca wieczorem w Nowej Białej wybuchł pożar. Płonęła niemal cała wieś. Przez noc z soboty na niedzielę ponad 400 strażaków z państwowej i ochotniczych straży pożarnych z kilku powiatów walczyło z ogniem. Akcję ubezpieczało ok. 100 policjantów. Żywioł zniszczył 25 budynków mieszkalnych i ponad 50 gospodarczych. Był to największy od lat pożar w Małopolsce. Pokazywały go wszystkie stacje telewizyjne, opisywały gazety. Na miejsce przyjechał premier Morawiecki. Ludzie z sąsiednich wiosek, a nawet z odległych stron Polski, pośpieszyli z pomocą pogorzelcom. Pośpieszyła z pomocą Słowacja. Nawet abp Jędraszewski przybył do Nowej Białej, odprawił tam mszę, a w kazaniu, które wygłosił, po raz pierwszy nie było nic o gender czy tęczowej zarazie. Porzucił na chwilę swoje ulubione tematy i mówił – aż trudno uwierzyć – o ludzkiej solidarności. Dotąd o Nowej Białej mało kto w Polsce słyszał. Nowa Biała to wieś na polskim Spiszu, z większością ludności słowackiej. O typowej dla Spiszu, niespotykanej nigdzie więcej w Polsce zabudowie, wyraźnie różnej od zabudowy wsi podhalańskich. Nawiasem mówiąc, pan premier, podobno historyk z wykształcenia, będąc w Nowej Białej, i tak był przekonany, że jest na Podhalu, co kilkakrotnie powtórzył. Ta tradycyjna zabudowa wygląda tak, że domy mieszkalne zwrócone są frontem do drogi,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.